07/03/2023
Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Czym się różni smutek od depresji? Smutek też jest dojmujący, też odbiera chęci do spotkań, do pracy. A nie każdy smutek jest depresją.
Maciej Musiał: Smutek jest żywym uczuciem, w którym zachowana jest świadomość bolesnej utraty w odróżnieniu od „martwoty” depresji. Zaznaczę jednak, że psychiczna rzeczywistość zwykle nie jest zerojedynkowa i różne stany umysłowe przenikają się i splatają.
Poza tym, smutek zwykle szybko mija. Może trwać godzinę, możemy mieć obniżony nastrój nawet przez kilka dni, ale to nie musi być depresja.
KSK: A czym różni się depresja od melancholii?
MM: Określenie „melancholia” było częściej używane w poprzednich dekadach, a na pewno w czasach Freuda. Dzisiaj używa się go zamiennie z depresją, przy czym współcześnie rozróżnia się dwa typy depresyjnego zaburzenia osobowości. Jeden jest mniej więcej taki, jaki opisał Freud; zaburzenie depresyjne typu introjekcyjnego (melancholia), w którym dominują samooskarżenia i wina. W typie anaklitycznym na plan pierwszy wysuwają się samotność, bezradność i brak poczucia sprawstwa.
KSK: Jednym z elementów depresji jest lęk. Psychiatrzy już nie mówią tylko o depresji, a często o zaburzeniach depresyjno-lękowych. Można odczuwać smutek, apatię, lęk – na przemian, z różnym natężeniem.
MM: Tak. Jednak my się nie zajmujemy „depresją”, lecz pacjentem, który ma osobowość i cierpi na swój sposób. Staramy się rozumieć świat pacjenta, poznawać jego indywidualność i dociekać powodów, często nieświadomych, jego problematyki. Diagnoza objawowa słabo różnicuje ludzi, nic nam o człowieku nie mówi. Jeśli do gabinetu psychoterapeutycznego przyjdzie kilka osób z diagnozą depresji, to może się okazać, że one bardzo się od siebie różnią.
KSK: Lekarz widzi objawy i to go różni od terapeuty?
MM: Terapeuta czy psychoanalityk również widzą objawy, tylko podczas gdy lekarz koncentruje się na ich usunięciu czy zredukowaniu przez zastosowanie środków farmakologicznych, psychoterapeuta stara się zrozumieć pacjenta, to, co objawy komunikują, pomaga przepracować i zmodyfikować pewne ograniczające aspekty osobowości i rozwinąć funkcję myślenia środkami psychologicznymi. Tak więc spojrzenie medyczne i psychoterapeutyczne różnią się od siebie zasadniczo. Z drugiej strony, wydaje mi się, że wiele zmieniło się w podejściu psychiatrów i terapeutów w ciągu ostatnich dekad w Polsce. Lekarze mają większą gotowość do kierowania pacjentów na psychoanalizę lub terapię, z kolei terapeuci są bardziej otwarci na współpracę z psychiatrami i doceniają wagę psychiatrycznych konsultacji niektórych pacjentów, szczególnie tych, którzy zgłosili myśli i próby samobójcze.
KSK: Niedawno wybuchła burzliwa dyskusja po tym, jak Beata Pawlikowska mówiła, że na depresję można nie brać leków, tylko samemu się wyleczyć. Potem zaczęła się kolejna dyskusja, czy depresja nie jest pochopnie diagnozowana, czy nie zapisuje się na nią pochopnie leków. Z drugiej strony według Światowej Organizacji Zdrowia depresja jest czwartą najpoważniejszą chorobą na świecie i jedną z głównych przyczyn samobójstw, a do 2030 roku stanie się pierwszą najczęściej diagnozowaną jednostką chorobową na świecie.
MM: Poruszyła pani bardzo ważne zjawiska i problemy. Mimo wspomnianej wcześniej zmiany postawy wielu lekarzy i terapeutów, niepokojącym zjawiskiem jest tendencja do medykalizacji i patologizacji żałoby. W jednej z ostatnich edycji klasyfikacji zaburzeń psychicznych DSM-5 Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego z 2013 roku, „zadekretowano”, że normalna żałoba może trwać do dwóch tygodni! Zatem maleje przyzwolenie na żałobę. Wraz z takim nastawieniem związana jest tendencja do częstszego diagnozowania depresji oraz wskazań do farmakoterapii. Różnym emocjom i stanom umysłu odbiera się ich znaczenie, traktując je jako coś kłopotliwego i bezsensownego, coś, co trzeba usunąć. Tendencja do medykalizacji zasilana jest wieloma źródłami, między innymi kultem sprawności i produktywności, który usuwa doświadczenie utraty i żałoby, promując omnipotentne, „dostosowane” i „zadowolone” stany umysłu i postawy.
Częścią tego zjawiska są naciski samych pacjentów, którzy domagają się tabletki, a nie chcą terapii. Poszukują „uwalniającej” diagnozy, najlepiej takiej, która sugeruje neurobiologiczne podłoże problemów, odsuwając niepokojące przeczucie, że mają one naturę psychologiczną i osobowościową. Ta swoista „ucieczka od wolności” wynika z niemożności czy niechęci stawienia czoła cierpieniu i wzięciu za nie odpowiedzialności. Podjęcie wysiłku pracy psychicznej wydaje się wtedy dużym wyzwaniem. Próg ludzkiej odporności bardzo się nieraz obniża i nie pozwala na rozwój myślenia o sobie i swoim życiu.
KSK: Mówi pan o medykalizacji żałoby, podczas gdy nieleczona depresja może prowadzić do samobójstwa.
MM: Nie muszę chyba podkreślać, jak niezbędna i pomocna jest nieraz psychiatryczna interwencja, szczególnie taka, która ratuje czyjeś życie. Niestety, czasem bywa tak, że ktoś, kto, patrząc z boku, koniecznie potrzebuje pomocy psychiatrycznej lub terapeutycznej, nie sięga po nią. Zwykle wtedy w parze idą ze sobą osobowościowe ograniczenia w szukaniu czy potrzebie pomocy i depresyjna niemożność doświadczania żałoby. To jest zresztą cecha melancholii – wycofanie w siebie, aby odsunąć się od rzeczywistości.
KSK: A więc człowiek, który czuje ból, powinien w pierwszej kolejności zgłosić się do psychiatry. Psychoterapia czy psychoanaliza powinny być uzupełnieniem leczenia farmakologicznego.
MM: Ważne, że będzie w stanie, postanowi poszukać pomocy i zwróci się do terapeuty lub psychiatry. Z konsultacji u kogokolwiek z nich wyłoni się koncepcja podejścia do problemu. Trzeba zauważyć, że są pacjenci, którzy jednocześnie, przynajmniej czasowo, odbywają psychoterapię i wspomagają się farmakoterapią. Jeśli sprawy toczą się dobrze, wzrasta gotowość pacjenta do pracy terapeutycznej.
Z Maciejem Musiałem rozmawia Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin dla Kultury Liberalnej
fot Neil Thomas