Małgorzata Liszyk-Kozłowska

Małgorzata Liszyk-Kozłowska Strona zawodowa i publiczna psychoterapeutki Małgorzaty Liszyk-Kozłowskiej

Czy wiesz, jakie jedno z pierwszych słów wypowiedziałeś w swoim życiu?Nie „tak”. Tylko „nie”.Na początku to „nie” jest i...
20/09/2025

Czy wiesz, jakie jedno z pierwszych słów wypowiedziałeś w swoim życiu?
Nie „tak”. Tylko „nie”.

Na początku to „nie” jest instynktem. Reakcją na dyskomfort, ból, brak zgody, którego dziecko jeszcze nie umie nazwać. Ale czuje go całym sobą – i właśnie dlatego mówi „nie”.

A potem pojawia się kolejne „nie”. Już nie tylko wobec tego, co nas boli, ale w relacji z innym człowiekiem– kiedy coś nam się nie podoba, kiedy chcemy postawić granicę ( nie oddać zabawki, nie ustąpić miejsca w piaskownicy itd).
I wtedy zaczyna się tresura:
Słyszymy wtedy :„Bądź grzeczny”. „Nie przesadzaj”. „Ustąp”. „Bądź mądrzejszy”.
Jakby mądrość polegała na tym, żeby wycofać się z samego siebie!

I wyrastają z tego dorośli, którzy milczą, kiedy powinni mówić.
Którzy udają zgodę, choć w środku wrze.
Którzy mylą uległość z dobrocią, a wygodnictwo z pokojem.

Ale to kłamstwo.

Mądrość nie jest w spuszczonej głowie.
Mądrość jest czasami w zdaniu: „dalej nie”.
W zatrzaśniętych drzwiach.
W odmowie, która chroni twoje miejsce, twoją godność, twoje granice.

Bo kiedy nie potrafisz powiedzieć „nie”, ktoś inny zacznie żyć twoim kosztem.
A twoje milczenie dla świętego spokoju zamienia się w twój własny niepokój.

„Nie” nie czyni cię egoistą. Bo egoizm nie oznacza zdrady zasad.
Egoizm oznacza, że jesteś równie ważny jak inni.
Nie ważniejszy. Nie mniej ważny. Równy.

I właśnie w tym równym traktowaniu siebie i innych zaczyna się prawdziwa mądrość.

Uśmiechy:)
Małgosia

Ps. Dobrze jest zachować w sobie podskakujące z radości, kreatywnej dziecko 😉. W ramach akcji „Moje Szmulki” ( cześć warszawskiej dzielnicy Praga ), kobiety co roku ozdabiają włóczką słupki przy ul. Kawęczyńskiej.


17/09/2025

Pamiętacie Teletubisie ? Dwadzieścia kilka lat temu to był prawdziwy szał. Dzieci były zachwycone, a my, dorośli, patrzyliśmy z niedowierzaniem i pytaliśmy: kiedy zacznie się akcja?
A tam akcja była prosta: idą, mówią „ach jo”, wschodzi słońce, zachodzi słońce, przytulają się, powtarzają „tulimy, tulimy” - i to wszystko.

Sama pamiętam, jak mój wtedy mały synek marzył o zielonym Teletubisiu - Dipsym 🙂

W czym tkwiła siła tego programu?
Otóż, kiedy przychodzimy na świat, nie potrzebujemy żyć w rytmie rock and rolla.
Teletubisie to było „kino akcji” adekwatne do potrzeb małego dziecka.
Oczywiście rośniemy - z czasem wytrzymujemy więcej bodźców - ale nie aż tyle, ile później zaczyna nas bombardować codzienność.
Dzieci są szczere i ich zachwyt Teletubisiami był odpowiedzią na realną potrzebę: prostotę, rytm, przewidywalność.
Co się z nami dzieje potem?
Wpadamy w burzę tempa, dźwięków, migotania, zadań i emocji. Zamiast „tulimy, tulimy” częściej słyszymy (i powtarzamy) „szybciej, szybciej” - albo „deadline, deadline”.
Dzieci miały swoje „ach jo”, a my mamy „ach, znowu mail”.
A jeśli już porównywać - Teletubisie kończyły dzień spokojnym zachodem słońca, my kończymy go patrzeniem w ekran telefonu.

Badania w Pediatrics pokazały, że już 9 minut szybkiej kreskówki sprawiało, iż czterolatki miały trudność z dokończeniem prostych zadań wymagających skupienia (Lillard & Peterson, 2011).
Dorośli nie są od tego wolni - badania nad przeciążeniem bodźcami pokazują podobny mechanizm: im szybsze tempo, tym trudniej korzystać z potencjału umysłu.
W ciągu kilku dekad świat przyspieszył tak bardzo, że nasz umysł i układ nerwowy często nie nadążają.
A wciąż potrzebujemy ciszy i spokoju.

Tempus fugit - czas ucieka. Zatrzymaj się, zauważ chwilę 🙂. Niech nie przepływa przez Ciebie bez spotkania z Twoją uwagą i emocją 🙂

Dlatego dzisiaj puszczam Wam moje „kino akcji” - wiewiórkę w Parku Skaryszewskim. Piękny, spokojny czas wśród ludzi, którzy, podobnie jak ja, potrzebowali pobyć w przestrzeni dostępnej nawet w wielkim mieście. Chętnie zobaczę Wasze kino akcji 🙂

Uśmiechy 🙂
Małgosia

Dziewięć lat temu zostałam kociarą. Ja! -  która przez całe życie byłam psiarą. W moim domu psy były zawsze - mój ojciec...
14/09/2025

Dziewięć lat temu zostałam kociarą. Ja! - która przez całe życie byłam psiarą.
W moim domu psy były zawsze - mój ojciec nie wyobrażał sobie życia bez nich. Nigdy więc nie musiałam prosić o psa, bo one po prostu były.

Aż pewnego dnia pojawiła się we mnie myśl: chcę mieć kota.
Brzmiało tak absurdalnie, że dałam sobie pół roku na sprawdzenie, czy to nie chwilowy kaprys. Minęło sześć miesięcy, a mnie nie przeszło i dziś mam Luśkę -moje futro wszędzie ( przestałam nosić ciemnie ubrania) i moją nauczycielką.

Koty pokazują coś, o czym my często zapominamy.
Otóż, nie dają wszystkiego od razu.
Oswajają się z obecnością człowieka.
Sprawdzają, czy jest im z nami po drodze.
Czy spełniamy ich warunki brzegowe:-)

I tego możemy się nauczyć od kotów.
To proces podobny do naszego samorozwoju. Najpierw trzeba wiedzieć, czego się potrzebuje -czego potrzebujesz ty, ja, każdy z nas -żeby móc to jasno zakomunikować drugiej osobie.

Koty są w tym konsekwentne. Zbliżają się dopiero wtedy, kiedy są gotowe.
Nie oferują stu procent bliskości na początku – trzeba na nią zasłużyć 🙂.

Pamiętam, że zanim Luśka pierwszy raz usiadła mi na kolanach, minął ponad rok.
To był czas testowania, czy jestem dla niej bezpieczna, czy naprawdę jestem dla niej właściwa.

A najbardziej porusza mnie w niej to, że jej codzienność to mieszanka lęku i odwagi.
Straszy ją prawie wszystko😂.
Każda nowa osoba, która przychodzi do mojego domu, jest przekonana, że mam tylko kuwetę – bo Luśka w tym czasie siedzi już za łóżkiem, pod łóżkiem albo w innej szczelinie, którą wybrała jako pierwszą drogę ucieczki.
I właśnie w tym jest jej siła – że działa na własnych zasadach, nie boi się okazywać wszyskich swoich uczuć.
Dba o siebie jak nikt:-)

Od tamtej pory powtarzam sobie: bądźmy jak koty. Najpierw sprawdźmy, czy druga strona nas akceptuje, zanim damy coś od siebie.
Ale żeby ktoś mógł nas zaakceptować, my sami musimy najpierw umieć jasno powiedzieć, czego potrzebujemy.
I wtedy pojawia się sprzężenie zwrotne – jak zawsze i wszędzie:).
Z kotami by z nimi być, trzeba się liczyć 😉.
Dlatego- bądźmy jak koty :)🐈

Uśmiechy 🙂

Małgosia

Proszę, post jest długi, ale liczę na to, że jest o czymś ważnym nie tylko dla mnie❤️.Dzisiaj o tym, co na pierwszy rzut...
12/09/2025

Proszę, post jest długi, ale liczę na to, że jest o czymś ważnym nie tylko dla mnie❤️.
Dzisiaj o tym, co na pierwszy rzut oka może wydawać się odległe od tematu psychiki. A jednak… ma z nią bardzo wiele wspólnego.

Wydawałoby się, że to, co jemy i czym się otaczamy, nie ma bezpośredniego związku z naszym życiem emocjonalnym. A jednak ma - ogromny. To, co trafia do naszego organizmu i w jakim środowisku żyjemy, wpływa na mózg. A mózg zarządza wszystkim - naszym nastrojem, emocjami, sposobem, w jaki reagujemy na świat. To jest nieustanne sprzężenie zwrotne.

Kilka dni temu zobaczyłam dziewczynkę z wielkim opakowaniem chipsów. Było widać, że to nie pierwszy raz, kiedy je kupuje. Obok - kochająca mama. I wtedy pomyślałam: miłość to nie tylko troska, to także wiedza. W tym przypadku - wiedza o tym, co naprawdę kryje się w takich produktach. Wystarczy przeczytać skład, żeby zrozumieć, że to chemia, która działa na nasz organizm destrukcyjnie.
Badania prowadzone na Uniwersytecie Harvarda (Harvard University) - Harvard T.H. Chan School of Public Health - pokazują, że diety o dużym udziale żywności wysoko przetworzonej (np. gotowe dania, słodycze, przetworzone przekąski) wiążą się z większym stanem zapalnym w organizmie i mózgu, a także ze zwiększonym ryzykiem spadków nastroju, lęków i pogorszenia funkcji poznawczych.

Podobne poczucie mam, kiedy oglądam programy wnętrzarskie, co uwielbiam, bo nic mnie tak nie relaksuje. Jednak przeraża mnie, gdy projektanci (najczęściej tym samym promujący sponsora programu), często znani więc uznawani za autorytet, tworzą pokoje w całości wypełnione plastikiem - najczęściej poliestrem, a może i innymi tworzywami, których składu nawet nie znam. To budzi mój niepokój, ale i złość. Pieniądz to wszystko ??!
Plastik na podłogach, plastik na ścianach. Coś pięknego i …niezdrowo.
Dlatego ja wybieram to, co naturalne: drewno, bawełnę, len. Bo one nas nie zatruwają wtedy, kiedy odrabiamy lekcje, kiedy odpoczywamy, kiedy śpimy, kiedy jesteśmy przekonani, że zrobiliśmy dla siebie wszystko, co najlepsze.

Otóż wydaje nam się, że to bezpieczne - ale często producenci nie są zobowiązani do podawania, w jakich warunkach dany produkt faktycznie spełnia normy bezpieczeństwa. Testy przeprowadzane są np. w temperaturze 20 czy 23 stopni. A przecież w naszych domach często bywa cieplej. Zasłony nagrzewają się od słońca, podłoga pod wpływem ciała czy ruchu emituje więcej cząsteczek, plastikowe abażury nagrzewają się od żarówek, zagłówki ogrzewamy własnym ciepłem. Wszystko to wdychamy.

Naukowcy z Uniwersytetu w Tuluzie (Université de Toulouse) przeprowadzili badania opublikowane w PLOS One (2025), w których zmierzono mikroplastiki unoszące się w powietrzu wewnątrz mieszkań i samochodów, w zakresie rozmiaru 1-10 µm - drobinek na tyle małych, że mogą dostać się głęboko do płuc. Średnia liczba cząstek w mieszkaniach wynosiła ok. 528 MP/m³, w kabinach samochodów ok. 2 238 MP/m³. Szacuje się, że dorosły człowiek może wdychać ok. 68 000 takich cząstek dziennie.

Codziennie to ilości niewidoczne, niemal nieważkie, ale w skali roku zbierają się do poziomu porównywalnego z kilkoma ziarenkami soli. I to tylko przez rok! Kilka lat i mamy solniczkę w mózgu 😱.

Szczególnie niepokojące jest to w przypadku dzieci, których mózgi wciąż się rozwijają - są bardziej wrażliwe na toksyczne drobiny i stan zapalny.

I teraz ważne: to są dane, które dotyczą naszych domów, miejsc, w których powinniśmy czuć się najbezpieczniej. Oczywiście, nie mamy pełnego wpływu na to, co dzieje się na ulicach, w szkołach, przedszkolach czy biurach - tam jesteśmy bardziej narażeni, ale wpływ jest ograniczony. Ale na to, jak mieszkamy, mamy ogromny wpływ. Dlatego moja prośba jest prosta: jeśli chcecie zwiększyć swój wpływ na jakość Waszego życia, także psychicznego, przyjrzyjcie się temu, co jecie i jak mieszkacie 🙂

Uśmiechy 😉

Małgosia

Ps. Właśnie dlatego tak lubię skanseny - zero plastiku a do tego niemal wszystko hand made 🙂. Na zdjęciu stacja kolejowa ze Skansenu Rzeki Pilicy, zwana Stacyjką Reymonta. Ponieważ sama od stóp do głów byłam ubrana w len, wyglądałam tam jak eksponat 😂. Wszelkie podpowiedzi dot. skansenów - mile widziane 😉. A nóż mnie tam jeszcze nie było 😻

Coraz częściej, rozmawiając z dorosłymi - także o ich dzieciach, które nierzadko są częścią ich problemów - widzę jedno:...
11/09/2025

Coraz częściej, rozmawiając z dorosłymi - także o ich dzieciach, które nierzadko są częścią ich problemów - widzę jedno: dzieci toną w nadmiarze dorosłych rad, podpowiedzi i wyręczania, a mają zbyt mało przestrzeni na własne doświadczenie, na czekanie, na spotkanie z frustracją czy brak natychmiastowej gratyfikacji.

„Jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz” - pamiętacie to zdanie z filmu? 🙂

Czasami dajemy dziecku doświadczenie właśnie przez brak natychmiastowego spełnienia jego oczekiwań. Co mam na myśli? Na przykład rezygnujemy z własnych potrzeb, bo wszystkie nasze środki finansowe przeznaczamy na dziecko. Albo nie znajdujemy już czasu tylko dla siebie. Nie jesteśmy wtedy Małgosią, Kasią, Tomkiem czy Sławkiem - jesteśmy wyłącznie rodzicami. I choć płynie to z miłości i troski, to w efekcie odbiera dziecku szansę na cenne lekcje: że drugi człowiek jest równie ważny, że nie zawsze dostaje się to, czego się chce, że czasem trzeba poczekać czy podzielić się z innymi. Dobry rodzic pokazuje, że posiadanie rodziny nie odbiera prawa do własnej osobności - a ta osobność staje się również lekcją dla dziecka.

Rolą rodzica jest więc nie tylko wspierać, ale też stwarzać okazje, by dziecko mogło spotkać się z tym, że czegoś nie dostaje, że czasem coś się nie udaje, że trzeba wykonać zadanie, którego się nie lubi.
Dom bywa w tym sensie jak szczepionka - daje małą dawkę trudności, aby przygotować na większe, które przyniesie życie.

Często słyszę od młodych ludzi: ‘ja tego nie lubię’. I wtedy mam ochotę powiedzieć: ‘świetnie, że nie lubisz - to właśnie część dorosłego życia’. Bo przecież większość z nas robi na co dzień rzeczy, których nie lubi Robimy je jednak po to, by zyskać coś ważniejszego. Żadna matka nie lubi wstawać o trzeciej w nocy, kiedy dziecko jest chore. A jednak wstaje - nie dlatego, że sprawia jej to przyjemność (bo kto chciałby potem chodzić cały dzień z piaskiem w oczach ze zmęczenia?), lecz dlatego, że najważniejsze jest coś innego: opieka nad dzieckiem, które się kocha.

Nie zawsze chodzi o to, by dać - czasem chodzi o to, by pozwolić doświadczyć.

Uśmiechy 🙂
Małgosia

09/09/2025

W miniony weekend przeżyłam chwilę absolutnego szczęścia w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku.
Czułam się trochę jak Alicja w Krainie Czarów - w świecie niespodzianek, paradoksów i zaskakujących odkryć. To niezwykła przestrzeń pełna różnorodnych rzeźb - ciekawie i zabawnie czasami opisanych, cudnie wyeksponowanych, w ogromnym ogrodzie, który sam z siebie jest atrakcyjny. Na jesienny spacer - ideał :-)

Jedna praca - "Pole anielskich szeptów"wbiła mnie w ziemię, nie mogę przestać o niej myśleć. Patrząc na nią z daleka pomyślam jak klasyczna ignorantka - tak to i ja bym potrafiła, gdym tylko chciała (tylko mi się nie chciało...). „Ot, kilka klocków postawionych obok siebie, i to ma być rzeźba?”. Ale gdy podeszłam bliżej, dałam się zaczarować. Każda z kolumn miała na swoich ścianach pojedyncze słowa. Chodziłam wokół nich, łączyłam je i układałam własne zdania. To było jak zabawa w odkrywanie sensów, które trafiały do mnie z zadziwiającą precyzją - jakby odpowiadały na to, czego właśnie potrzebuję.

Podrzucam Wam ten pomysł. Oto zestaw słów, z których możecie tworzyć własne zdania. Zobaczcie, co się Wam połączy (spójniki możecie dodać :-), co Wam zagra w duszy, jakie przesłanie, podpowiedź czy refleksja może się w tym pojawić:

dusza, latać, ruch, jestem, myśl, ziemia, teraz, radość, pragnienie, świt, lekkość, światło, budzenie się, góra, nadzieja, łzy, pomoc, cisza, droga, serce, wiatr, kartka, pauza, kot, ja, ludzie, lustro, szept, krzyk, wybór.

Możecie te zdania zachować dla siebie, ale będzie mi bardzo miło, jeśli podzielicie się nimi w komentarzu.

Miłej zabawy:)

Uśmiechy :)
Małgosia

Edukacja zdrowotna - o co tu naprawdę chodzi???!!!!!Włączyłam się ostatnio do kilku dyskusji o wprowadzeniu do szkół edu...
05/09/2025

Edukacja zdrowotna - o co tu naprawdę chodzi???!!!!!

Włączyłam się ostatnio do kilku dyskusji o wprowadzeniu do szkół edukacji zdrowotnej. I muszę przyznać, że szczęka mi opadła, gdy zobaczyłam, jak łatwo temat potrafi zboczyć (hmm..) z toru.

Zamiast rozmawiać o tym, po co jest ten przedmiot - czyli o podstawowej wiedzy o człowieku i jego fizjologii - rozmowa obnażyła w studio tv niewiedzę polityków, którzy decydują o tym, czego będą się uczyć nasze dzieci. Rządzą i ustalają program, nie mając wiedzy o tym, co jest podmiotem dyskusji. To niepokojące, bo wynika z tego,decyzje zapadają w oparciu o opinie, nie fakty.

Bo tu nie chodzi o astrofizykę ani o medycynę na poziomie doktoratu. To absolutne ABC - tak proste jak 1+1=2 czy 2×2=4. A to ABC to m.in: czym jest owulacja, czym jest miesiączka.
Warto też odróżnić, chociażby po to, by pójść do właściwego lekarza, łechtaczkę od łąkotki :-).
Podstawy, które wciąż bywają traktowane jak coś nadprzyrodzonego i przerażającego - zamiast zwyczajnego elementu życia kobiety i mężczyzny.

Przykłady bywają kuriozalne. Ktoś pomylił polucje, czyli zmazy nocne, ze zmorami. Albo inny: cytologia to “zbiór cytatów”.
To już nie niewiedza, to zagrożenie - bo brak badań może oznaczać wykrycie choroby zbyt późno.

Problem zaczyna się od języka. Wielu dorosłych nie potrafi nazwać narządów płciowych. Pamiętam żart: “Niektórzy myślą, że genitalia to włoskie linie lotnicze”. Niby śmieszne, a dziś raczej smutne - bo pokazuje, jak bardzo wiedza, która powinna być oczywista, nadal jest tabu. A skoro dorośli gubią się w podstawach, jak mają tłumaczyć dzieciom?!

I tu sedno: słyszymy, że edukacja zdrowotna powinna być w rękach rodziców. Ale wielu z nas nie potrafi nazwać rzeczy po imieniu. Nie wiedzą tego mężowie, ojcowie, a często i politycy - ci sami, którzy decydują o programie. Problem w tym, że sami nie wiedzą, czego nie wiedzą. Tu chce mi się kląć:(

Dlatego zamiast zaczepnych pytań i uciekania od tematu, czas wrócić do meritum. Edukacja zdrowotna to nie ciekawostki ani nauka na poziomie doktoratu. To elementarz - podstawy, które powinny być oczywistością. To ma być proste ABC, bez którego nie zrozumiemy własnego ciała ani nie przygotujemy dzieci do świadomego i zdrowego życia.

Uśmiechy 😉
Małgosia

W ubiegłą niedzielę postanowiłyśmy z Przyjaciółką zrobić sobie podróż sentymentalną i zjeść śniadanie w barze mlecznym B...
04/09/2025

W ubiegłą niedzielę postanowiłyśmy z Przyjaciółką zrobić sobie podróż sentymentalną i zjeść śniadanie w barze mlecznym Bambino.
By pozbawić ten wpis charakteru celebryckiego, nie napiszę, co zjadłam, a w tle – rozmyta fotoszopem, by zamaskować PESEL – nie pokażę się w kostiumie kąpielowym.

Chcę napisać o moim smutku. Stojąc w kolejce do kasy, widzimy, jak pewnemu starszemu panu upada talerz na podłogę. Z dużym wysiłkiem zaczął zbierać skorupy. Tylko my dwie, średnio młode – delikatnie to ujmując – również zastanawiające się, czy zginając się ku podłodze wrócimy bez bólu do pionu, ruszyłyśmy mu pomóc. Reszta widowni, zarówno przy kasie, jak i przy stolikach – młodsza od nas o kilkadziesiąt lat, także rodziny z dziećmi – trzymała za nas kciuki.

I tyle, taka migawka. Może poza jednym – że pomagając innym, trzymamy też kciuki za siebie, z nadzieją, że kiedyś i nam ktoś poda rękę.

Uśmiechy :-)
Małgosia
Ps. Zdjęcie bez kontekstu ;). Po prostu kwitnąca głowa mojego Potomka, którego poprosiłam: zrób dla mnie uśmiechające zdjęcie :)

Ostatnio pisałam na FB o wartości ciszy. Nawet wymyśliłam słowo: ciszyć się :). Ale cisza ma różne oblicza. W mojej prac...
02/09/2025

Ostatnio pisałam na FB o wartości ciszy. Nawet wymyśliłam słowo: ciszyć się :).

Ale cisza ma różne oblicza. W mojej pracy spotykam ludzi, dla których nie była doświadczeniem spokoju, lecz napięcia. Kiedyś, jako małe dzieci zamiast bawić się swobodnie, w napięciu wsłuchiwali się w ciszę, próbując wychwycić sygnały niebezpieczeństwa – krzyk, przemoc emocjonalną, niestety także fizyczną.
Nawet gdy nic się nie działo, cisza dudniła w nich jak bęben. Nie koiła, lecz wzbudzała czujność. W wielu domach względnie bezpieczna cisza przychodziła dopiero po wybuchu – jako „cisza po burzy”. Gdy jednak trwała zbyt długo, zamiast dawać ukojenie, stawała się zapowiedzią kolejnej burzy. Dziecko dorastające w takim klimacie uczyło się, że cisza nie jest bezpieczna – przeciwnie, zwiastuje zagrożenie.

Z takim doświadczeniem często idziemy w dorosłość - im dłużej trwa spokój, tym łatwiej włącza się czuwanie, napięcie, lęk.
Tak, to echo przeszłości, które nie ma nic wspólnego z teraźniejszością, a jednak budzi się w nas nieświadomie.
Cisza zaczyna wzbudzać niepokój.
Dlatego dziś, gdy w życiu pojawia się dłuższy spokój, możemy nie zauważyć, że właśnie on wywołuje w nas napięcie. Bywa, że nieświadomie szukamy „sytuacji spustowej” – kłótni, awantury – tylko po to, by poczuć tę krótką ulgę, jaką kiedyś dawała cisza po burzy.

Co wtedy zrobić? To pytanie słyszę bardzo często.
Pierwszy krok to uświadomienie sobie tego mechanizmu – jak cienkiej nici, która wciąż ciągnie nas z przeszłości. Niezauważenie jej sprawia, że działamy jak marionetki poruszane niewidzialnym sznurkiem.
Świadomość tego nie sprawi, że wszystko nagle zniknie, ale daje nam wpływ.
A wtedy cisza nie rani, ale zaczyna leczyć:)

Uśmiechy :)
Małgosia

30/08/2025

Wymyśliłam nowe słowo:): ciszenie się 🙂
Czy lubicie ciszę ? Wyłączony telewizor, radio, słuchawki i wszystko co wydaje dźwięki… Słyszycie tylko świat, który w domu i poza nim. Tylko szum morza lub traw nad jeziorem. Tylko ptaki lub krople deszczu. Tylko siebie ze swoimi myślami i uczuciami.
Taki czas, który ja nazywam „śluzą oczyszczają”:-)

Lubicie ciszę? Umiecie w niej być? Bez tworzenia dodatkowych dźwięków, które wprowadzają nas w stan jak z tańca Derwisza, gdy wszystko wokół miga, zlewa się w kolorową plamę, a my staramy się utrzymać w tym wszystkim równowagę?

Stały hałas utrzymuje mózg w stanie czujności, bo ewolucyjnie jesteśmy zaprogramowani, by wyłapywać sygnały zagrożenia — a to oznacza podwyższony poziom kortyzolu, który nie tylko utrudnia wyciszenie, ale też podnosi tętno, ciśnienie i pogarsza sen.

Kortyzol jest niezbędny, by mobilizować nas w sytuacjach zagrożenia, ale dziś często podnosi się nie z powodu realnego niebezpieczeństwa, lecz przez chaos i hałas, które sami sobie tworzymy na co dzień.

Jadę zaraz na spacer nad Wisłę - będę się „ciszyć” 🙂.Uwielbiam patrzeć na wodę. Słyszeć jej przelewanie się.
Może dołączysz tam gdzieś, gdzie jesteś i będziemy się wspólnie ciszyć ? 🙂

Uśmiechy 🙂
Małgosia

Ps. Filmik z tego spaceru - przede mną były tam, i to wielokornie, bobry - widać ślizgi bobrowe 🙂. Czy wiecie, że bobry 🦫 tworzą wierne, wieloletnie pary i żyją w rodzinnych wspólnotach, gdzie rodzice i starsze młode wspólnie opiekują się potomstwem?:)

Może spróbuję nazwać na głos to, co i w Tobie czasem się pojawia? Może nosimy w sobie podobne refleksje – tylko rzadko j...
28/08/2025

Może spróbuję nazwać na głos to, co i w Tobie czasem się pojawia? Może nosimy w sobie podobne refleksje – tylko rzadko je nazywamy, pozwalając im przemijać bez słów?

Patrzę na zbliżający się dzień i myślę: jeśli go nie przeżyję naprawdę, jeśli pozwolę mu się zmarnować – czy ktoś mi go odda?
Przecież noszę już w sobie sporo takich dni. Czy naprawdę chcę dorzucić do tej puli kolejny?
Mam też tyle niewypowiedzianych zdań, tyle niewypowiedzianych uczuć. Czy one gdzieś jeszcze ożyją? Wiem, że nie, jestem przecież całkiem mało - głupia :-)… ale mogę już przestać dokładać następne…
Czy ktoś mi je odda - znowu pytam samą siebie …
Wiem, że nie - powtarzam sobie, ale to pytanie jest dla mnie ważne, bo mnie zatrzymuje w bezmyślnym trwonieniu kolejnego dnia.

W tym roku nie mogę nigdzie daleko ruszyć – z różnych powodów. Jestem sobie jednak niezwykle wdzięczna, że mam bagaż wspomnień, do którego mogę zaglądać. Że zadbałam o niego wcześniej.

Dziś dzielę się z Państwem jednym z nich – wspomnieniem sprzed kilku lat, z Indii.
Indie - tak, są piękne, ale i bardzo trudne. Bogactwo, bieda, kalectwo i śmierć i złoto - wszystko obok siebie, nierozdzielone murami.
Z tego miesięcznego pobytu w Indiach żałuję jedynie, że nie zrobiłam zdjęcia zawartości mojego plecaka - spakowałam się (łącznie ze śpiworem i uwaga - suszarką do włosów :-)), w 8 kg. Cud!

Jeśli zechcą się Państwo podzielić ze mną i z innymi swoimi kartkami wspomnień – tymi kolorowymi oknami w przeszłość, które potrafią na nowo przywołać obrazy i wrażenia – będę bardzo, bardzo wdzięczna. A może nie tylko ja?:)

Uśmiechy :-)
Małgosia

Rozmawiałam ostatnio ze znajomą o sytuacjach w jej pracy. Powiedziała:– Dwudziesty pierwszy wiek. Tyle się mówi o femini...
25/08/2025

Rozmawiałam ostatnio ze znajomą o sytuacjach w jej pracy. Powiedziała:
– Dwudziesty pierwszy wiek. Tyle się mówi o feminizmie, równouprawnieniu, prawach kobiet. Mężczyźni deklarują szacunek i potakują, że kobieta jest równie ważna jak mężczyzna, równie inteligentna, równie sprawcza i takie różne inne podobne. Wydawałoby się: ludzie z dyplomami, obyci w świecie, nowocześni. A jednak – kobieta, która reaguje na seksistowskie teksty, bywa traktowana jak dziwadło. I to nie tylko przez mężczyzn, ale też przez kobiety. I to boli najbardziej.

– A kiedy mówię „nie” – ciągnęła – to w ich uszach brzmi to jak „noo, może jednak tak?”. Zaczyna się podryw, nachalne zagadywanie, dotyk. Wszystko przykryte żartem, a w rzeczywistości to zwykłe narzucanie się wbrew sprzeciwowi. Jakby moje słowa nic nie znaczyły.

Wtedy zapytała mnie:
– Małgosia, co mam powiedzieć, żeby było jasne? Bo mówienie wprost już nic nie daje.

Zażartowałam:
– Powiedz: „Nie jestem zainteresowana twoim życiem wewnętrznym- tym między kolanami a pępkiem, a zwłaszcza kończyną rekreacyjno-prokreacyjną”.

Roześmiała się:
– Może by to zadziałało przez zaskoczenie.

A ja pomyślałam, że pod tym śmiechem kryje się bezradność i złość. Kobiety naprawdę często już potrafią powiedzieć „nie” – jasno, prosto, bez cienia wątpliwości. A jednak po drugiej stronie wciąż słychać podważanie. Jakby wciąż żyło archaiczne przekonanie, że kiedy kobieta mówi „nie”, to naprawdę mówi „tak”.

A gdy w końcu się wkurzy, bo jej „nie” nie jest słyszane, wtedy nagle słyszy coś innego: „Czemu się wściekasz? Czemu się wkurzasz? Czemu na mnie krzyczysz? Jak ty się zachowujesz? Może masz PMS?”

I to mnie wkurza – jako kobietę i jako terapeutkę. Bo sprawa jest prosta: „nie” oznacza „nie”. Bez dopisków i bez negocjacji. To nie poezja do interpretacji!

Kiedy to się skończy?
Może dopiero wtedy, gdy mężczyźni usłyszą proste pytanie i będą mieli cywilną odwagę uczciwie na to pytanie odpowiedzieć: jak byś się czuł, gdyby ktoś w ten sam sposób zignorował „nie” twojej córki, matki, siostry, żony albo innej bliskiej kobiety?

Jeden z moich znajomych, ojciec córce, znał odpowiedź - nie była cenzuralna.

Małgosia

Adres

Warsaw

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Małgorzata Liszyk-Kozłowska umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Małgorzata Liszyk-Kozłowska:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria