A ciało wiedziało - psychoterapia

  • Home
  • A ciało wiedziało - psychoterapia

A ciało wiedziało - psychoterapia "Celem (...) terapii jest pomóc ludziom rozwinąć (...) umiejętność dawania i otrzymywania miłości"
A. Lowen Hanny Segal. Swoją pracę poddaję regularnej superwizji.

Nazywam się Olga Sieczka, jestem psychologiem (ukończyłam SWPS) i psychoterapeutką w nurcie psychodynamicznym oraz w Analizie Bioenergetycznej, zwanej metodą Lowena. W swojej pracy terapeutycznej pragnę towarzyszyć pacjentom w ich drodze - drodze do siebie samych, do własnego, prawdziwego ja; drodze, która często jest niełatwa, bo związana z koniecznością spojrzenia na stare zranienia, z konieczno

ścią przeżycia ponownie trudnych emocji i stanów, od których pacjent często bardzo długo uciekał, próbował się odcinać. Psychoterapię widzę właśnie jako drogę - często niełatwą - która pomaga w dotarciu do przyczyny problemu. I dzięki obecności psychoterapeuty Pacjent nie jest w tej drodze sam. Pracuję w podejściu psychodynamicznym oraz lowenowskim z pacjentami indywidualnymi w gabinecie w Warszawie. W nurcie psychodynamicznym szkolę się w Instytucie Studiów Psychoanalityznych im. W nurcie lowenowskiej pracy z ciałem prowadzę także grupy i warsztaty - jestem psychoterapeutką w trakcie certyfikacji w Analizie bioenergetycznej (ukończyłam 4-letnie szkolenie w AB certyfikowane przez FSBA) oraz certyfikowaną facylitatorką w tej metodzie. Ukończyłam też 2-letnie Szkolenie z Psychoterapii Osób z Problemem Uzależnienia oraz szkolenie z Psychoterapeutycznej opieki okołoporodowej i pracy z diadą matka - dziecko. Pracuję psychodynamicznie z osobami dorosłymi i młodzieżą, natomiast w nurcie Lowena z osobami dorosłymi. Odbyłam staż kliniczny na Oddziale dziennym Instytutu Psychiatrii i Neurologii, gdzie pracowałam głównie z chorymi dotkniętymi schizofrenią i depresją.

"Kiedy arogancja przejmuje stery? I dlaczego? Bion odpowiada, że "w osobowości, w której dominują instynkty życia, duma ...
25/08/2025

"Kiedy arogancja przejmuje stery? I dlaczego? Bion odpowiada, że "w osobowości, w której dominują instynkty życia, duma staje się szacunkiem dla siebie, zaś tam, gdzie dominują instynkty śmierci - staje się arogancją"".

"Nieproszony gość"
James V. Fisher

"Oto przykład interpretacji, która mogłaby dotrzeć do pacjenta borderline, opisanego w jednym z wcześniejszych akapitów:...
06/08/2025

"Oto przykład interpretacji, która mogłaby dotrzeć do pacjenta borderline, opisanego w jednym z wcześniejszych akapitów: "Wydajesz się przekonany, że jesteś zły. Denerwuje cię to i próbujesz poradzić sobie z tą złością twierdząc, że to ja jestem zły i to moja złość wywołuje twoją. Czy mógłbyś sobie wyobrazić, że obaj możemy mieć w sobie i dobro, i zło i że nie trzeba robić z tego wielkiego problemu?". Jest to przykład konfrontacji "tu i teraz " z prymitywnym mechanizmem obronnym. To dowód wysiłków terapeuty, które trzeba będzie powtarzać w różnej formie przez długie miesiące, by pacjent przeszedł od czarno - białej psychiki "wszystko albo nic" do psychiki konsolidującej w spójną tożsamość rozmaite dobre i złe aspekty Ja wraz z całym wachlarzem emocji".

Nancy McWilliams "Diagnoza psychologiczna "

Zdjęcie: Pixabay

"Dla tych z nas, które doświadczyły dużej matczynej luki, dostrzeżenie, czego nam brakuje, może okazać się trudne. (...)...
25/07/2025

"Dla tych z nas, które doświadczyły dużej matczynej luki, dostrzeżenie, czego nam brakuje, może okazać się trudne. (...) By dziecko mogło się optymalnie rozwijać, nie muszą zostać spełniane wszystkie jego potrzeby, jednak część z nich powinna zostać zaspokojona. I znowu - nie chodzi o to, by obwiniać matki czy tworzyć dla nich nieosiągalne standardy. Chodzi o przyjęcie odpowiedzialności za swoje cierpienie z powodu matczynej luki, a także o to, czy w ramach procesu leczenia matczynej rany podjęliśmy kroki, by tę lukę w sobie zapełnić

(...)
Zajmując się matczyną luką, troszczysz się bezpośrednio o swoje potrzeby i obciążenia z dzieciństwa, dzięki czemu nie musisz projektować ich na zewnątrz (i przez to niepotrzebnie cierpieć). Jeśli pozostawimy matczyną lukę samej sobie, w różny sposób będziemy odtwarzać ją na nowo. Proces jej odkrywania oznacza zdjęcie iluzji dzieciństwa i zobaczenie życia takim, jakie ono jest, a także kochanie siebie i innych z pozycji autentyczności, która nie jest defensywna".

Bethany Webster "Odkrywanie wewnętrznej matki"

Już jutro spotykamy się na warsztacie leczenia matczynej rany pt. "Mamo, jestem już kobietą"

Zdjęcie: znalezione w internecie, autor poszukiwany

💃Jeszcze można dołączyć do warsztatu lowenowskiej pracy z ciałem, dotyczącego leczenia matczynej rany, który odbędzie si...
23/07/2025

💃Jeszcze można dołączyć do warsztatu lowenowskiej pracy z ciałem, dotyczącego leczenia matczynej rany, który odbędzie się w najbliższy weekend w Warszawie. Jeśli czujecie Panie, że to może być dla Was - zapraszam. 💃🌹💃
Link do wydarzenia: https://fb.me/e/5Dcm43vwb

Link do zapisów: https://forms.gle/EymTps1LYe8pHEiE7

A oto opinie kilku Uczestniczek poprzednich edycji:

"Nie miałam sprecyzowanych oczekiwań ale wydaje mi się, że wydarzyło się więcej, niż się spodziewałam, czuję się pewniej w swoich odczuciach, tak jakby bardziej sobie teraz ufam co jest dla mnie dobre i że mam prawo robić to, co dla mnie dobre + zyskałam wiedzę jak można w prosty sposób poczuć i rozluźnić ciało". Aneta

"Czułam się bardzo bezpiecznie, nie odczułam oceniania, wspierająco przez cały warsztat, delikatnie i mocno" Anonimowa uczestniczka

"Warsztat prowadzony profesjonalnie, wyjątkowo z dużą uważnością na odbiorcę, dobra energia taka od źródła i mocy". Anonimowa uczestniczka

"Super zajęcia i doświadczenie, i super grupa, mam nadzieję, że to zobaczenia :)" Margaret

# #

"MATKA DESPOTYCZNA.Wiele dziedzin życia wymyka jej się spod kontroli, więc odreagowuje to na istotach słabszych i zależn...
18/07/2025

"MATKA DESPOTYCZNA.

Wiele dziedzin życia wymyka jej się spod kontroli, więc odreagowuje to na istotach słabszych i zależnych. Córkę postrzega jako kogoś, kto ma się jej podporządkować, spełniać wszelkie oczekiwania i dawać poczucie mocy. Jest bardzo kategoryczna w swoich wymaganiach, nie znosi sprzeciwu i surowo karze za każdą próbę buntu. Często uzasadnia swoje metody wychowawcze głębokim przekonaniem, że zna córkę lepiej niż ona sama, a już na pewno wie lepiej, jak pokierować jej życiem. A córka ciągle strofowania, krytykowana i karcona w końcu przyswaja sobie tę krzywdząca opinię na własny temat. (...)

Matka despotyczna "Bo ja tak powiedziałam"

* Jeśli wyjdziesz za mąż za tego człowieka, nie będziesz już należeć do naszej rodziny.
* Jeśli przyjmiesz tę śmieszną pracę i wyjedziesz, nie zobaczysz ode mnie ani centa.
* Nie licz na moją pomoc, jeśli nie poślesz dzieci do katolickiej szkoły.

To tylko kilka przykładów ultimatum często słyszanych z ust domowych tyranek (i tyranów).
W tych suchych zdaniach nie ma żadnej subtelności, nie ma manipulowania słowami "kocham cię" ani ukrycia dominacji za parawanem więzi, jakie widziałaś w poprzednim rozdziale u matek zaborczych. Jawna kontrola i despotyzm bywają często irracjonalne, a zawsze pozostające i szydercze wobec dziecka. Rozkazy brzmią jednoznacznie, z naciskiem na straszliwe konsekwencje nieposłuszeństwa.
Kontrola ma uzasadnienie w odniesieniu do bardzo małego dziecka. (...) Kategoryczne matczyne "nie" jest ważną częścią procesu wychowawczego, a kontrola na tym etapie życia nie tylko zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa, ale też bezpieczeństwo jako takie. Mądre rodzicielstwo polega jednak na stopniowym wycofywaniu się rodziców, aby umożliwić małemu człowiekowi zbieranie własnych doświadczeń życiowych - nawet za cenę nieuchronnych upadków dosłownie i w przenośni. (...)
Despotyczna matka trzyma córkę twardą ręką tak długo, jak się da - nieraz do końca swego życia - z wielce destrukcyjnymi efektami. Na podobieństwo matki zaborczej ucieka się do zachowań utrwalających twoją zależność, którą później bezwzględnie wykorzystuje. A jakby tego było mało, z upodobaniem powtarza, że "to dla twojego dobra". Smutna prawda jest jednak taka, że twoje dobro niewiele ją obchodzi - a już na pewno mniej niż jej własna satysfakcja z przewagi i władzy nad tobą. Satysfakcji nie znajduje zwykle w innych sferach życia i w istocie rzeczy tylko despotyzm wobec ciebie wypełnia tę bolesną lukę. Innymi słowy, kontroluje cię i ogranicza z głębokiej potrzeby dodania sobie znaczenia i sensu swojej egzystencji. Co być może najgorsze, nawet jeśli w wieku dorosłym udało ci się zrzucić jarzmo założone przez despotyczną matkę, prawdopodobnie nie pozbyłaś się pokładów złości i urazy wywołanych jej tyranią. Niewykluczone, że sama utożsamiasz kontrolę nad swoim życiem z kontrolowaniem innych ludzi. Albo odwrotnie, nadal żyjesz w przekonaniu, że potrzeby innych są ważniejsze od twoich własnych. Córki despotycznych matek często borykają się z takim dziedzictwem. (...)

Zdominowane córki łatwo dają sobą pomiatać.

(...) Okrutne żarty i kpiny z dziecka mogą dotknąć do żywego, a mała Karen często bywała ich obiektem. Przekonana, że lepiej nie dowierzać własnym wyborom i upodobaniom, chroniła się przed krytycyzmem matki, postępując po jej myśli. A Charlene nie znosiła sprzeciwu. Nie wymuszała posłuchu biciem ani krzykiem - nie było takiej potrzeby. Jej ironiczne słowa i ton głosu mówiły córce dostatecznie jasno, kto tu rządzi.
W efekcie Karen nigdy nie miała okazji opanować jednej z najważniejszych umiejętności: rozeznania we własnych potrzebach i pragnieniach, nie mówiąc o ich obronie przed innymi ludźmi.
Despotyczne matki nie tylko łamią swoje córki groźbą, kpiną czy krytyką, nie tylko depczą ich godność i szacunek do siebie, ale też pozbawiają je silnej woli. Ciągły sarkazm niszczy w małych dziewczynkach poczucie własnej wartości i czyni z nich łatwe ofiary cudzej dominacji również później, w dorosłym życiu. Niepewne siebie, wewnętrznie rozchwiane, często nie potrafią dochodzić swoich praw ani samodzielnie kierować własnym życiem. Krytycyzm jest głównym źródłem kontroli, a jednocześnie jej uzasadnieniem i gwarancją: despotyczne matki bardzo szybko odkrywają, że dostatecznie często powtarzana ktytyka obezwładnia córki, tłumiąc w nich asertywność i wolę oporu. (...)
Ciosy przybierają na sile, ilekroć despotyczna matka czuje się zagrożona (...)
(...) bardzo trudno wydostać się z takiej matni o własnych siłach komuś, w kim od najmłodszych lat tłumiono zdrowe odruchy sprzeciwu, odmowy, stawiania na swoim, samodzielnych decyzji... Jak trafnie zauważyła Karen, matczyny despotyzm zrobił z niej "najbardziej ugodową i przymilną istotę pod słońcem". (...) Nie ulega wątpliwości, że i to pomijanie siebie było efektem długoletniej praktyki - czy raczej tresury ze strony matki. (...)
Karen wyrosła na jedną z tych kobiet, które bez szemrania podejmą się pracy odrzuconej przez innych, wezmą zastępstwo, posiedzą po godzinach, nadrobią cudze zaległości itp. Takich ludzi określa się nieraz mało pochlebnym terminem "popychadło". Od dzieciństwa tłamszeni bardzo łatwo rezygnują ze swych praw - przede wszystkim na rzecz matek, ale nie tylko. (...)

Perfekcjonizm, czyli tyrania wyśrubowanych standardów.

(...) matki perfekcjonistki narzucające córkom wygórowane wymagania - nierzadko tak wygórowane, że niemożliwe do spełnienia. "Perfekcyjne panie domu" organizują życie rodzinne według sztywnych zasad, zwyczajów i harmonogramów, a wszystko, co odbiega od ich wizji doskonałości, jest z góry uznawane za porażkę. (...)
Odkąd pamiętam, była straszną tyranką, nie miała w sobie nawet odrobiny ciepła ani czułości. Zachowywała się jak żandarm, nie jak matka. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Interesowała ją tylko doskonałość. Doskonały dom bez jednego pyłku kurzu, doskonały mąż, doskonałą praca, doskonale dzieci. Czasami, gdy byłam mała, próbowałam jej mówić, że przecież nie jestem doskonała. "No to staraj się być" - odpowiadała. Chodziliśmy jak w zegarku. (...) Mama pomagała mi w matematyce, chociaż bardziej przypominało to musztrę niż odrabianie lekcji. (...)

Jednym z najczęstszych i najcięższych do zniesienia następstw tyranii jest upokorzenie, którego córki despotycznych matek zdają się doświadczać ze wszystkich stron. (...)
Nietrudno bowiem zauważyć związek między upokorzeniami doświadczanymi w domu, a podatnością na upokorzenia ze strony świata zewnętrznego. Dziewczynka zmuszana do posłuchu, milczenia i podporządkowania, łatwo wchodzi w rolę ofiary również w szkole czy innej grupie rówieśników. Szyderstwa i złośliwości pod jej adresem uchodzą płazem prześmiewcom, ponieważ jest przyzwyczajona do bierności, a nie do naturalnej samoobrony. Nie umie "walczyć o swoje" - bo i jak miałaby umieć, skoro od najmłodszych lat wpajano jej coś wręcz przeciwnego? - a dzieci, jak wiadomo, rozpoznają to natychmiast i wykorzystują z całą bezwzględnością. (...)

Despotyzm sadystyczny

W skrajnych przypadkach kontrolna nad dzieckiem przybiera formy zwykłego okrucieństwa: nakazy i zakazy zmieniają się wtedy jak w kalejdoskopie, srogie kary spadają z zaskoczenia, niczego nie sposób przewidzieć ani zrozumieć. Okrucieństwo to coś więcej niż upokarzanie - a na samym końcu skali mamy jeszcze sadyzm, perwersyjną przyjemność z zadawania cierpień. Niestety, skoro są tacy ludzie, są również tacy rodzice, zarówno ojcowie, jak i matki.
Życie z sadystyczną matką oznacza dla córki życie na wulkanie, w ciągłej niepewności dnia ani godziny, kiedy nastąpi kataklizm. To dzieciństwo pełne bólu, wstydu, lęku i zaszczucia, odciskające się głębokim piętnem na dalszym życiu córki. Z dzieci sadystycznych rodziców wyrastają ludzie niespokojni, czujni, stałe gotowi do klasycznej "walki lub ucieczki" w odpowiedzi na stres. (...)

Wielu ludzi myśli, że podnosząc głos lepiej bronią swoich racji, a tymczasem krzyk nie tylko nikogo nie przekonuje, ale jeszcze odbiera krzyczącemu godność i wiarygodność. (...)
Jest rzeczą naturalną, że w trosce o własne bezpieczeństwo ludzie odsuwają się od kogoś, kto krzyczy. Zachowanie to ma sens zwłaszcza u dziecka: zejść z oczu, milczeć, skulić się, niemal zniknąć, żeby nie zwracać na siebie uwagi i nie stać się obiektem ataku. Ale silne emocje odczuwane w takich momentach nie znikają samoistnie. Samantha aż za dobrze pamiętała swoje dziecięce przerażenie, kiedy krzyczała na nią matka. (...)

Niestety, wiele córek despotycznych matek po raz pierwszy smakuje wolności - i często ją niszczy - w działaniach autodestrukcyjnych. Buntowniczki rzucają się na alkohol, narkotyki, jedzenie, seks, albo wszystko to razem, próbując udowodnić sobie i całemu światu, że matki już nie mają nad nimi kontroli. Lata zniewolenia, frustracji i kar nieproporcjonalnych do przewinień nieuchronnie skutkują pokładami negatywnych emocji, które prędzej czy później muszą znaleźć ujście.
Narastający gniew, nienawiść i agresja bywają trudne do zniesienia, ale mogą też okazać się dobrym katalizatorem przemiany. Zbyt długo tłumione mają jednak wielką niszczycielską moc. (...)
Autodestrukcyjny bunt nie ma wiele wspólnego z wolnością, ponieważ skłania do działań, które nie wypływają z wysokiej samooceny i szacunku do samej siebie - nie mówiąc o tym, że w ostatecznym rozrachunku obniżają je jeszcze bardziej. Buntowniczki nie mogą być na prawdę wolne - w istocie rzeczy nadal mają w głowach swoje despotyczne matki i robią wszystko, żeby je ukarać, zszokować, zgnębić, tak jak same były gnębione. Robią to przeciwko matkom, a nie dla siebie i w zgodzie z własnymi pragnieniami, gdyż tego nie potrafią. Jak ja ironię, matki nadal je kontrolują.

Co napędza despotyczne matki

(...) Despotyczne matki wydają się naznaczone jedną wspólną cechą: głębokim niezadowoleniem z własnego życia. (...)
Bez poczucia władzy nad kimkolwiek, byłyby zgubione - dlatego wyżywają się na dzieciach.
I niezależnie od źródeł tej przemożnej potrzeby dominacji despotyczne matki zachowują się bardzo podobnie, w pierwszej kolejności krytykując wszystko, co dotyczy ich córek: wygląd zewnętrzny, postępy w nauce, pracę, partnerów, upodobania, poglądy, nawyki, wybory. Tak jak ogół niekochających matek, domowe tyranki mierzą w najsłabsze punkty swoich dzieci i zazwyczaj trafiają bezbłędnie.
Ze zrozumiałych względów córki despotycznych matek nie mają dobrych wspomnień z dzieciństwa, ale to jeszcze nie wszystko. Najbardziej trwałym efektem wychowania tak zwaną twardą ręką są bowiem ich własne schematy zachowań, reakcji i oczekiwań, wszczepione im przez matki. To dziedzictwo daje o sobie znać latami, nieraz do końca życia - choćby same córki wierzyły, że już od dawna nie podlegają szkodliwym matczynym wpływom.

Jeśli doskwiera ci brak asertywności, perfekcjonizm, skłonność do pomiatania innymi lub bycia pomiataną czy którykolwiek z problemów opisanych w tym rozdziale, chcę cię zapewnić, że nie są to zachowania immanentnie związane z tobą, lecz tylko wyuczona - i że możesz się ich oduczyć".

Dr Susan Forward i Donna Frazier-Glynn "Matki które nie potrafią kochać. Uzdrawiający poradnik dla córek"

W weekend 26-27 lipca odbędzie się w Warszawie warsztat terapeutycznej pracy poprzez ciało metodą Lowena dedykowany kobietom: Mamo, jestem już kobietą.
Link do opisu zamieszczam w komentarzu. Jeszcze są wolne miejsca, można dołączyć, zapraszam.
🐛➡️🦋

Zdjęcie: Pixabay

17/07/2025

Refleksje na odejście …

Dziś w nocy odeszła od nas, z naszego artystycznego świata Joanna Kołaczkowska, osoba, której przedwczesna smierć poruszyła też wiele osób ze środowiska terapeutów PTPP. Jako zespół Fb postanowiłyśmy zareagować. Niby wiemy, ze każdy odchodzi, umiera, można powiedzieć, ze musi kiedyś odejść, ale mechanizmy wyparcia, popęd życia pomagają nam nie myśleć o tym zbyt często, a jednak są takie sytuacje, które jednoznacznie konfrontuja z brakiem, z końcem… Winnicot pisał kiedyś w swoich dziennikach „ obym umarł świadomie”. Żona Winnicota wydała te dzienniki już po jego śmierci. Tak zdarza się częściej, ze odkrywamy na nowo różne treści po śmierci kogoś, kogo ceniliśmy, smierć jakby uwypukla znaczenie.

Zygmunt Freud – w "Żałobie i melancholii" (1917)
jako pierwszy wprowadził systematyczne rozróżnienie między:

Żałobą : naturalnym, choć bolesnym procesem przeżywania straty ukochanej osoby.

Melancholią: patologiczną reakcją, gdy utrata zostaje uwewnętrzniona w sposób destrukcyjny.

Freud pisał, ze załoba to proces psychicznego odwiązywania się od osoby zmarłej.
To proces świadomy – człowiek wie, co utracił.
Trwa, dopóki ego nie zdoła wycofać libidinalnego przywiązania do utraconego obiektu i nie ulokuje go gdzie indziej.

W żałobie dominuje smutek, apatia, wycofanie z życia – ale to wszystko jest uznawane za zdrową reakcję.

W melancholii – osoba nie do końca wie, co straciła; to uczucie utraty siebie, często wiązane z depresją i nienawiścią do własnego "ja".
Freud uważał, że żałoba ma swój koniec – że możliwe jest "przepracowanie" straty i powrót do życia.

Myśli Donalda Winnicotta bardzo wspierają rozumienie procesu radzenia sobie ze stratą.

Winnicott podkreśla znaczenie "obiektów przejściowych" (np. kocyk, zabawka) jako form wsparcia w momentach rozłąki – zwłaszcza u dzieci. W żałobie może to być np. pamiątka po zmarłym.
Relacja z matką lub opiekunem to prototyp wszystkich późniejszych relacji. Utrata ważnego obiektu (człowieka) może wywołać kryzys tożsamości i poczucia bezpieczeństwa.
Winnicott mówi o przetrzymaniu bólu psychicznego – dziecko (a potem dorosły) musi nauczyć się wytrzymywać emocjonalny dyskomfort bez rozpadania się.
Podkreślał wagę "bycia z kimś" w żalu, nie próbując za wszelką cenę go znieść – obecność drugiej osoby traktował jako pomoc w przetrwaniu bólu.

Wilfred Bion pisal o stracie, chaosie, transformacji bólu.
Bion wydaje się być w swoim podejściu najbardziej filozoficzny i skomplikowany, ale jego podejście do straty jest głębokie i aktualne.

Bion pisał o kontenerze– osoba (np. matka, terapeuta), która może pomieścić lęk, rozpacz, ból drugiego człowieka i pomóc mu go przekształcić.
Proces żałoby to proces myślenia o tym, czego nie da się pomyśleć – osoba zmarła to nie tylko brak, ale też chaos i niewyrażalne uczucia.
Bion pisal o konieczności pozostawania z doświadczeniem, nawet jeśli to bardzo bolesne. Ucieczka od bólu może prowadzić do patologii (np. psychotycznych obron).

Ból po stracie trzeba "przetrawić" – z chaosu tworzy się symbol, sens, zrozumienie. Ale to proces, nie wydarzenie.
Wspólnym przekazem wymienionych psychoanalityków jest uznanie żałoby jako procesu, a nie czegoś, co się "robi" raz i już.
Ból po stracie ma sens – nie należy go unikać, ale trzeba go pomieścić i przeżyć.
Kluczem jest relacja – zarówno ta utracona, jak i te, które pomagają przeżyć stratę (terapeuta, bliscy).
Przepracowana strata zmienia nas, ale nie niszczy – możemy stać się bardziej złożeni i prawdziwi.

„Normalny proces żałoby wymaga czasu i energii, aby ego mogło oderwać libido od utraconego obiektu – krok po kroku, z wielkim bólem.”

Winnicot rozwija koncepcję obiektów przejściowych – jak dzieci (i dorośli) tworzą „pomiędzy” realnym a wewnętrznym światem obiekty, które pomagają przeżyć rozłąkę, żal i stratę. Omawia znaczenie samotności w obecności drugiego – coś bardzo ważnego w żałobie. Uczy, że człowiek może być sam, ale nie samotny – jeśli ktoś „pomieści” jego cierpienie.

Wilfred Bion, który sam doświadczył tyle strat ( przyjaciela w takcie pierwszej wojny światowej, gdy był czołgista, smierc żony po porodzie) pisal w:
„Uczenie się na podstawie doświadczenia”
o koncepcji funkcji alfa – zdolności psychiki do przetwarzania surowych emocji. Utrata, ból, lęk to materia pierwotna – musi zostać „przetrawiona” i zorganizowana.

Ważnym faktem jest, ze terapeuta może być kontenerem dla emocji pacjenta – pomaga znieść, przekształcić, uczynić myśleniem to, co pierwotnie było tylko bólem.

Bion pisze o konieczności "pozostawania z nie-wiedzeniem", kiedy doświadczenia – takie jak śmierć bliskiej osoby – są tak bolesne, że wymykają się słowom.

Polecamy także :
Thomas H. Ogden – „The Matrix of the Mind”
Julia Kristeva – „Czarne słońce”

Można jeszcze dołączyć do warsztatu "Mamo, jestem już kobietą", który odbędzie się w Warszawie w weekend 26-27 maja, zap...
16/07/2025

Można jeszcze dołączyć do warsztatu "Mamo, jestem już kobietą", który odbędzie się w Warszawie w weekend 26-27 maja, zapraszam!
🐛➡️🦋
Link do wydarzenia i zapisów poniżej:
https://fb.me/e/5Dcm43vwb
https://forms.gle/sirVqo9bnsBVK6p27

"MATKA WYMAGAJĄCA MATKOWANIA.
Nie potrafi zaopiekować się dziećmi, gdyż sama potrzebuje opieki z powodu niedojrzałości, niezaradności czy przytłoczenia własnymi problemami, zwłaszcza depresją i/lub uzależnieniem. Dla rzeszy niewydolnych życiowo kobiet córki są często darem niebios, kimś, na kogo można scedować bieżące obowiązki i szerzej pojętą odpowiedzialność, zarówno za siebie, jak i resztę rodziny. Na zasadzie klasycznego odwrócenia ról matki zachowujące się jak dzieci najzwyczajniej kradną dzieciństwo córkom, nie dość, że zmuszonym do przedwczesnej dorosłości, to jeszcze skazanym na osiąganie jej na własną rękę, bez niezbędnych wzorców, wsparcia i przewodnictwa.
(...)
"Liczę na ciebie, że zajmiesz się wszystkim"
Matka nie nauczy córki, jak iść przez życie, jeśli sama tego nie potrafi - jeśli spędza całe dnie w łóżku, za zamkniętymi drzwiami, pogrążona we własnym świecie i obojętna na wszystko, co się dzieje dookoła, włącznie z dziećmi. Jeśli nie wstaje rano, żeby wyprawić je do szkoły, nie gotuje obiadu, nie troszczy się o najmłodszych, nie interesuje lekcjami starszych ani nie dba nawet o własne podstawowe potrzeby. Przyczyny bywają różne - depresją, alkoholizm, inne uzależnienia, upośledzenie umysłowe czy zwykła niedojrzałość - ale efekt jest zawsze podobny: dysfunkcjonalna, nieobecna duchem matka w większym stopniu potrzebuje opieki, niż jest w stanie otoczyć nią dzieci. Dochodzi wtedy do klasycznego odwrócenia ról: córka, z reguły najstarsza, jeśli nie jedyna, staje się rodzicem, opiekunką i powiernicą - i matki, i całej rodziny. (...)
Takie matki często wycofują się z życia rodzinnego - nawet jeśli nie wychodzą z domu, ich obecność niewiele znaczy, skoro nie nakarmią, nie pomogą, nie pocieszą. Mogą godzinami siedzieć wpatrzone w telewizor, na zmianę pić i spać, czasem snuć długie monologi że skargami na zły los - a ich córki, nieprzyzwyczajone do innych zachowań, rzadko uświadamiają sobie w pełni bolesną prawdę: że w istocie rzeczy są pozbawione matkowania.
Marki, którym przyjrzymy się bliżej w tym rozdziale,. Można określić skrótem MIA - missing in action (...) faktycznie "zaginęły w akcji", niejako wymeldowany się z rodziny, wkładając resztkę energii (zwykle szczątkowej) we własne przetrwanie. Maja dzieci, a tak jakby ich nie miały - jakby najzupełniej nie zdawały sobie sprawy z ich istnienia. Choćby deklarowały miłość, kończy się na deklaracjach: w praktyce nijak nie potrafią jej okazać.
Z kolei córki dorastają najczęściej w bezbrzeżnym żalu i litości nad matkami oraz wygórowanym poczuciu obowiązku. Nawet kilkuletnie dziewczynki święcie wierzą, że właśnie do nich należy robić wszystko "żeby było lepiej" cokolwiek by to oznaczało. Córka zmuszona do zamienienia się rolami z matką słyszy zewsząd, że jest "taka duża", "dzielna", "odpowiedzialna", "nad wiek mądra" i czerpie satysfakcję z tych pochlebnych określeń. Ale w rzeczywistości jest przede wszystkim pozbawiona szansy na zdrowe, beztroskie dzieciństwo.
Wiele kobiet wyrastających z takich dziewczynek może poszczycić się licznymi zaletami: zaradnością, gospodarnością, opanowaniem w trudnych sytuacjach. Córki niewydolnych życiowo matek mają niejako we krwi dźwiganie ciężarów ponad siły i wyręczanie innych w obowiązkach. Ludzie instynktownie zwracają się do nich po wsparcie, a one dobrze wiedzą, jak zadbać o cudze interesy, sukces i szczęście. Znacznie gorzej radzą sobie za to z własnymi potrzebami. Rzadko udaje im się opanować sztukę koncentrowania się na sobie, swoich marzeniach czy radościach. Rola opiekuńcza wrasta w nie tak głęboko, że wypiera i tłumi wszystko inne.

OZNAKI PRZEDWCZEŚNIE OSIĄGNIĘTEJ DOROSŁOŚCI

(...) czy jako dziecko:
* Uważała, że twoim głównym zadaniem jest rozwiązywanie problemów matki lub niesienie jej ulgi w cierpieniach - niezależnie od kosztów, jakie sama przy tym ponosiłaś?
* Przechodziłaś do porządku dziennego nad własnymi uczuciami, a liczyły się dla ciebie tylko uczucia, potrzeby i pragnienia matki?
* Chroniłaś ją przed następstwami jej zachowań?
* Kryłaś ją lub kłamałaś z jej powodu?
* Broniłaś jej zaciekle, ilekroć ktoś powiedział o niej coś złego?
* Myślałaś, że twoje zadowolenie z siebie zależy od je aprobaty?
* Czułaś się w obowiązku ukrywać zachowania matki przed swoimi przyjaciółmi?
(...)
Koszty ukradzionego dzieciństwa są wysokie i ponosi je, niestety, nie sprawca, lecz ofiara tej zuchwałej kradzieży. Jeśli pozbawiono cię prawa do bycia dzieckiem, a narzucono rolę opiekunki, na której opierała się twoja wartość w oczach innych i twoich własnych, nie mogłaś rozwijać się jako odrębna jednostka, cieszyć swobodną grą wyobraźni, uczyć beztroski i spontaniczności. Miałaś za mało czasu i zachęty do zadawania sobie pytań, kim jesteś, kim chcesz być, co sprawia ci radość, jak wyobrażasz sobie własną przyszłość. Zamiast tego od najmłodszych lat trenowałaś skupianie się na matce, zaspokajanie jej potrzeb w pierwszej kolejności, czujność w obliczu niepewnej sytuacji i rozwiązywanie życiowych problemów ponad twój wiek i siły. (...)
Dziecko z natury rzeczy nie potrafi rozwiązać problemów swojej matki - może to zrobić tylko ona sama. Nie zmieni jej nawet największe dziecięce poświęcenie - a mimo to córka uparcie i desperacko ponawia próby. I za każdym razem, gdy spełzają na niczym, nie może pozbyć się poczucia bezsilności, winy i wstydu. Małe dziewczynki radzą sobie z tymi destrukcyjnymi emocjami wiarą, że gdy dorosną, wreszcie zapanują nad rzeczywistością. Co nie udaje im się dzisiaj, musi udać się jutro - a wtedy wszystko będzie "jak należy". I faktycznie, już jako dorosłe kobiety niestrudzenie nad tym pracują. Robią zbyt wiele dla innych, za dużo dają, zanadto pomagają. Psycholodzy nazywają to zjawisko przymusem powtarzania (repetition compulsion): polega to na uporczywym postępowaniu według starych, nieskutecznych schematów w irracjonalnej nadziei, że tym razem przyniosą inne efekty niż w przeszłości.
Jeśli kieruje tobą ów przymus, twoje życie mogą wypełniać niezliczone akty niesienia ulgi innym ludziom i rozwiązywanie cudzych problemów. Nie ma w nim miejsca na radość, lekkość, zabawę. Co więcej, miłość, jaką obdarzasz bliskich, trudno nieraz odróżnić od litości - a przy tak zachwianej proporcji między dawaniem a braniem trudno też liczyć, że będzie naprawdę odwzajemniona. (...)
Depresja nie zwalnia z odpowiedzialności wobec dziecka.
(...) Depresja zmienia odbiór rzeczywistości, pozbawia woli i upośledza proces decyzyjny. (...) Niezależnie od precyzyjnego rozpoznania depresja jest chorobą, a depresyjna matka osobą chorą.
Pomimo to jest też osobą dorosłą, odpowiedzialną za siebie, swoje życie i swoje dzieci. Do niej należy podjęcie kroków w celu poprawy sytuacji - nikt tego nie zrobi za nią, o ile nie zostanie ubezwłasnowolniona. (...) To nie sugestia, tylko fakt: matka na obowiązek zadbać o siebie tak, aby mogła właściwie opiekować się dziećmi - nie zwalnia jej od tego nawet największy ból istnienia. (...)
W lepszych momentach depresyjna matka może znaleźć w sobie dość energii, by zauważyć córkę, a nawet powiedzieć jej coś miłego: "Ależ jesteś ładna", "Ślicznie wyglądasz" czy coś w tym rodzaju. Nie rekompensuje to jednak dojmujacego braku stałego dowartościowania i zdrowej więzi, niezbędnych wszystkim dzieciom. Zamiast tego córka słyszy najczęściej wyrazy wdzięczności: "Co ja bym bez ciebie zrobiła?", "Jak to dobrze, że MI pomagasz" i tak dalej. Nie czuje się ważna i kochana dlatego, że po prostu istnieje jako odrębna, niepowtarzalna jednostka. Liczy się tylko - albo przede wszystkim - że wspiera i wyręcza matkę. Mam wiele współczucia dla matek przytłoczonych depresją, ale powtarzam: nawet ta ciężka choroba nie zwalnia ich z opieki nad małymi dziećmi. Uważam też m, że powinny poczuwać się do odpowiedzialności za ukradzione córkom dzieciństwo i za odległe negatywne następstwa ich przedwczesnego wejścia w rolę opiekunek.
Tak jak w przypadku Allison, gdyż nie ulegało dla mnie wątpliwości, że "zaadoptowała" Toma na tej samej zasadzie odwrócenia ról, narzuconej ongiś przez matkę. Przyjemność, jaką odczuła, widząc zachwyt w oczach obdarowanego, napełniła ją nadzieją, że tym razem jej pomóc nie pójdzie na marne, inaczej niż w dzieciństwie, kiedy to nie umiała skutecznie pomoc matce. Na tym właśnie polega przymus powtarzania (...)
(...) DZIECIŃSTWO Z ALKOHOLICZKĄ
(...) Córki uzależnionych matek z reguły nie zdradzają przyjaciółkom ani nauczycielom, co dzieje się w ich domach. A gdy same chodzą do koleżanek i widzą, jak inaczej może wyglądać życie, tym pilniej strzegą swojego sekretu - że wstydu, kompleksu niższości i głębokiego przekonania, że i tak nikt ich nie zrozumie. Są mistrzyniami w kamuflażu, ale pod okazywaną światu pogodną maską duszą w sobie najbardziej niszczące emocje.
Niebezpieczeństwa wieku dorastania
W ramach tego kamuflażu Jody przez całe gimnazjum starała się nie odstawać od reszty - ani wynikami w nauce, ani wyglądem i strojem. Miała przyzwoite oceny, chodziła schludnie ubrana, oczywiście piorąc i prasując własnymi rękami, brała do szkoły samodzielnie przygotowane kanapki...jak dziecko z normalnego domu. Ale oto w liceum, gdy dla kolegów i koleżanek zaczął się okres buntu przeciwko rodzicielskim rygorom, odkryła , że jej sytuacja ma istotną zaletę w postaci braku jakiejkolwiek kontroli. Mogła robić wszystko, co chciała, wracać, kiedy chciała - matki i tak to nie obchodziło. (...)
U wielu dorosłych córek, choćby najtrzeźwiej myślących i pozbawionych złudzeń, perspektywa zerwania z matką budzi skrajnie sprzeczne uczucia. Matka naprawdę zmienia się w oczach córki w bezradne dziecko, czemu sprzyja również nieubłagany dla niej upływ czasu. (...)
Gdy w grę wchodzi uzależnienie, pewne jest tylko jedno: eskalacja problemu. Z czasem życie osoby uzależnionej coraz bardziej zacieśnia się wokół narkotyku, czy będzie nim alkohol, inne substancje psychoaktywne, czy też jedzenie, hazard albo seks. (...)
Jeśli twoja matka nie chce się leczyć - a decyzja należy przecież do niej - nie pozostaje ci nic innego, jak zostawić ją samą na tej drodze. Odsunięcie się od niej będzie wymagało od ciebie rezygnacji z wielu głęboko przyswojonych zachowań: utrzymywania tajemnicy, kamuflażu, ratowania, ciągłej czujności. Musisz odzwyczaić się od tego wszystkiego, co robisz już niemal automatycznie, na przykład, tak jak Kody, od liczenia opróżnianych przez matkę kieliszków, zamiast zabawy z dzieckiem. To bezsprzecznie ciężka praca, ale też jedyna szansa na pozbycie się twojego bolesnego dziedzictwa, którego nie chcesz już dłużej nosić w sobie, a już zwłaszcza przekazać następnemu pokoleniu.
SKRADZIONE DZIECIŃSTWO A DZIEŃ DZISIEJSZY
Córka w sytuacji Jody czy Allison od najmłodszych lat robi, co może, aby jej życie wyglądało na "normalne" i dla niej samej, i dla postronnych. Zaciera ślady matczynej depresji, wybryków, zaniedbań, jakich doświadcza. Opiekuje się młodszym rodzeństwem, gotuje, sprząta, pierze. Jeśli mąż czy kochanek matki okazuje się brutalny, to ona przykłada lód na siniaki, ewentualnie wzywa policję. Wszystko to razem oznacza dla niej, kilkunasto- czy nawet kilkulatki, dźwiganie wielkiego, przytłaczającego ciężaru emocjonalnego.
Jeśli sama masz takie wspomnienia, jeśli wyrosłaś przy matce, która przerzuciła na ciebie swoją rolę, zapewne i teraz, w wieku dorosłym, potrzebujesz do szczęścia poczucia własnej niezbędności. Wiele zachowań podyktowanych tą potrzebą sprawia wrażenie szlachetnych, ale ty drogo za nie zapłaciłaś i często płacisz nadal. Zostałaś okradziona z dzieciństwa. Masz prawo do skutku i złości z powodu tej dotkliwej straty".
Dr Susan Forward i Donna Frazier-Glynn "Matki, które nie potrafią kochać. Uzdrawiający poradnik dla córek"

🌹26-27 lipca odbędzie się w Warszawie warsztat terapeutycznej pracy poprzez ciało metodą Lowena dedykowany kobietom i ich relacjom z matkami: 🌹Mamo, jestem już kobietą. 🌹
Poprzez kontakt z ciałem będziemy docierać do starych, często bolesnych emocji, dawnych zranień, by pozwolić sobie je wreszcie odczuć i wyrazić - szczególnie te, których kiedyś nie było wolno wyrażać, a może nawet trudno było czuć. W bezpiecznym otoczeniu, wśród innych, także zranionych kobiet, pozwolimy sobie czuć ból, wstyd, lęk, złość i wszystko, ci się pojawi. Poprzez płacz, krzyk, pozwolimy sobie wyrazić i odczuć to, co przez lata odczute i wyrażone być nie mogło. Każda we własnym tempie pozwolimy sobie dopuszczać te trudne emocje, by wreszcie nie musieć ich tłumić, by wreszcie móc powiedzieć samej sobie: tak, to mnie spotkało. To moje rany. To mnie bolało.
🐛➡️🦋
Cały proces może być trudny i bolesny, ale nie ma innej drogi, by oczyścić stare emocjonalne rany i powoli zacząć proces zabliźniania, by bolało mniej. Zapraszam, jeszcze można dołączyć do warsztatu.

https://fb.me/e/5Dcm43vwb
Zdjęcie znalezione w Internecie, autor poszukiwany

Address


Opening Hours

Monday 12:00 - 17:00
Tuesday 15:00 - 20:00
Wednesday 08:00 - 15:00
Thursday 08:00 - 15:00

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when A ciało wiedziało - psychoterapia posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Contact The Practice

Send a message to A ciało wiedziało - psychoterapia:

  • Want your practice to be the top-listed Clinic?

Share

O mnie, o metodzie

Nazywam się Olga Sieczka. Swoją przygodę z bioenergetyką Aleksandra Lowena rozpoczęłam od jego książki “Radość”. Zafascynował mnie taki sposób patrzenia na człowieka, wciągnął na całego; Lowen nazywał to, co ja od dawna czułam, ale nazwać nie umiałam.

Po jakimś czasie trafiłam na warsztaty lowenowskie i poczułam, że to jest to, czego tak długo szukałam - myślenie o człowieku jako o całości - jedności ciała, emocji i umysłu, o tym, jak mądrze są ze sobą połączone i wzajemnie na siebie wpływają; jak się łączą i zmiana w jednym obszarze prowadzi do zmiany w innych. Zafascynował mnie sposób patrzenia na ciało i dostrzegania jego mądrości, komunikatów, które wysyła. Nadal pozostaję pod wielkim wrażeniem mądrości ludzkiego ciała.

W 2015 roku rozpoczęłam szkolenie w Analizie Bioenergetycznej, certyfikowane przez Florida Society for Bioenergetic Analisys. które ukończyłam w czerwcu 2019.

W kręgu moich zainteresowań jest nie tylko praca z ciałem i psychosomatyka, ale także zjawiska związane z traumą wczesnodziecięcą, aleksytymią, dysocjacją somato- i psychoformiczną, a także jungowski sposób myślenia o człowieku i jego świecie wewnętrznym.