08/11/2023
Witajcie Moi Drodzy.
Dzisiaj przychodzę do was z moja historia o której jeszcze tutaj nie mówiłam, a poczułam, ze jest to bardzo ważne dla wielu kobiet.
W wieku 30 lat w moim życiu zaczęły zdziewać się sytuacje w których wróciły traumy z dzieciństwa i powstal z nich konflikt w postaci choroby.
Zaczęło się bardzo niewinnie bo choroba rozwijała sie stopniowo przez rok czasu. Straciłam całkowita ochotę na bliskość i dotyk mojego partnera.
Nie wiedziałam co się stało, dlaczego odrzuciło mnie od mężczyzny którego kochałam.
Zaczelo się od bólów podczas naszego stosunku i każde nasze ,,po” stawało się dla mnie koszmarem, było dla mnie cierpiniem, a ból w podbrzuszu był podobny do skurczy porodowych. Potrafiłam zwijać się przez pół nocy i kolejny następny dzień zanim mi przeszlo.
Objawy z miesiąca na miesiąc pogarszały się i oprócz bólow zaczelam czuć marskosc swoich narządów, zaczęły pojawiać sie bardzo częste zapalenia pęcherza, bole nerek, krew w moczu, migreny i ból chroniczny całego ciała.
Zaczęłam obwiniać siebie sama, ze coś ze mną nie tak, ze straciłam swoja kobiecość i seksualność. Nie umiałam patrzeć na siebie w lusterku bo sama do siebie nabierałam odrazy. Zaczelam nie lubiec siebie i przestałam akceptować siebie taka jaka się stałam. Znienawidzilam siebie sama. Uderzalam w siebie z każdej strony i nie tylko słownie, dochodziło aż do takiego stopnia, ze biłam się pięściami ze złości która w sobie mialam.
Nie umiałam sobie poradzić ze swoim własnym odrzuceniem.
Lekarze diagnozowali moja chorobę przez dwa lata i byli bezradni bo wszystkie wyniki były bardzo dobre i oznajmiali mi to z uśmiechem na twarzy.
A mi tak naprawdę nie było do tego uśmiechu bo błagałam Boga o to, aby w końcu znaleźli przyczynę mojej choroby.
W końcu usłyszałam, ze ostateczne badanie będzie pobranie biopsji. Bardzo się bałam i już zaczelam akceptować to, ze jest to nowotwór i prawie się pogodziłam z tym ze to ostatecznie będzie wyrok śmierci.
Gdy czekałam na wyniki codziennie powtarzałam sobie, ze będę walczyła, ze będę żyła dla siebie i dzieci, ze się nie poddam.
Gdy już przyszły wyniki nie mogłam uwierzyć własnym ocza - jestem zdrowa!
Myślicie ze się ucieszyłam ... sama teraz się dziwie, ze nie skakałam z radości i nie czułam wdzięczności.
Ja byłam zawiedziona, czułam bezsilnosc i poddanie się.
Przez dwa lata badan okazuje się, ze jestem zdrowa i lekarze nie maja pomysłu jak mi pomoc.
Czulam wtedy ze straciłam cała nadzieje i przegrałam swoje życie. Czułam jakbym już nie miała z czym nawet walczyć.
Byłam na tabletkach które były zmienianie co kilka miesięcy bo nic mi nie pomagało.
Bylam u kresu wytrzymałości, żyłam tylko dla dzieci. Frustracja moja przekładała się na cała rodzine, mój partner zaczął pic i zaczęły się awantury. Nie było wesoło, a Ja potrzebowalam milosci i uwagi bo sama nie umialam juz siebie kochac.
Tak minął kolejny rok.
Po którejś kolejnej wizycie w szpitalu trafiłam na bardzo młoda Panią Doktor widać było, ze była zaraz po studiach.
Przyszła aby mnie wypisac do domu.
Pierwszy raz poczułam taka potrzebe bycia slaba, nie rozumiałam jak w tych bólach mam wrócić do domu.
Pękło coś we mnie i zaczelam płakać. Pani Doktor nie mogła Mnie uspokoić, wpadłam w jakas histerie i wtedy powiedziałam, ze nie mam ochoty żyć, ze wolałabym umrzeć. Opowiedzialam jej cała historie mojej choroby.
I nie zapomnę tego dnia do końca życia bo wtedy właśnie Padla diagnoza - była to Wulwodynia - uszkodzenie nerwa w okolicach miednicy po mojej ostatniej cesarce.
Byłam przeszczęśliwa, ze dostałam imię swojej choroby po trzech latach oczekiwania. Cieszylam się, ze wiedza już co mi dolega i ze w końcu będę zdrowa.
Widziałam już jak wracam do siebie i ciesze się zyciem, zaczelam snuć wizje ze w końcu wrócę na siłownie będę mogła biegać z synkiem i cieszyć się każdym dniem. Ze relacja z moim partnerem będzie taka jak była przed choroba.
Rozczarowałam się bardzo gdy usłyszałam, ze na ta chorobę nie ma lekarstwa i muszę nauczyć się żyć z nią, przyzwyczaić się ze moje życie już nie będzie takie jak było.
Już nigdy nie doznam przyjemności z seksu, już nigdy nie poczuje podniecenia i już nigdy nie będę 100% kobieta.
I znowu cały domek z kart runął w oka mgnieniu. Przepłakałam miesiące bo nie umiałam się z tym pogodzić, czułam się jak chodząca kaleka, a życie przestało mnie cieszyć i czułam się ciężarem dla mojego partnerai i dzieci.
Codziennie byłam niezadowolona, nie umiałam uśmiechać się i dziękować za to ze wogole żyje. Myslam ze będzie lepiej gdy już mnie nie będzie, ze mój partner będzie wolny i nie będzie musiał się męczyć ze mną. Myslam ze dziecia będzie lepiej bo nie będą musiały oglądać mojego cierpienia. Znienawidziłam sama siebie.
Czułam ogromna złość w sobie i nie umiałam już kochać Nikogo. Nie czułam miłości, radości, szczęścia.
Moje życie stało się koszmarem.
Ktoregos dnia dostałam Książkę od koleżanki, dała mi do ręki gdy już wychodziłam od niej do domu i powiedziała: masz poczytaj sobie fajna książka, nic więcej nie mówiła mi o niej.
,,Możesz uzdrowić swoje życie „ L Hey
Zaczelam czytać i powoli ale z wielkim oporem (mój umysł robił wszystko abym w to nie wierzyła) zaczelam rozumieć na czym polega generowanie swoich własnych chorób. Nabierało to co raz większego sensu.
Tak zaczelam afirmować i zmieniać coś w swoim życiu. Słuchać audiobooki i czytać książki o własnym rozwoju i pokochania siebie.
I tak zaczęła się moja praca nad sobą i odnajdowanie swoich traum z przeszłości, ktore miały wpływ na moja chorobę.
Był to długi i trudny czas dla mnie.
Nie oczekiwałam, ze wyzdrowieje całkowicie ale ze chociaż odzyskam swoją życiowa radość.
Traumy z dzieciństwa i konflikty rodowe były ze sobą tak powiązane ze moje ciało nie mogło wybrać innej choroby jak wulwodynia.
Dlatego pracując nad sobą z tym wszystkim co już nie zaczęło się ode mnie a gdzieś głęboko w rodzie przychodziły uwolnienia w ciele i ciało zaczęło wracać do zdrowia.
Teraz gdy jestem już całkowicie zdrowa mogę pomagać innym którzy tez są w tym miejscu i maja bezsens życiowy.
Uwierz mi ze możesz wyjść z tego bezsensu i być w zupełnie innym miejscu.
Daj sobie szanse i skorzystaj z pomocy.
Napisz do mnie a coś się wymyśli żeby było lepiej i lżej.
Podziel się tym postem bo, być może ktoś z Twoich znajomych zmaga się z czymś podobnym, a nie ma odwagi o tym porozmawiać.
Ja pamietam siebie w tamtym miejscu
i wiem jakie to trudne kiedy nikt nie rozumie tego doświadczenia, bo nie wie jakie to jest.
Jak jest trudno rozmawiać o sprawach intymnych które są tematem tabu.
Z miłością Beata Jaremek ❤️