11/06/2025
Byłem przekonany, że najważniejsze to zapewnić. A potem zostałem ojcem.
Od dwóch tygodni trzymam na rękach nowego człowieka.
I nagle wszystko, co wcześniej wydawało się oczywiste, przestało takie być.
Bo widzę, jak łatwo pomylić „bycie odpowiedzialnym” z „byciem obecnym”.
Jak łatwo wpaść w pułapkę przekonania, że skoro zarabiam, dbam, zabezpieczam – to robię wszystko, co trzeba.
A przecież dzieci nie pytają, ile masz na koncie.
Dzieci pytają, czy jesteś. Czy się z nimi śmiejesz. Czy pytasz, co czują. Czy jesteś, kiedy boli.
Dzieci nie pamiętają, ile wydałeś.
Pamiętają, czy miałeś dla nich czas. Czy byłeś z nimi, kiedy najbardziej cię potrzebowały.
I dziś, kiedy patrzę na tę małą istotę, która jeszcze nie potrafi mówić, ale już potrafi patrzeć, czuję, jak bardzo chcę jej dać coś więcej niż tylko poczucie bezpieczeństwa finansowego.
Chcę być dla niej prawdziwie obecny. Czuły. Obecny nie tylko ciałem, ale sercem.
A jednocześnie… rozumiem, dlaczego tylu facetów od tego ucieka.
Bo nikt ich tego nie nauczył.
Bo sami mieli ojców, którzy pracowali po 12 godzin, wracali zmęczeni, milczący, nieobecni.
I wydawało się, że tak wygląda ojcostwo.
Że tata ma być tym, który wszystko zapewnia, a nie tym, który pyta, przytula, rozumie.
Ale to nie wystarcza.
To nie wystarcza żonie, która czuje się samotna, mimo że mieszkacie razem.
To nie wystarcza dzieciom, które dorastają z przekonaniem, że ich emocje są zbędne.
To nie wystarcza też tobie – bo któregoś dnia spojrzysz na swoje dziecko i zobaczysz, że zna cię tylko jako funkcję. A nie jako człowieka.
Dziś jeszcze nie jestem ojcem z wieloletnim doświadczeniem.
Ale wiem jedno – chcę być dla niej kimś, kogo nie będzie musiała się domyślać.
Nie chcę, żeby kochała mnie tylko za to, co robię.
Chcę, żeby czuła, że jestem z nią — naprawdę.
I może właśnie dlatego to piszę — bo wiem, jak wielu z nas wciąż myśli, że wystarczy „zarobić i nie zawieść”.
A przecież dzieci potrzebują czegoś więcej.
Potrzebują nas. Prawdziwych. Czułych. Obecnych.
Nie tylko ojców.
Tatusiów