Monika Całka. Psycholog, psychoterapeuta.

Monika Całka. Psycholog, psychoterapeuta. Prowadzę prywatną praktykę psychologiczno-psychoterapeutyczną na warszawskiej Białołęce. Na pogłębianie kontaktu z własnymi emocjami i na zrozumienie siebie.

PsychoPracownia Integra to miejsce, w którym znajdzie się przestrzeń na zmierzenie się z bolesnymi uczuciami, przepracowanie trudnych relacji z bliskimi osobami, uwolnienie się od raniących przeżyć z dzieciństwa. Miejsce, w którym, w bezpiecznych warunkach, można nauczyć się rozpoznawać własne potrzeby i dbać o nie, otworzyć się na miłość, zaufać sobie i innym, wzmocnić poczucie własnej wartości. W pracy z pacjentem najważniejsza dla mnie jest relacja, która tworzy się w wyniku spotkania dwóch osób – uważam, że jest ona fundamentem całego procesu psychoterapii. Gdy nawiąże się więź terapeutyczna, pojawi się także miejsce na zaufanie i otwarcie się. Zapraszam,
Monika Całka

21/08/2025

Dziś bardzo wazny, prawie powakacyjny temat - czyli będzie o tym, dlaczego, z poziomu układu nerwowego, z wakacji z partnerem/partnerką bywa ze wracamy bardziej zmęczeni niż w zbliżeniu i jak nie wylać dziecka z kąpielą, czyli jak się nie rozstać i nie pokłócić, choć bywa, ze mamy ochotę nie widzieć kogoś przez miesiąc 🙂

To jeden z tych paradoksów, które trudno nam na co dzień zrozumieć, dopóki im się nie przyjrzymy. Wracamy z wakacji, które miały być piękne, upragnione, pełne bliskości. I może nawet były. Ale po powrocie czujemy się rozdrażnieni, wyczerpani, a czasem mamy ochotę wyprowadzić się (lub kogoś 🙂 ) na drugi koniec miasta. Nagle osoba, z która jeszcze wczoraj piliśmy kawę, zaczyna nas zlosic każdym gestem. I zaczamy myslec, ze może już nie umiemy ze sobą być albo cos się wypaliło, skoro wspólny czas tak nas zmęczył.

I zanim dojdziemy do takich wniosków (a czasem one są prawdziwe, ale nie zawsze) na wszelki trzeba się zatrzymać i przyjrzeć się temu, co właściwie się wydarzyło.

🚨🛫Wspólny wyjazd, nawet jeśli był udany, oznacza dla naszego układu nerwowego, i dla naszego ciała i głowy jedno: CIĄGŁA obecność drugiego człowieka. I nie chodzi tu o bliskość emocjonalną, ale o sam fakt, że przez kilka czy kilkanaście dni przez cały czas byliśmy w trybie relacyjnym, czyli dostosowywania się, planowania razem, brania pod uwagę drugiej osoby, wspólnego podejmowania decyzji, jedzenia razem, spania razem, dzielenia przestrzeni razem, negocjowania razem. Słowem, czas spędzony wspólnie, szczególnie w intensywnej bliskości przez kilka dni lub tygodni, wiąże się z koniecznością nieustannego dostrajania się do tego wspólnego rytmu razem. I to, co dla serca może być przyjemnością, dla układu nerwowego bywa po prostu bardzo dużym wysiłkiem.

O ile w codzienności większość relacji funkcjonuje w rytmie przeplatanym, to znaczy: spotykamy się, rozchodzimy, mamy przestrzeń na pobycie osobno i możliwość przetwarzania tego, co się wydarza między nami, o tyle wakacyjna obecność często pozbawiona jest tych przerw.

📈❣️Dla układu nerwowego taka bliskość, nawet jeśli jest pełna dobrej woli, oznacza zwiększone zużycie zasobów.
O co tu chodzi?
Przede wszystkim angażowany jest układ nadzorujący relacyjne dostrojenie, a więc te obszary mózgu, które odpowiadają za monitorowanie nastroju drugiej osoby, ocenianie potencjalnych reakcji na nasze zachowania, przewidywanie skutków naszych słów, regulację emocji i zachowań w oparciu o obecność drugiego człowieka. To wszystko dzieje się najczęściej automatycznie i nie jest wyrażane słowami, ale koszt fizjologiczny, który ponosi nasze ciało, jest turbo realny. Ten proces zużywa zasoby, tak jak komputer, który działa na wielu otwartych aplikacjach jednocześnie i jest ciagle w odbiorze 🙂

⛱️❣️I jeśli w trakcie wspólnego wyjazdu nie było przestrzeni na regulację w samodzielności, czyli na pobycie w swoim tempie i bez konieczności bycia dostępnym dla kogoś innego, to po powrocie nasz organizm może zareagować pozornie nieadekwatnie: napięciem, rozdrażnieniem, brakiem koncentracji, spadkiem nastroju lub silną potrzebą wycofania się.
Wiele osób w takiej sytuacji interpretuje to jako sygnał, że coś jest nie tak z relacją lub że wspólny czas był nieautentyczny. A w rzeczywistości to bywa bardzo naturalna reakcja naszego organizmu, który przez dłuższy czas nie miał dostępu do własnych wewnętrznych rytmów i musiał nagle funkcjonować w trybie ciagle relacyjnym.

💫A dla niektórych osób, zwłaszcza tych u których bycie w relacji wiązało się w przeszłości koniecznością przewidywania cudzych potrzeb i ciągłego leku o to, jak druga strona zareaguje, wspólny czas (nawet ten naprawdę wspaniały) bywa podświadomie trudny. Nie dlatego, że obecna relacja jest zła lub szkodliwa, ale dlatego, że ciało „pamięta”, że bycie blisko oznaczało kiedyś rezygnację z siebie, a my reagujemy z poziomu nam już znanego (odsyłam pare postów niżej). Jeśli w trakcie wyjazdu nie dochodzi do większych napięć, ale jednocześnie nie ma przestrzeni na kontakt ze sobą, to właśnie po powrocie nasz organizm zaczyna się domagać tej równowagi. I często robi to gwałtownie, zanim zdążymy to zrozumieć.

🧠 I tu ważna sprawa - neurobiologicznego punktu widzenia nie chodzi tu o uruchomienie jakiegoś „trybu przetrwania”, tylko o zużycie zasobów samoregulacyjnych bez równoległego ich odnawiania. Mózg, który przez długi czas jest aktywny w funkcji społecznej (czyli skoncentrowany na relacji i obecności), potrzebuje powrotu do funkcji egocentrycznej, czyli tej, która pozwala na odpoczynek, dezintegrację z otoczeniem i zwykła obecność tylko w sobie.

🧚O co tu chodzi?
Każdy z nas potrzebuje czegoś, co nazywamy funkcją egocentryczną i to wcale NIE ZNACZY, że jesteśmy egoistami 🙂 Funkcja egocentryczna to zdolność do bycia w kontakcie ze sobą, z własnym ciałem, własnymi potrzebami i uświadomienie sobie, ze „ja to ja, a nie tylko cześć MY”. To ten stan, w którym możemy się na chwilę zatrzymać i zadać sobie pytanie: jak się mam, czego mi potrzeba, co czuję teraz, niezależnie od tego, co dzieje się wokół mnie. To nie jest zamykanie się na swiat, tylko uzupełnienia energii w sobie zanim pójdziemy do świata 🙂 Bez tej funkcji nie jesteśmy w stanie ani dobrze funkcjonować w relacji, ani w pracy, ani nawet w odpoczynku.

I właśnie problem pojawia się wtedy, gdy przez dłuższy czas jesteśmy tylko w trybie dostosowywania się, nawet jeśli robimy to z miłości. I właśnie dlatego tak wiele osób doświadcza napięcia po wspólnych wakacjach. Nie dlatego, że wydarzyło się coś złego, tylko dlatego, że przez kilka dni nie mieliśmy przestrzeni na bycie tylko ze sobą, na wyłączenie się z trybu „my” i wejście na chwilę w tryb „ja”.
A to jest dokładnie ten moment, kiedy zaczynamy się wewnętrznie rozregulowywać i często szukamy winy w drugiej osobie, zamiast zobaczyć, że to, czego nam brakuje, to zwyczajnie i po prostu czas tylko dla siebie. I w takiej sytuacji trzeba się zapytac, zanim komuś postawimy diagnozę „ona jest jednak beznadziejna”, „czy ja w ogóle miałam/mialem czas na pobycie samodzielnie? Bo może jestem przebodzcowana/y obecnością kogoś 24/7?”

🦦 Wiec w takich sytuacjach, kiedy po wspólnym czasie zaczynamy odczuwać napięcie czy zniechęcenie do drugiej osoby, należy najpierw skierować uwagę na WLASNE ZMECZENIE 🙂 Zamiast od razu próbować to interpretować jako problem jako sygnał, że coś się między nami wypaliło, lepiej sprawdzić, czy nie potrzebujemy po prostu zadbać o czas regeneracji dla siebie, który na czas wakacji zwykle bywa zawieszony na kolku. Dla kogoś to oznacza np. Sam na sam spacer, kilka godzin ciszy, możliwość podjęcia decyzji wyłącznie o własną potrzebę, bez kolejnego pytania „na co mamy dziś ochotę?”.

Czasem naprawdę wystarczy się wyspać jak chcemy, zjeść coś bez dzielenia się widelcem, i przez chwilę nie musieć odpowiadać na pytanie: „to co teraz robimy?”

Kiedy dajemy sobie czas i możliwość UZUPELNIENIA ENERGII i ZASOBOW, rozwód może da radę wtedy zostawić na inny sezon wakacyjny 😀

I powiedzcie jak jest u Was? 💌🍀

- - -
Jeśli lubisz to co tworzę lub wspiera Cię to i chcesz, żeby było tu tego więcej - to każda kawa pomaga mi robić to dla Was dalej 🙂 💌☕️

💌 https://buycoffee.to/dr.izajaderek
💌 https://patronite.pl/drizajaderek

01/08/2025

❗️Ciekawostka: używanie smartfonów i zdrowie psychiczne.

➡️Na łamach „PNAS Nexus” ukazała się niezwykle interesująca analiza oceniająca potencjalny wpływ detoksu od Internetu w telefonie komórkowym na zdrowie psychiczne.

🔴Wniosek:

✅2 tygodnie bez Internetu w smartfonie istotnie poprawiało zdrowie psychiczne, co więcej, efekt był podobny do skuteczności leków przeciwdepresyjnych.

bfiałek

18/07/2025

WYSOKOFUNKCJONUJĄCA DEPRESJA RODZICÓW DZIECI NIEPEŁNOSPRAWNYCH

A cóż to za nowy farmazon, niejeden zapyta? Przecież jeśli jako tako funkcjonujesz, ogarniasz codzienne sprawy i ogólnie dajesz radę, to chyba nie jest tak źle. Otóż okazuje się, że niekoniecznie.

Tutaj nie chodzi o diagnozowanie się na siłę i szukanie w sobie chorób, ale o realną pomoc zanim będzie za późno.

Wysokofunkcjonująca depresja to stan szczególnie podstępny – trudny do rozpoznania zarówno przez otoczenie, jak i przez samych rodziców, którzy żyją niczym sztab kryzysowy 24 godziny na dobę .

Dosyć późno, jeśli w ogóle, my rodzice dzieci niepełnosprawnych uczymy się dbać o siebie. W głowach ciągle pokutuje „mit siłaczki”, branie na siebie wszystkiego, co tylko jesteśmy jeszcze w stanie udźwignąć. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, że w naszej kulturze, jak na razie nie nauczyliśmy się przepracowywać naszych emocji (często negatywnych) związanych z codziennymi obciążeniami związanymi z opieką nad osobą niepełnosprawną. Nie jest to może temat tabu, bo oczywiście są na ten temat publikacje, można znaleźć sporo szkoleń, ale czy potrafimy o tym otwarcie mówić w naszym najbliższym otoczeniu? („No co ty, nie dajesz rady?”) Nic dziwnego, że jest wśród nas coraz więcej ludzi wyczerpanych, wypalonych, sfrustrowanych, dosłownie jadących, albo raczej ledwo człapiących, na oparach.

Dziś wiemy już na pewno o tym, że istnieje nierozerwalny związek między naszym dobrostanem, a jakością opieki nad naszymi pociechami. Jeśli dostrzegamy, że nasze codzienne funkcjonowanie jest dalekie od tego, jak czuliśmy się jeszcze niedawno, to być może znajdujemy się blisko stanu zupełnego wyczerpania i wypalenia.

Czym jest wysokofunkcjonująca depresja?

Wysokofunkcjonująca depresja nie wygląda tak, jak stereotypowa wizja depresji, którą najczęściej mamy w głowie.
Osoba nią dotknięta nie leży cały dzień w łóżku, nie zaniedbuje dziecka, nie rezygnuje z obowiązków. Wręcz przeciwnie – działa, organizuje, wspiera, jest "ogarnięta".
Na zewnątrz wszystko wygląda w miarę dobrze.
Ale wewnątrz trwa cichy kryzys. Z czasem może on doprowadzić do poważnych konsekwencji – wyczerpania, utraty zdrowia, wypalenia, a nawet załamania.

Dlaczego rodzice dzieci z niepełnosprawnościami są szczególnie narażeni?

• Stale żyją pod presją. Walczą o terapię, edukację, rehabilitację, lepsze wsparcie.
• Czują się osamotnieni. Niewielu ludzi rozumie ich codzienność.
• Często przeżywają żałobę po marzeniach o „normalnym” dzieciństwie swojego dziecka.
• Muszą być "na posterunku" 24/7. Trudno im pozwolić sobie na słabość.
Dlatego nawet gdy wydaje im się, że dają radę, często płacą za to ogromną emocjonalną cenę.

Jakie są objawy wysokofunkcjonującej depresji u rodziców dzieci w spektrum autyzmu?

To mogą być sygnały ostrzegawcze:
• Ciągłe zmęczenie, nawet po przespanej nocy (jeśli uda się ją przespać).
• Brak radości z rzeczy, które kiedyś cieszyły.
• Poczucie pustki lub wewnętrznego wypalenia.
• Automatyczne funkcjonowanie – „robię, bo muszę, nie czuję, że żyję”.
• Perfekcjonizm, który nie daje odpocząć – "muszę być najlepszym rodzicem dla mojego dziecka".
• Trudność w przyjmowaniu pomocy – "nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja".
• Podskórny lęk – "jeśli przestanę działać, wszystko się zawali".
• Problemy z koncentracją, pamięcią, podejmowaniem decyzji.
• Ukrywane przed światem łzy, napady smutku „po cichu”.
• Problemy ze snem – trudność w zasypianiu lub wybudzanie się w nocy.
• Obwinianie siebie o każdy błąd.

Kiedy warto zgłosić się po pomoc?

Jeśli zauważasz u siebie kilka z powyższych objawów i trwają one DŁUŻEJ NIŻ DWA TYGODNIE, to już jest wystarczający powód, by porozmawiać ze specjalistą.

Nawet jeśli na pierwszy rzut oka „dajesz radę”.
Szukanie pomocy to nie okazanie słabości. To inwestycja w siebie i w dobrostan całej rodziny.

Anna, mama dziewczynki z zespołem Downa i autyzmem

Przez lata była „mamą-orkiestrą”. Organizowała terapie, pisała odwołania od decyzji powiatowych komisji, dokształcała się w zakresie neuronauk i diety, gotowała bezglutenowe obiady, załatwiała sprzęty, chodziła na szkolenia.
Miała wrażenie, że jeśli się zatrzyma, „wszystko runie”.
Pewnego dnia po prostu nie wstała z łóżka. Ciało odmówiło posłuszeństwa. Diagnoza? Depresja.

Dziś mówi tak:
„Nie żałuję, że poszłam do psychiatry. Żałuję tylko, że zrobiłam to tak późno. Teraz wiem, że mogę być dobrą mamą nie będąc perfekcyjną mamą. Terapia pomogła mi nauczyć się prosić o pomoc i przestać siebie biczować”.

Marek, ojciec chłopca z ASD

Po pracy robił jeszcze „drugą zmianę” w domu.
Odwoził na terapię, pomagał w nauce, pisał maile do nauczycieli, uczestniczył w spotkaniach w poradniach.
Z czasem zaczął mieć kłopoty ze snem i bóle żołądka. Mówił sobie: „Taki już los rodzica dziecka z autyzmem – trzeba zacisnąć zęby.”
Dopiero gdy przyjaciel powiedział wprost: „Chłopie, ty się spalasz. Idź po pomoc.”, Marek zdecydował się na psychoterapię.

Dziś mówi tak:
„Nie zrezygnowałem z bycia zaangażowanym tatą, ale już nie robię tego kosztem swojego zdrowia. Mam większy spokój i dystans, nie boję się powiedzieć, że jestem zmęczony.”

Co możesz zrobić dla siebie?

• Porozmawiaj z kimś zaufanym o swoich emocjach.
• Nie bój się skonsultować ze specjalistą – psychologiem, psychiatrą, terapeutą.
• Nie musisz czekać, aż będzie „bardzo źle”.
• Zadbaj o chociaż jedną małą rzecz dziennie, która jest tylko dla Ciebie.
• Pamiętaj – nie jesteś sam/sama. Są ludzie, którzy Cię rozumieją i chcą pomóc.

Jeśli jesteś rodzicem niepełnosprawnego dziecka i czytasz ten tekst, być może od dawna funkcjonujesz na rezerwie.

Pamiętaj – Twoje zdrowie psychiczne jest tak samo ważne, jak rozwój Twojego dziecka.

Nie musisz być niezniszczalny. Masz prawo o siebie zadbać.

OBRAZ Holger Langmeier via Pixabay

10/07/2025

Jak to się dzieje, że ciało wie zawsze wcześniej niż głowa?
I dlaczego zdrowienie zaczyna się od czucia ciała?

💌 Dziś o ciele i o tym, jak bardzo ono jest mądre i jak wszystko zawsze wie, a jak głowa nam potrafi często głównie szkodzić.

Zaczyna się to tak: zanim zdążymy pomyśleć np. „O, ale jestem zła”, nasze ciało już dawno to wie. I w określony sposób to pokazuje. W tym przypadku: serce zaczyna bić szybciej, oddech staje się płytszy i przyspieszony, zwiększa nam się temperatura ciala, robi nam się cieplej po prostu, krew napływa do rąk, a szczęka zaciska się dość mocno.

💡Problem tylko jest taki, że
a) albo „połykamy” swoją złość (kto z nas nie wziął głębokiego wdechu mysląc, ze sobie pomaga w ten sposób a w w rzeczywistości próbuje nie czuć),
b) albo racjonalizujemy („ee, nie warto się złościć”),
c) albo ewentualnie „po co mam się złościć i tak się nic nie zmieni”).
Tylko że jeszcze nie zdążyliśmy nadać temu co się w nas dzieje nazwy, jeszcze nie pojawiło się w głowie słowo „złość”, ale w naszym ciele już dawno rozpoczął się proces, który o czymś nam mowi: czegoś chcemy wieej, czegoś nie chcemy, ktoś przekroczył nasze granice, generalnie mamy energie, której bywa że nie lubimy.

⚠️ To, co dla większości z nas wydaje się banalnym „napinaniem się” albo „stresem”, w rzeczywistości jest niezwykle precyzyjnym systemem sygnałów. Ciało mówi zawsze jako pierwsze. To ono wie szybciej niż głowa, że coś się wydarzyło, że coś w nas zostało poruszone, zanim nasza głowa zdąży cokolwiek zinterpretować.

Dla przykładu: rozmawiamy z kimś i nagle padają słowa, które sprawiają, że gardło się zaciska, serce zaczyna szybciej bić i mamy je w gardle, podnosi nam się temperatura, oddech się zmienia, w oczach pojawia się napięcie. Jeszcze nie zdążyliśmy nawet zrozumieć, co się dzieje, ale ciało już wysłało sygnał: „o o, coś tu się dzieje!”.

🍀 Emocje przynależą do ciała, wcale nie do głowy. Ich domem (ja wolę mówić „domek”) jest cialo, sa blisko skóry. A więc manifestują się w ciele: każde z nich ma swój własny sposób wyrażania się: np. złość, smutek, radość -wszystkie mają swoje mapy w ciele, swoje ścieżki napięcia i rozluźnienia.

🍀 Jak emocje mieszkają w ciele?

🪩 Złość zwykle pojawia się jako napięcie i energia w górnych partiach ciała: ramiona unoszą się, mięśnie karku twardnieją, oddech staje się krótszy i urywany. Zwiększa się temperatura naszego ciala, pali w w klatce piersiowej, a dłonie czasem same zaciskają się w pięści. Ciało coś ważnego rozpoznalo i SWOIM JĘZYKIEM mówi np: „ooo, coś naruszyło moje granice.”

🪩 Smutek rozlewa się inaczej: to ciężar w ramionach i klatce piersiowej, taki stan zapadania się w sobie. Ciało staje się miękkie, ale nie w rozluźnieniu, raczej w bezwładzie. Lubię to porównywać do ciężarka który ciągnie w dol, bo głowa opada, oddech jest głęboki, ale spowolniony, jakby każdy wdech i wydech były małym wysiłkiem

🪩 A np. radość jest lekkością, takie motylki 🙂 rozluźnienie mięśni twarzy, ciepło w klatce piersiowej, energia w dłoniach i nogach. Pojawia się potrzeba ruchu, podskoczenia, uśmiechu, objęcia kogoś. Oddech jest pełny i swobodny, brzuch miękki, rozluźniony

🪩 i tu ważna sprawa: wg ISTDP lęk to coś innego niż uczucie. Nie jest emocją, to taki stan alarmowy ciała i to taki zwiastun uczuć. Włącza się wysoko: od ramion i idzie w dol, obejmując nasze ciało, usztywniając je, budując pancerz. Oddech zatrzymuje się w górnej części klatki piersiowej, staje się szybki i płytki. Dłonie stają się chłodne i wilgotne, wzrok zawęża się jak u zwierzęcia w stanie czujności. To jest taki język, kiedy ciało mówi „o o, jakieś uczucia tu do mnie przychodzą, albo: jest tu cos, czego nie mieszczę, nie umiem sobie poradzić”.

➡️ Tylko że właśnie w tym miejscu PRZEŻYWANIA pojawia się trudność. Bo większość z nas została nauczona, że umysł ma być tym, który rozumie, analizuje, kontroluje, generalnie WIE LEPIEJ: „jak zrozumiem, to poczuję się lepiej”. Albo ze „z emocjami mam sobie poradzić”, albo „że to słabość”, albo „nadwrażliwość”. Tyle że w praktyce bywa odwrotnie - jeśli nie ogarniamy co się z naszym ciałem dzieje, nie uczymy się tego jezyka, pomijamy go i ignorujmy, to WLASNIE WTEDY głowa nie ma dostępu do spokoju, refleksji ani swobodnego myślenia, a my jesteśmy w stanie chaosu i zagubienia, nie wiemy jaka decyzje podjąć i dlaczego, bo sami nie wiemy co i dlaczego się z nami dzieje.

💎 Więc jak to się dzieje, że ciało wie pierwsze?
To nie jest metafora ani poetyckie uproszczenie, tylko czysta biologia.

Zanim cokolwiek poczujemy świadomie, zanim w naszej głowie pojawi się myśl „jestem zła” albo „jest mi smutno”, nasze ciało już dawno wysłało sygnały, że coś się wydarzyło.

I kiedy dociera do nas bodziec, słowo, spojrzenie, ton głosu, czyjeś zachowanie, pierwszym miejscem, które to rejestruje, jest układ limbiczny, czyli część mózgu odpowiedzialna za emocje i reakcje obronne i to właśnie tutaj powstaje reakcja: przyspieszone bicie serca, napięcie mięśni, zmiana oddechu. Dopiero potem, z opóźnieniem o ułamki sekund, sygnał trafia do kory przedczołowej, tej części mózgu, która odpowiada za analizę, rozumienie, nazywanie tego, co się dzieje. I to dlatego mówimy o tym, że emocje są „pierwotne”, a myśli są wtórne.

Czyli: ciało wysyła sygnał, a głowa próbuje nadać mu sens.

Tylko że, czasami lub najczęściej, to kompletnie jest bez sensu 😊 dlaczego?

Bo uruchamia strategie obronne dla różnych uczuć, relacji jakie mamy, chowając nas przed naszymi uczuciami i w związku z tym nie zawsze nasza głowa trafia z interpretacja: znowu coś zrobiłam źle”, „jestem beznadziejna”, ewentualnie „on / ona mnie nie szanuje, a powinna!” Oburzamy się na kogoś, analizujemy kogoś lub siebie, A NIE czujemy.
Nasza głowa szuka sensu, bo nie potrafi znieść niepewności, i często tworzy historie, które jeszcze bardziej wzmacniają napięcie w ciele.

📍Innymi słowy, kiedy ciało jest w stanie alarmowym, mózg działa z poziomu przetrwania, uruchamiają się stare, szybkie ścieżki reakcji w układzie limbicznym, a dostęp do racjonalnej części kory przedczołowej jest ograniczony. To dlatego możesz powtarzać sobie w głowie „uspokój się, przecież nic się nie dzieje”, ale to nie działa. Dopóki ciało nie dostanie sygnału, że jest bezpieczne, umysł nie ma jak naprawdę się wyciszyć.

🔥➡️ I w związku z tym, dlaczego zdrowienie zaczyna się od ciała?
Kiedy nasza głowa szuka sensu, to zamiast nam pomagać: poczuć i przetworzyć emocje, odcina nas od nich jeszcze bardziej.

Więc kiedy coś w nas się porusza, pojawia się fala złości, smutku, ciało jest pierwsze, które to rejestruje: napina się szczęka, oddech przyspiesza albo zatrzymuje, serce zaczyna bić mocniej. To jest język ciała, który mówi: „halo!! Czy mnie słyszysz?? Tu jestem! Dzieje się tu coś ważnego!”

Ale większość z nas nie była uczona, jak rozpoznawać te sygnały i dlatego próbujemy poradzić sobie w jedyny sposób, który wydaje nam się dostępny, czyli głową.
Zaczynamy analizować, racjonalizować, tłumaczyć: „nie ma się czym przejmować”, „przesadzam, inni mają gorzej”, to pewnie moja wina”
To mechanizm obronny, który ma nas chronić przed zalaniem emocjami, których kiedyś nikt nam nie pomógł unieść.

Intelektualizacja to próba zdystansowania się od uczuć. Myślimy, że jeśli zrozumiemy, jeśli poukładamy to sobie w głowie, to poczujemy się lepiej. Ale w praktyce bywa odwrotnie, bo odcinamy się od ciała jeszcze bardziej. A ono absolutnie nie przestaje mówić. Napięcie w karku, ucisk w brzuchu, ściśnięte gardło - to są sygnały, które nie znikają tylko dlatego, że udało nam się znaleźć dla nich „rozsądne”, wg naszej głowy, rzecz jasna, wytłumaczenie.

📍W psychoterapii mówimy o tym, że emocje trzeba przeżyć.
A ja zawsze osobom, z którymi pracuje powtarzam moje ulubione: „przepuścić przez siebie” 😊
przepuścić przez ciało, odsuń głowę, co ciało ci teraz mówi? Gdzie cie mówi? Jak tobą ta emocja teraz porusza? Czyli, przepuszczamy przez ciało, żeby wyjść im na spotkanie. Tak jak z gościem: wejdź proszę, zapraszam! Gdy próbujemy zająć się sobą wyłącznie głową, pozostajemy w oddzieleniu.
A to oddzielenie powoduje jeszcze większy chaos.

🔆 Zdrowienie zaczyna się wtedy, gdy stopniowo, małymi krokami, pozwalamy sobie poczuć ciało i poznawać język, którym ono do nas mówi. To nie jest proste, bo przez lata byliśmy uczeni, żeby nie czuć, żeby zagryźć zęby, uspokoić się, wziąć się w garść, nie płakać, nie złościć się, nie okazywać słabości.

🔑 🗝️ Kluczem, co prawda trudnym i wymagającym cierpliwości, jest powtarzalność, raz za razem zatrzymywanie się na „światłach emocji” i rozpoznawanie: „aha, tu w klatce jest ucisk, tutaj coś mnie ciągnie w dół, to tutaj moje ciało chce coś powiedzieć.”
Kiedy to robimy, powoli zaczyna się zmieniać coś głębiej, ciało wysyła inny sygnał: „mogę mieć przestrzeń na siebie, mogę coś pokazać, mogę wreszcie ODECTHNĄĆ”

🪄 I to jest właśnie moment, w którym zaczynamy czuć się w sobie pewniej, swobodniej, klarowniej, czyli bezpieczniej. A kiedy ciało poczuje ulgę, rozluźnienie i bezpieczeństwo, głowa może przestać tworzyć historie, którymi próbowała nas chronić.

🔥 Dopiero wtedy pojawia się przestrzeń, by wyraźnie zobaczyć: „Co ja tak naprawdę czuję? Co się tu wydarzyło? Czy ta sytuacja mi odpowiada? Czy to mi służy?
A finalnie: Co chcę z tym zrobić?” 😊

- - -
Buduję społeczność, w której wiedza i doświadczenie porządkują w głowie i sercu. Zostań jej częścią: https://patronite.pl/drizajaderek

🔗 A jeśli to Ci pomaga i chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu mówiąc „dziękuję” - kawa zawsze działa 🙂
https://buycoffee.to/dr.izajaderek

30/06/2025
11/04/2025

*Fragment z książki Elżbiety Grabarczyk-Ponimasz - psycholożki i psychoterapeutki

Niech Was nie zwiedzie lekki tytuł, to nie jest poradnik z serii psychologia-pop „bądź szczęśliwy, możesz wszystko, sra ta ta ta”, bo sama autorka określa ten nurt jako rodzaj zniekształcenia poznawszego.
Książka jest o zmianie sposobu myślenia, podejścia do emocji i umiejętności odróżniania tego, na co mamy wpływ, od tego, na co wpływu nie mamy. Wczoraj zaczęłam, dzisiaj skończę. A potem chyba przeczytam jeszcze raz, bo nie wiem czy wszystko rozumiem. No. Także tak.

Ps. To nie jest reklama.

05/04/2025

Trauma relacyjna to doświadczenie, które powstaje w wyniku chronicznego stresu i braku poczucia bezpieczeństwa w relacjach – zwłaszcza w tych najważniejszych, jak relacje z opiekunami w dzieciństwie. Nie zawsze musi wiązać się z dramatycznymi wydarzeniami, jak przemoc czy zaniedbanie. Czasami trauma relacyjna jest subtelna – to brak emocjonalnej dostępności, nieuznanie potrzeb dziecka czy uczucie samotności w relacji.

🌼Jak objawia się trauma relacyjna?

➡️Trudności w budowaniu bliskich relacji.
➡️Poczucie wstydu, braku wartości lub nieadekwatności.
➡️Nadmierne poczucie odpowiedzialności za innych.
➡️Chroniczny stres i napięcie emocjonalne.
➡️Problemy z regulacją emocji lub odczuwaniem ich w pełni.

Warto zrozumieć, że trauma relacyjna nie dotyczy wyłącznie przeszłości – wpływa na to, jak dziś odczuwamy świat, siebie i nasze związki.

www.sttr.pl

24/03/2025

Ludzie, którzy budują swoje związki z innymi na bazie dystansu, żyją w ciągłym strachu przed bliskością, intymnością, zażyłością. (…) Muszą wciąż czuć się oddzieleni, więź z drugim człowiekiem jest dla nich możliwa tylko wtedy, gdy mają gwarancję swojej niezależności. I na tym właśnie polega istota schematu – trzeba cały czas walczyć o niezależność, o swoją odrębność, bo tak naprawdę nie jest się jej pewnym. Paradoksalnie człowiek pewien swojej odrębności nie obawia się intymności, bo wie, że nie zagraża mu pełne stopienie się z kimś innym, zawsze może powrócić do swojej samotności. Człowiek, który musiał w dzieciństwie walczyć o swoją niezależność i który wie z doświadczenia, że jego potrzebę bliskości można wykorzystać do tego, by odebrać mu indywidualność – będzie ciągle stał na straży swoich granic. Dlatego spróbuje tworzyć związki, w których partnerzy będą daleko od siebie, związki chłodne i pełne ostrożności.

Zofia Milska-Wrzosińska, Bezradnik. O kobietach, mężczyznach, miłości, seksie i zdradzie, Wydawnictwo Czarna Owca, warszawa 2009, s. 156-157
fot Jackson Douglas

7 poruszających minut, pokazujących, jak dotrzeć do naszego wewnętrznego dziecka, wejść z nim w kontakt i otoczyć opieką...
02/02/2025

7 poruszających minut, pokazujących, jak dotrzeć do naszego wewnętrznego dziecka, wejść z nim w kontakt i otoczyć opieką.

John Bradshaw w show Oprah Winfrey. 1990 r.

Dla zainteresowanych tematem pracy z wewnętrznym dzieckiem:

➡️ książka pt.: „Powrót do swojego wewnętrznego domu”. John Bradshaw.

➡️ psychoterapia indywidualna.

Zapraszam do kontaktu.

Do zobaczenia w gabinecie lub online.

New York Times best-selling author and pioneering counselor, John Bradshaw takes the TOWS audience through an exercise that opens the door to healing from ch...

Dziś uczestniczę w webinarze o ASD.„Ekspert w spektrum autyzmu”. Wiedzą dzielą się Marta Cieśla i Karolina Ziegart-Sadow...
16/10/2024

Dziś uczestniczę w webinarze o ASD.„Ekspert w spektrum autyzmu”. Wiedzą dzielą się Marta Cieśla i Karolina Ziegart-Sadowska z
Akademii Neuroróżnorodności.

7.10 tematem było ADHD.
Dziękuję 🙏🏻

👏🏻👏🏻👏🏻😊
07/10/2024

👏🏻👏🏻👏🏻😊

AUTISTIC JOY
Autistic joy (autystyczna radość) to termin używany w społeczności osób autystycznych. Jest to wszechogarniające, bardzo intensywne uczucie radości i ekscytacji.
Typowe czynniki wywołujące ten stan:
- special interest
- nowa hiperfiksacja
- kontakt z innymi osobami autystycznymi
- okazja do infodumpingu
- odkrywanie nowych przyjemności sensorycznych
- poczucie, że możesz się kompletnie odmaskować
- kontakt ze zwierzętami

“Monotropiczne zainteresowania mogą wydawać się bezpieczne, ponieważ są w pewnym stopniu przewidywalne, a zmniejszenie niepewności może pomóc zmniejszyć niepokój i wspierać dobre samopoczucie” (Jennifer Kemp).
Do innych częstych “wyzwalaczy” autistic joy należą glimmery. Są to pozytywne bodźce lub doświadczenia. Glimmery działają w odwrotny sposób do triggerów - przynoszą poczucie ulgi, radości i relaksu. Są one subtelne i często niepozorne (z punktu widzenia osób neurotypowych), ale mogą mieć głęboki wpływ na nastrój. Przykładowe glimmery to: ciepłe promienie słońca, szum liści na wietrze, zapach świeżo parzonej kawy, miłe słowo od bliskiej osoby, delikatna muzyka czy dotyk miękkiego materiału. Glimmery pomagają złagodzić stres i mogą działać jako narzędzia do samoregulacji emocjonalnej.
Niestety, autistic joy bywa tłumiona przez rodziców autystycznego dziecka i/lub przez środowisko rówieśników i nauczycieli. Wiele osób w spektrum dopiero po otrzymaniu diagnozy uczy się na nowo odczuwać i prezentować autistic joy. Może to być element odmaskowywania się.

Każda osoba autystyczna może definiować autistic joy na własny sposób. Oto niektóre wypowiedzi zaczerpnięte z Reddita:
- “Od czasu diagnozy zaakceptowałam, że potrzebuję stimować. Zaakceptowałam też fakt, że muszę pozwolić sobie na wyrażenie swoich uczuć w sposób naturalny. [...] Odmaskowałam się i zdałam sobie sprawę, że spędziłam życie w depresji, ponieważ nigdy nie pozwoliłam sobie na wyrażenie szczęścia. Kiedy po raz pierwszy zatrąbiłam szczęśliwie przed moimi przyjaciółmi, wzruszyli się i powiedzieli, że nigdy nie widzieli mnie tak szczęśliwej”.
- “Dla mnie to jak czysty przypływ szczęścia w klatce piersiowej. Bardzo mocno odczuwam emocje, więc wszystko, co przyprawia mnie o zawroty głowy na tyle, że muszę skakać, trzepotać rękami i piszczeć, uznałabym za radość”.
- “[Autistic joy] jest dla mnie cieszeniem się życiem poprzez szczegóły”.
- “[Autistic joy] jest wyjątkowością wolną od poczucia winy”.

W 2023 roku Laura Kate Dale wydała książkę pt. “Stories of Autistic Joy”. Jest to zbiór wypowiedzi kilkunastu osób autystycznych, dostępny tutaj: https://books.google.pl/books?hl=pl&lr=&id=zam8EAAAQBAJ&oi=fnd&pg=PP1&dq=autistic+joy&ots=JDF23H5pXw&sig=O7S5EuibYkBcMHx4ivIEFMm4_zg&redir_esc=y =onepage&q=autistic%20joy&f=false

A co wywołuje autistic joy u Ciebie? Podziel się w komentarzu.

28/09/2024

"(...) jeśli ktoś nie doświadczał bliskości w sposób właściwy albo miał jej za mało, to ma w sobie ogromną tęsknotę za nią, ale jest też w nim jakaś część, która nauczyła się bez tej bliskości żyć. I kiedy spotyka człowieka, który mógłby mu ją ofiarować, to może nie być w stanie jej przyjąć, bo nie będzie mu umiał zaufać. W sumie dlaczego miałby, skoro jego doświadczenia są inne?
I w bliskich związkach tak właśnie się dzieje: jest w nas część rozwojowa, która pragnie się zmieniać dzięki drugiemu człowiekowi, przekraczać swoje braki, ale jest też część defensywna, która nie wierzy, że to się może stać, która wraca do starego, dobrze znanego statusu quo".

- Stanley Ruszczynski
Rys. Giulia Rosa

Adres

Klasyków 10A/57
Warsaw
03-140

Telefon

+48608064566

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Monika Całka. Psycholog, psychoterapeuta. umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Monika Całka. Psycholog, psychoterapeuta.:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria

Witam Cię.

Jestem psychologiem, psychoterapeutą i specjalistą w zakresie interwencji kryzysowej. Pomagam osobom potrzebującym wsparcia w trudnych sytuacjach, chcącym lepiej zrozumieć siebie, zmienić swoje życie na lepsze, poprawić relacje z innymi. Oferuję wsparcie i pomoc wszystkim tym, którzy zmagają się z trudnościami w codziennym życiu i chcieliby odnaleźć swoją wewnętrzną siłę.

Specjalizuję się w psychoterapii indywidualnej osób dorosłych, które w swoim życiu doświadczyły traumatycznych wydarzeń a także w leczeniu depresji. Pomagam również wszystkim tym, którzy pragną dokonać zmian w swoim życiu, postrzeganiu siebie i innych.

Monika Całka