Kultura Psychiczna

Kultura Psychiczna Gabinet Psychoterapii i Rozwoju "Kultura Psychiczna" Emilia Kręciejewska

O naprawianiu i przebaczaniu w związkachNa podstawie 📖 V.Kallos- Lilly, J. Fitzgerald „Porozmawiajmy o emocjach. Zeszyt ...
30/07/2025

O naprawianiu i przebaczaniu w związkach

Na podstawie 📖 V.Kallos- Lilly, J. Fitzgerald „Porozmawiajmy o emocjach. Zeszyt ćwiczeń dla par” (WUJ, 2019)

„Kiedy przebaczenie NIE jest właściwe?
Nikt nie ma prawa żądać, aby pokrzywdzony partner mu przebaczył. To wybór, a nie konieczność. W szczególności dotyczy to osób, które stosują przemoc lub wykorzystują swoich najbliższych(…)
Przebaczenie nie jest tym samym co akceptacja lub zapomnienie. Zbyt „przedwczesne” wybaczenie może być formą akceptacji i dlatego nie pomoże, jeżeli nie poradzono sobie z problemem przemocy w związku”.

***O przebaczaniu samemu sobie

„Jeżeli silną empatią obdarzasz osobę, którą skrzywdziłeś, możesz mieć tendencję do odczuwania niskiego poziomu empatii względem siebie samego. Dzieje się wręcz przeciwnie, jeżeli szybko przebaczasz sobie i zapominasz o konsekwencjach własnego zachowania- możesz nie być bardzo delikatny i empatyczny względem osoby, którą skrzywdziłeś.
Dlatego poczucie winy może być pozytywne i pomocne, zwłaszcza, jeżeli motywuje nas do przeprosin i podjęcia aktywnych prób naprawy krzywd wyrządzonych w związku.
Gorzka świadomość zła, jakiego się dopuściliśmy, może nas także motywować do poprawy swojego zachowania. W tym sensie nie należy przyspieszać aktu przebaczania sobie, ani nie przebaczać zbyt szybko osobie, która nas skrzywdziła (…)”

***Kiedy “biczowanie się” nie pomoże?

“Na jakimś etapie możesz uznać, że zrobiłeś, co należało, wyrażając żal i wykazując chęć zmiany oraz odgrywając swoją rolę w pojednaniu. Zwłaszcza, jeżeli partnerzy wykazali chęci wybaczenia, długotrwałe piętnowanie siebie samego prawdopodobnie nie pomoże.

Wybaczeniu sobie może towarzyszyć dokonanie oglądu siebie w szerszym kontekście (całej osoby, a nie zaledwie jednego czynu) oraz rozpoznanie swoich mocnych stron, jak i słabości.
Człowiek zastanawia się wówczas: jak długo jeszcze muszę siebie karać? Jakie znaczenie ma dla mnie ta sytuacja i jaką naukę mogę wynieść z popełnionych błędów i cierpienia”

Dzisiaj odwołuję się do cytatu z książki "Zniewolone dzieciństwo" autorstwa Alice Miller.  Ta urodzona w 1923 roku w Pio...
29/07/2025

Dzisiaj odwołuję się do cytatu z książki "Zniewolone dzieciństwo" autorstwa Alice Miller. Ta urodzona w 1923 roku w Piotrkowie Trybunalskim, polsko-szwajcarska psycholożka, psychoterapeutka i pisarka analizuje w swoich pracach m.in wpływ przemocy wobec dzieci, w tym tzw. "czarnej pedagogiki", na rozwój jednostki i społeczeństwa.
Miller wskazuje, że metody wychowawcze stosowane wobec rodziców i dziadków, często oparte na przemocy, mogą prowadzić do powstawania destrukcyjnych wzorców, które są powielane w kolejnych pokoleniach. Autorka twierdzi, że zrozumienie i uświadomienie sobie tych mechanizmów jest kluczowe dla przerwania cyklu przemocy i budowania zdrowszych relacji międzyludzkich.

Wg. Bowlby’ego zadaniem terapeuty jest:„(…) zapewnić pacjentowi bezpieczną bazę, z której może się udawać na eksplorację...
28/07/2025

Wg. Bowlby’ego zadaniem terapeuty jest:
„(…) zapewnić pacjentowi bezpieczną bazę, z której może się udawać na eksplorację najróżniejszych smutnych i bolesnych aspektów swojego życia, dawnego i teraźniejszego. Wiele z nich z trudem dopuszcza do siebie, o wielu być może nie potrafi myśleć ani ich rozważać
bez zaufanego towarzysza będącego dlań źródłem wsparcia, zachęty, współczucia i -od czasu do czasu – wskazówek”

Cytat z książki 📖
P. Fonagy, J.G.Allen, A.W. Bateman
“Mentalizowanie w praktyce klinicznej”

Zdjęcie 📷 Canva

„Gdy ucząc się psychoterapii, szukałem własnej drogi, największą pomocą była mi książka Karen Horney „Nerwica a rozwój c...
25/07/2025

„Gdy ucząc się psychoterapii, szukałem własnej drogi, największą pomocą była mi książka Karen Horney „Nerwica a rozwój człowieka”, w niej zaś największe wrażenie wywarł na mnie pogląd, zgodnie z którym człowiek ma wrodzoną skłonność do SAMOREALIZACJI. Horney wierzyła, że jeśli usunie się przeszkody, istota ludzka rozwinie się w dojrzałego, pod każdym względem spełnionego dorosłego, tak jak żołądź rozwija się w dąb(…)
Karen Horney rozwinęła klasyczną myśl Zygmunta Freuda, tworząc w Ameryce ruch „neofreudowski”, będący dzisiaj jedną z gałęzi myślenia PSYCHODYNAMICZNEGO. Freud koncentrował się na teorii popędów i uważał, że rozwój jednostki zależy od ujawnienia wrodzonych impulsów miłości i agresywności.
Neofreudyści natomiast podkreślali jak ważny w rozwoju człowieka jest wpływ środowiska interpersonalnego, które kształtuje jednostkę w ciągu całego jej życia, wpływając na jej strukturę charakteru. Prace najbardziej znanych teoretyków relacji interpersonalnych -Harrego Stacka Sullivana, Ericha Fromma i Karen Horney wywarły tak głęboki wpływ na nasz język terapeutyczny i praktykę, że wszyscy, nawet o tym nie wiedząc, JESTEŚMY NEOFREUDYSTAMI.”

Irvin Yalom „Dar terapii” (IPZ, 2003)


Jakie zmiany wywołuje psychoterapia psychodynamiczna? W dużej mierze opiera się ona na zwiększaniu samoświadomości, dzię...
24/07/2025

Jakie zmiany wywołuje psychoterapia psychodynamiczna? W dużej mierze opiera się ona na zwiększaniu samoświadomości, dzięki doświadczaniu emocji oraz nauce nowych wzorców reakcji i relacji. Ciekawie pisze o tym profesor Czesław Czabała.
„Bardzo istotne dla zmiany terapeutycznej są doświadczenia związane z trudnościami w nawiązaniu i utrzymaniu przymierza terapeutycznego.
Analiza tych trudności, a zwłaszcza gotowość i otwartość terapeuty na ujawnianie własnych reakcji, utrudniających mu tworzenie związku z daną osobą oraz sposób w jaki terapeuta te trudności komunikuje, służą pacjentowi jako model reakcji i wzorzec nabywania nowych zachowań. Pacjent uczy się, że relacje interpersonalne zależą od obu partnerów oraz, że ujawnianie własnych trudności w nawiązywaniu relacji jest trudne, zagrażające, ale nie musi być szkodliwe dla samooceny partnerów. (…) W dotychczasowym życiu pacjent zazwyczaj w takich sytuacjach wycofywał się z relacji albo „obwiniał” za jej niepowodzenie siebie lub drugą stronę.
ZAANGAŻOWANIE w znalezienie przyczyn trudności przez obu partnerów jest punktem wyjścia do naprawy relacji.
Relacje z innymi ludźmi zależą od wszystkich partnerów i utrzymanie ich na satysfakcjonującym poziomie wymaga działań ich wszystkich.
Wzięcie odpowiedzialności za niepowodzenie w relacjach przez obydwie strony jest poszukiwaniem przyczyn i początkiem rozwiązywania tych trudności”

Czesław Czabala „Czynniki leczące w psychoterapii” (PWN, 2013)

Polecam grupę wsparcia dla dorosłych osób z doświadczeniem kryzysu zdrowia psychicznego. https://www.facebook.com/100064...
13/02/2025

Polecam grupę wsparcia dla dorosłych osób z doświadczeniem kryzysu zdrowia psychicznego.

https://www.facebook.com/100064857393466/posts/1064916335680270/?mibextid=rS40aB7S9Ucbxw6v

Uruchamiamy nową grupę wsparcia dla osób z doświadczeniem kryzysu psychicznego. Zapraszamy serdecznie!
Grupa przeznaczona jest dla osób:
- z doświadczeniem kryzysu psychicznego,
- w trakcie leczenia farmakologicznego i/lub pychoterapeutycznego,
- chcących nawiązać nowe relacje i wyjść z izolacji,
- osób pełnoletnich
- zamieszkałych na terenie Miasto Stołeczne Warszawy

Grupę współprowadzić będą: ekspert przez wiedzę i ekspert przez doświadczenie. Grupa spotykać się będzie od marca, co wtorek, o 18:00 w siedzibie naszej fundacji przy ul. Ożarowskiej 61 lok. U4.
Zgłoszenia poprzez formularz: ➡️ https://tiny.pl/mxgfwfkc

Zapraszamy ‼️

Będziemy wdzięczni za wsparcie naszych działań ➡️1,5% KRS 0000382481 Zerknij na stronę: https://tiny.pl/j-k05x9d

„Zadanie publiczne finansowane ze środków miasta stołecznego Warszawy, w ramach Umowy o realizację zadania publicznego nr UMIA/PZ-B/VI1/1/NGOP/66/23-25″

Więcej informacji: https://tiny.pl/w6dlr

28/07/2024

Terapeuta musi w pewnym sensie zawieść swojego pacjenta. Tylko w ten sposób, poprzez rozczarowanie i niespełnienie intensywnego pragnienia posiadania idealnego rodzica, może dojść do doświadczenia utraty i żałoby w procesie psychoterapii. Próba odgrywania roli idealnej matki skazana jest na porażkę. Rola ta jest nie tylko niemożliwa do utrzymania na dłuższą metę, ale jest przede wszystkim nieterapeutyczna. Pacjent potrzebuje doświadczyć terapeutę jako „dawnego obiektu” z dzieciństwa po to, by móc przepracować psychiczne skutki relacji z takim wewnętrznym obiektem, jaki pojawia się w przeniesieniu. Ta konieczna praca terapeutyczna zostaje zaprzepaszczona, gdy terapeuta przedstawia się jako idealny obiekt, sugerując, że idealni ludzie istnieją i trzeba ich tylko znaleźć.

Glen O. Gabbard,
Sallye M. Wilkinson
Przeciwprzeniesienie w terapii pacjentów borderline

Pierwsza relacja, relacja matki i dziecka w dużej mierze opiera się na zaspokajaniu podstawowej potrzeby życiowej, jaką ...
25/04/2024

Pierwsza relacja, relacja matki i dziecka w dużej mierze opiera się na zaspokajaniu podstawowej potrzeby życiowej, jaką jest karmienie.
Karmienie staje się prototypem bycia w relacji, gdyż zakłada współistnienie i współzależność, jest oparte na dawaniu i braniu, które pomaga przetrwać, daje satysfakcję, ale także może wnosić sporo ograniczeń i frustracji dla każdej ze stron.

Wszystkie późniejsze relacje w życiu także mają taki potencjał- nakarmienia albo sfrustrowania. To jak się czujemy w relacjach zależy od relacji z naszymi najwcześniejszymi "karmiącymi obiektami", najczęściej rodzicami.

Jedzenie, karmienie, trawienie... to bardzo inspirujące tematy. Zachęcam do eksploracji:
Jak się karmię?
Pozwalam się karmić w relacjach czy wolę karmić siebie sama?
Odmawiam przyjmowania pokarmu? A może jestem żarłoczny?
Jak się czuję, kiedy jestem karmiony?
Jak chcę, żeby to się odbywało? Na moich warunkach czy połykam wszystko, co ktoś mi podaje?
Czy moje relacje są dla mnie "ciężkostrawne"? A może mam problemy z układem pokarmowym?
Wiem czym chcę być nakarmiona czy zadowalam się czymkolwiek?
Jak przeżywam ludzi będących potencjalnie źródłami pokarmu? Co do nich czuję?
Czy próbuję się nakarmić tam, gdzie tego pokarmu nie ma? Jakie to wywołuje uczucia?
Kiedy doświadczam uczucia satysfakcji, zaspokojenia pragnienia głodu? Kiedy i czym się nasycam? A może ciężko mi się nasycić, zaspokoić, ukoić?

🧸🪁 Czwartek z psychoanalizą dzieci 🪀🛝

👉🏻 Suzanne Maiello o wewnętrznym konflikcie u osób zmagających się z zaburzeniami odżywiania:

Większość uczuć wyrażamy niewerbalnie.Dotyk jest jedną z form ekspresji, komunikatem… Czy dostawałem dobry dotyk w swoim...
22/02/2024

Większość uczuć wyrażamy niewerbalnie.
Dotyk jest jedną z form ekspresji, komunikatem…
Czy dostawałem dobry dotyk w swoim życiu?
Jak się czuję, kiedy jestem dotykana?
Czy potrafię go dawać?
Kiedy chcę a kiedy nie chcę dotykać?
Co w ten sposób chcę „powiedzieć”?
*w psychoterapii psychodynamicznej nie ma możliwości fizycznego dotyku. Ale zawsze można na ten ważny temat porozmawiać :)

Nie ma nic ważniejszego niż dotyk. Żadna platoniczna miłość nie istnieje. Jak pragnienie dotyku się kończy, kończy się miłość. Gdy nie masz już ochoty dotykać swojego męża, żony, partnera czy partnerki, to znaczy, że nastąpiła ruina wszystkiego. I nie chodzi tylko o erotyczny wymiar tego dotykania, ale o zwykłe pogładzenie dłoni, zmierzwienie włosów, dotknięcie policzka, pogładzenie po ramieniu. Tam, gdzie nie ma pragnienia dotyku, tam jest koniec wszystkiego. I nie ma się co łudzić. Gruzy i ruina.

Krystyna i Stefan Chwinowie w rozmowie z Dagny Kurdwanowską, Pismo 2024

____

24/12/2023

Świetne infografiki 👏

O nie tłumieniu Uczuć I płaczu
04/11/2023

O nie tłumieniu
Uczuć
I płaczu

DLACZEGO PŁACZ JEST TAK ZAGRAŻAJĄCY?

Płacz jest najpełniejszym aktem uznania i wyrażenia swojego bólu, bezsilności, czy też szczęścia. Żywym świadectwem człowieczeństwa, naszej kruchości i podatności na zranienie, jak i potężnej SIŁY NAPRAWCZEJ, która pozwala uczuciom osiąść, a układowi nerwowo-mięśniowemu przywrócić tonus spoczynkowy. Fizjologiczna reakcja organizmu dotknie w nas tego, co obudowane czy usztywnione. „Każe” to zobaczyć, odczuć i uznać. Jeśli jesteśmy w połączeniu ze sobą, pozwolimy sobie wtedy zapłakać. Jeśli nie, łykniemy, zepchniemy do środka i przykryjemy napięciem. Kiedy uznaję swoje uczucia, zgadzam się na ich przepływ. Staję otwarcie i odważnie, wobec tego, co we mnie. Otaczam się czułym ramieniem własnego zrozumienia oraz troski i płaczę. W ten sposób okazuję sobie miłość, gdy właśnie wokół jej zabrakło.

Kojarzymy płacz ze słabością i wstydem. Blokujemy go, by nie narazić się na ponowne upokorzenia, tym samym odmawiając sobie wsparcia, kiedy najbardziej go potrzebujemy. Wstrzymując go, rezygnujemy z łączności ze sobą i czucia siebie w pełni. A to właśnie przyjęcie siebie w całości umożliwia objęcie naszych cieni, doznanych krzywd i zawstydzeń. Dlatego tak ważne jest, by obejmować dzieci, kiedy płaczą. By ich szlochające, rozedrgane ciałka miały doświadczenie oparcia w przyjmujących, bezpiecznych ramionach.

W trakcie prowadzenia grup ćwiczeniowych obserwuję stale pojawiającą się potrzebę rozmawiania o płaczu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie oczekiwanie, że omówienie go przyniesie taki sam rezultat, jak samo poszlochanie. W mniejszym stopniu potrzeba ta dotyczy również innych form wyrażania siebie, ale płacz jest tym stanem, któremu towarzyszy największa chęć podyskutowania, a nie doświadczania. Podczas gdy mówienie o złości bywa wyrażaniem (można mówić, będąc odłączonym od czucia), opowiadanie o płaczu nie jest kanałem ekspresji dla niego. O ile złoszczenie się budzi wyjściowo dużo oporu, to w trakcie ćwiczeń obawy topnieją, pojawia się przepływ i możliwość swobodnego jej wyrażania. Po zakończonej praktyce zostaje żywa chęć, by wrócić do tego doświadczenia. Z płaczem jest zupełnie inaczej. Opór wyjściowy utrzymuje się często na wysokim poziomie przez większość doświadczania, skutecznie hamując falę przepływających uczuć.

Kiedy człowiek pozwolił sobie w końcu poszlochać, nie oznacza to wcale, że przy kolejnej możliwości będzie chciał wrócić do tego stanu, nawet czując się bardzo dobrze zaraz po nim. Płacz jest chroniony wysoko zorganizowanymi zasiekami, z którymi zwykle nie jesteśmy w kontakcie. Co więcej, myślimy, że są one naturalne i niezbędne do funkcjonowania. Mam tu między innymi na myśli:
- zaciskanie ust,
- przełykanie śliny,
- wciskanie palców w kąciki oczu,
- nieoddychanie,
- przepraszanie otoczenia,
- zezłoszczenie się na siebie,
- tłumaczenie się,
- ocenianie się.
i całe spektrum uruchamianych przekonań.

Wszystkie te sposoby służą jednemu: nie rozpłakać się. I wcale nie chodzi tu o niesprzyjające okoliczności, jak przebywanie akurat w pracy czy w metrze. Stwierdzenia: „nie płaczę od dzieciństwa” czy „nie pamiętam, kiedy miało to ostatnio miejsce”, są powszechne. Często tym zdaniom towarzyszy duma i poczucie dobrze wykonanego zadania. Dopiero z czasem pojawia się niejasne poczucie straty. Bywa, że stajemy się umęczeni własną kontrolą i ograniczeniami z niej płynącymi. Zwykle też dość dokładnie pamiętamy moment decyzji, kiedy postanawiamy więcej nie płakać. I można by zapytać: no i co z tego? Czy szloch jest po coś potrzebny? I komu?!

Każde uczucie ma swój kanał ekspresji. Głównym kanałem dla smutku jest płacz. Bez niego smucenie się (zwłaszcza długoterminowe) staje się aktem TŁUMIENIA, prowadzącym do ROZPACZY i beznadziei. Jak każda emocja, również smutek wymaga ekspresji. Mam wrażenie, że coraz częściej jest on omawiany, a nie przeżywany. Stał się posępnym, permanentnym stanem obciążającym nas. A smutek tak, jak i każde inne uczucie, ma swoją dynamikę, przepływ i bardzo ważną cechę: PRZEMIJALNOŚĆ. Obserwujemy ją u dzieci, które ani nie smucą się bez końca, ani ciągle się nie złoszczą, ani nie są stale radosne. Są w PRZEPŁYWIE uczuć, pozwalając na tę zmienność i poddając się jej. Stało się tak, że smucenie się przestało być kojarzone z płakaniem. A jeśli już sobie na nie pozwolimy, mamy na myśli kilka niemych łez płynących po policzkach. Jest bardzo ograniczone w stosunku do potrzeb, ale i możliwości naszego organizmu. Kiedy nadchodzi burza, jest szaro i błyska, a na koniec spada tylko kilka kropli deszczu, świat dalej zostaje ciężki i duszny.
Pełny płacz to SZLOCH, przy którym brzuch się rusza, z gardła płyną dźwięki, łkamy, broda i ręce się trzęsą, twarz jest mokra od łez, a z nosa cieknie. Zwykle trwa 5−10 minut (mam na myśli osoby, które regularnie pozwalają sobie płakać), przebiega falami, które nas ponownie wzbudzają, aż dochodzi do uspokojenia, wyciszenia i odpoczynku. Po płaczu oddychamy głęboko (spontanicznie, bez udziału woli), twarz jest miękka, gardło rozluźnione, całe ciało delikatnie pulsuje. Pojawia się coś, co nazwałabym wewnętrzną słodyczą: połączenie smutku z ulgą i ukojeniem. Głowa staje się przyjemnie ciężka, myśli spokojnie płyną.

Można by się zastanowić, dlaczego, skoro tak dobrze czujemy się po płaczu, unikamy go jak ognia? Mam wrażenie, że o ile kontakt ze złością daje nam poczucie siły i sprawczości, to przeżywanie smutku oznacza poddanie się uczuciom, które czynią nas bezbronnymi, przypominając o naszej kruchości i podatności na zranienie. Kiedy płaczemy, uznajemy słabość i zależność od innych. Czujemy się odkryci. Jeśli do tego dołączymy przekazy:
- i co się mażesz...
- nie ma co płakać!
- tylko słabeusze płaczą...
- płakanie ci nie pomoże...
- chłopaki nie płaczą!
- zaraz dam ci powód do płaczu!
- przestań buczeć, bo aż uszy bolą

I doświadczenia:
- kiedy w trakcie płaczu byliśmy upokorzeni,
- gdy widzieliśmy innych ciągle rozpaczających, a bezmiar ich uczuć przykrywał wszystko inne, w tym nas i nasze potrzeby,
- gdy byliśmy karani za płacz,
- gdy nie mogliśmy zatrzymać płaczu i narażało nas to na dalsze cierpienia,
- gdy płakaliśmy w samotności i nie było „do kogo płakać”.
Nic dziwnego, że płacz stał się tak zagrażający. Myślę, że jest jeszcze jeden ważny powód. Przeczuwamy, że może on połączyć nas z głęboko skrywaną, często zaprzeczoną rozpaczą. O ile czujemy, że nad smutkiem możemy zapanować, tłumiąc go, to pozwalając sobie na głębokie zapłakanie obawiamy się, że dotkniemy rozpaczy, otwierając bezdenną studnię zalewających emocji. Wierzymy, że kiedy je spychamy, one przestają istnieć. Niestety chroniąc się przed odczuwaniem jednych uczuć, ograniczamy możliwość przeżywania innych, również tych pozytywnych, takich jak radość czy przyjemność. Pozwolenie sobie na płacz jest aktem potwierdzającym prawo do przeżywania swoich emocji. Z jednej strony zbliża on nas do bolesnych odczuć, z drugiej pozwala je akceptować, a z czasem, coraz lepiej przyjmować. Wpływa to na zwiększenie możliwości doświadczania przyjemności.

Lowen zestawia zdolność do głębokiego płaczu z doznawaniem rozkoszy, a dostęp do złoszczenia się z przeżywaniem radości. Tłumienie uczuć nie jest operacją selektywną. Gdy hamujemy przeżywanie jednych emocji, ograniczamy możliwość doświadczania innych. Kiedy spłycamy oddech i zaciskamy usta, by się nie rozpłakać, nie tylko blokujemy kontakt ze smutkiem, ale wpływamy na całą naszą psychofizjologię: począwszy od nastroju, skończywszy na objawach fizycznych. TŁUMIENIE USZTYWNIA CIAŁO. Powstaje zorganizowany pancerz mięśniowy, który przez lata traktujemy jako swoje najlepsze uposażenie. ZBROJA MIĘŚNIOWA, która kiedyś miała chronić, z czasem staje się ciężarem noszonym każdego dnia, którego sztywność ogranicza oddech, zabiera spontaniczność, a w końcu niszczy żywotność.

Właśnie dlatego płakanie jest tak silnie ustawione w konflikcie do obron ego. Ego pamięta, z jakiego powodu powstała zbroja i przed czym miała obronić, więc „każe się trzymać”. Pozwolenie na płacz oznacza zagrożenie dla sztywności, która kiedyś ratowała przed nadmiernym bólem. Kiedy pojawia się szloch, a wraz z nim łkanie, przepona porusza się, głębiej oddychamy i wydobywają się dźwięki. Wszystko to sprawi, że poczujemy nasze emocje – te z dziś, a jeśli dotąd były wypierane, również te z kiedyś.
Lowen opisuje smutek jako pierwotną utratę obiektu miłości. Coś, co było źródłem szczęścia i przyjemności, zostaje utracone, stąd pojawia się ból. Równocześnie jednak towarzyszy temu wspomnienie ciepłych, napełniających uczuć, związanych z doświadczaniem wzajemności, przepływu i bliskości. Wyróżnił on:
- Smutek, kiedy wspomnienie dobrych uczuć przeważa nad cierpieniem.
- Żal, kiedy ból utraty przeważa nad dobrymi przeżyciami, które trudno jest mieć w kontakcie, wspominać czy tęsknić.
- Rozpacz, kiedy ból dominuje, zabierając całkowicie przyjemność, nawet tę wspominaną. To stan, w którym brakuje nadziei, że aktualna sytuacja może minąć i przyjdzie coś dobrego, pojawi się nowy, „dobry obiekt”.

Każdemu z tych uczuć należy się uznanie. Każde potrzebuje czasu i miejsca na wybrzmienie. I każde potrzebuje płaczu, a właściwie to my go potrzebujemy, by pozostać żywymi, czującymi, po prostu ludzkimi wobec naszych doświadczeń i historii.

Marzena Barszcz

Rozdział pochodzi z książki „Psychoterapia przez ciało”: https://instytut-analizy-bioenergetycznej.salescrm.pl/shop

Adres

Widok 14/21
Warsaw
00-023

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Kultura Psychiczna umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Kultura Psychiczna:

Udostępnij