12/04/2020
Bardzo ważne i cenne słowa...
Nancy McWilliams
List do psychoterapeutów pracujących podczas pandemii, 5 kwietnia 2020.
Miałam nadzieję być w marcu na Sycylii, rozmawiać z moimi włoskimi kolegami o psychoterapii z pacjentami z zaburzeniami osobowości.
Zamiast tego, pozostałam na kwarantannie w moim domu w USA, “spotykając” się z moimi pacjentami przez telefon i internet.
Praca psychoterapeutyczna w obecnych okolicznościach jest jak najbardziej możliwa, ale i wymagająca.
Praca on-line ma w sobie wiele pozytywów – na przykład, pacjenci pokazują mi fragment swojego domu, dzieci, psy i inne obszary życia, o których wcześniej tylko słyszałam.
Równocześnie wpatrywanie się w ekran przez cały dzień jest bardzo dziwacznym doświadczeniem. Większość moich kolegów opowiada o podobnym rodzaju wyczerpania, jaki czuję i ja zajmując się teleterapią.
W tych okolicznościach, sama praca terapeutyczna podczas sesji wydaje się inna. Bez względu na to jaki był dla moich pacjentów wyjściowy powód zgłoszenia się na psychoterapię, teraz głównym tematem naszych rozmów jest koronawirus.
Każda sesja zaczyna się pytaniem o moje zdrowie oraz zdaniem relacji dotyczącej zdrowia pacjenta i bliskich mu osób.
Podczas gdy wcześniej odpowiedziałabym na pytania pacjenta o moje zdrowie interwencją badającą charakter jego ciekawości, w obecnych okolicznościach uważam, że jest sprawą bezdyskusyjną aby wprost odpowiedzieć pacjentowi jak się czuję.
Bez podstawowego poczucia bezpieczeństwa, że pozostaję w dobrym zdrowiu, nie są oni (pacjenci) w stanie zajmować się innymi obszarami. Koronawirus sprawił, że moja praca jest bardziej niż wcześniej oparta o konwersację, bardziej intymna, bardziej odkrywające realną współzależność mnie i moich pacjentów.
Najtrudniejszą dla mnie rzeczą w sensie psychologicznego radzenia sobie jest fakt, że zagrożenie koronawirusem nie jest neurotycznym lękiem, żałoba po stratach przez niego wyrządzonych nie jest neurotyczną depresją.
Jestem w stanie pomóc pacjentom, kiedy realny lęk lub strata jest uwypuklana przez ich osobiste doświadczenia i podatności, ale nie jestem w stanie złagodzić emocjonalnego bólu, który jest oparty o rzeczywistość.
Zamiast tego, mogę być świadkiem i współtowarzyszem prawdziwego lęku i wszechogarniającej żałoby.
Dla tych, którzy mają poczucie, że inni nie są w stanie wytrzymywać ich uczuć, daje to pewne ukojenie.
Staram się również informować moich pacjentów o tym, jak mogą zapewnić sobie bezpieczeństwo. Dla realnego lęku, realne działania zabezpieczające są najbardziej “leczące”.
Doświadczenie kliniczne nauczyło mnie, że jedną z najgłębszych i największych fantazji każdej istoty ludzkiej jest wiara, że gdzieś tam jest potężny, omnipotentny INNY, który potrafi wszystko naprawić.
Pierwszy raz zdałam sobie sprawę z potęgi tej fantazji, kiedy moja – wtedy dwuletnia córka – wpadła w pełnowymiarowy szał dwulatka, ponieważ nie byłam w stanie sprawić, aby deszcz przestał padać.
Niektórzy pacjenci mają trwający przez całe życie emocjonalny wzorzec polegający na tym, że starają się aby ich wyimaginowana, potężna matka zobaczyła wreszcie jak ciepią, ponieważ zapewne wtedy, zainterweniowałaby i ich uratowała.
Przynoszą ten wzorzec na psychoterapię i spędzają sesję po sesji analizując swój ból, opierając się wysiłkom terapeuty, który stara się im pokazać, że ich niespełnione pragnienie posiadania idealnego rodzica musi być opłakane i porzucone, jeśli mają być w stanie cieszyć się tym, co jest, relacjami z nieperfekcyjnymi ludźmi i niepełną satysfakcją z otaczającej ich rzeczywistości.
W psychoterapeutach, komplementarną częścią tej fantazji, która to część często popycha nas do wyboru naszego zawodu, jest wyobrażenie siebie jako omnipotentnego ratownika, który może zbudować w każdym ze swoich pacjentów perfekcyjne zdrowie psychiczne.
Na przestrzeni naszej kariery, jeśli nie powściągniemy tej fantazji, staniemy się destrukcyjnie krytyczni w stosunku do samych siebie, sfrustrowani i niezdolni do czerpania dumy i satysfakcji z pomocy, jaką realnie możemy nieść.
U swoich podstaw świadomość faktu, że świat nie jest w rękach przewidywalnego, życzliwego, nadzwyczajnego Innego, ale jest rządzony przez nas – niedoskonałe, kruche i często wadliwe istoty ludzkie, jest przerażająca.
W każdej ambitnie prowadzonej psychoterapii, pacjent i psychoterapeuta konfrontują się z tą rzeczywistością poznawczo i emocjonalnie.
Podczas pandemii ten proces zajmuje miejsce centralne, gdyż każda jego strona wodzona jest na pokuszenie w swoich fantazjach o zależności od idealnego rodzica.
Psychoterapia wymaga konfrontowania się z trudnymi prawdami.
Podobnie jak psychoterapeuci w gabinetach, tak i – na szerszą skalę- liderzy, którzy zauważają i mówią prawdę, potrafią zmotywować innych do lepszych reakcji na katastrofę, niż ci którzy opierają się rzeczywistości, starając się utrzymać fantazje o nich samych jako omnipotentnych, w tym celu kojąc ludzi kłamstwami.
Wszystko, co możemy zrobić jako psychoterapeuci, bez względu na to w jaki sposób kraj każdego z nas radzi sobie z COVID 19, to być uczciwym co do tego, jak bardzo emocjonalnie trudna jest dzisiejsza rzeczywistość.
Najważniejszym ukojeniem, jakie możemy nieść naszym pacjentom, nawet podczas kwarantanny, jest zaproponowanie im intymnej relacji z kimś, kto opiera się obronnemu zniekształcaniu przestraszającej, bolesnej rzeczywistości.
Takie działanie nie zbliża nas jakkolwiek do realizacji naszych fantazji o byciu omnipotentnym zbawcą, a jednak pozostaje cenną rzeczą.
Tłumaczenie: Anna Król – Kuczkowska.