Dr Iza Jąderek

Dr Iza Jąderek Edukatorka seksualna, doradca okołotestowy ds. HIV/AIDS Krajowego Centrum ds. AIDS, Agendy Ministra Zdrowia.

Iza Jąderek
Psycholog, psychoterapeuta, seksuolog kliniczny Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, psychoseksuolog Europejskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej i Europejskiej Federacji Seksuologicznej. Certyfikowana nauczycielka uważności / mindfulness programu MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction), nauczycielka programu compassion MBCL (Mindfulness-Based Compassionate Living). Współpracowniczka organizacji pozarządowych (Fundacja Polski Instytut Mindfulness, Fundacja Edukacji Społecznej, Fundacja Promocji Zdrowia Seksualnego, Fundacja Trans-Fuzja, Stowarzyszenie Akceptacja, Stowarzyszenie Przyjaciół i Rodzin Osób z Zaburzeniami Psychicznymi "Pomost"). Prowadzi psychoterapię indywidualną i par, terapię seksualną, treningi mindfulness, szkolenia dla specjalistów i warsztaty dla osób zainteresowanych rozwojem osobistym. Pracuje również jako psycholog w Szpitalu Bielańskim w Warszawie, oraz jako wykładowca w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego, gdzie również kończy doktorat.

Co wschód i zachód słońca na moim ukochanym Podlasiu, to zdrowie w Polsce (psychiatria, radni w Warszawie, a teraz prezy...
21/09/2025

Co wschód i zachód słońca na moim ukochanym Podlasiu, to zdrowie w Polsce (psychiatria, radni w Warszawie, a teraz prezydent wobec wiedzy o zdrowiu) w dużych dawkach.

Pan prezydent zapowiedział, że wypisze swoje dziecko z zajęć edukacji zdrowotnej, bo szkoła nie jest od „szerzenia wartości chrześcijańskich”.

Brzmi to naprawdę jak absurd. Sam fakt, że edukacja zdrowotna, czyli coś tak neutralnego jak higiena, ruch, dieta, czy dbanie o psychikę, zostaje uznana za zagrożenie dla „wartości chrześcijańskich”, pokazuje, że jak zawsze wcale nie chodzi o treści, tylko o kontrolę i narzucanie światopoglądu.

To co mnie w tym porusza, to przesunięcie wg Prezydenta roli szkoły. Edukacja przestaje być dla niego przestrzenią do wiedzy, nauki i krytycznego myślenia, a zaczyna być traktowana jako narzędzie kształtowania religii i religijnej tożsamości.
I w takiej sytuacji zamiast przygotowywać dzieciaki do życia w świecie, który wymaga tej wiedzy i umiejętności próbuje się je zatrzymać w świecie zamkniętym, mocno ograniczonym, gdzie nie ma pola na dyskusję tylko jest lęk i gdzie to właśnie światopogląd i podporządkowanie decyduje co jest prawdą.

Przychodzi mi do głowy tez pytanie o to, jak w ogóle definiujemy rolę państwa w edukacji. Czy jest od tego, by uczyć dzieci faktów i wspierać ich rozwój, czy raczej od tego, by selekcjonować informacje zgodnie z jedną interpretacją, nawet nie wartości, a najpierw przekonań religijnych, które definiują w jeden, określony sposób te wartości?

I wiecie, co jest jeszcze ciekawe? Że dokładnie w takich „niewinnych” obszarach jak mycie zębów czy WF wychodzi cała sprzeczność: jak niby nauczanie o higienie czy ruchu miałoby kłócić się z chrześcijaństwem? No chyba że problemem jest samo uczenie dzieci i młodzież samodzielnego myślenia i dbania o siebie.

I, naprawdę, to że dziś nagle chcemy udowodnić i zejść do poziomu tłumaczenia, ze rozmowa o emocjach lub aktywności fizycznej ma sens, jest absurdem, bo to nie jest debata o wiedzy, ale o tym, jak łatwo można odebrać dzieciom prawo do wiedzy i umiejętności, przejmując kontrolę nad ich rozwojem.

A jak to wyglada z Waszej strony? czy Wasze dzieciaki będą chodzić na edukację zdrowotną?

Radni nie zgodzili się na nocny całkowity zakaz sprzedaży alkoholu w Warszawie, odrzucili projekt Lewicy/MJN, który zakł...
20/09/2025

Radni nie zgodzili się na nocny całkowity zakaz sprzedaży alkoholu w Warszawie, odrzucili projekt Lewicy/MJN, który zakładał ograniczenie sprzedaży alkoholu w całym mieście od 22 do 6 rano. Zamiast tego przegłosowali pilotaż: zakaz tylko w Śródmieściu i na Pradze-Północ + dodatkowe działania typu „monitoring”, „kampanie”, „programy odpowiedzialnych sprzedawców”. Tłumaczyli, ze całkowity zakaz w Warszawie będzie zbyt radykalny.

Spójrzmy na to społecznie i psychologicznie, bo ktoś nam zamienia sufit z podłogą:

- wszyscy wiedzą, że alkohol jest jednym z głównych czynników przemocy, wypadków i problemów zdrowotnych. A jednak, gdy przychodzi do decyzji politycznej to nagle najważniejsze stają się „interesy przedsiębiorców” i lęk, że wyborcy się obrażą

- niektórzy politycy pokazali, że nie chcą wziąć na siebie ciężaru niepopularnej decyzji, bo ograniczenie sprzedaży alkoholu w stolicy łatwo obrócić w narrację o „zamachu na wolność”.

- to jest bardzo polski paradoks: mamy jeden z najwyższych poziomów akceptacji dla picia w Europie, alkohol jest wszechobecny, a jednocześnie politycy boją się dotknąć tego tematu wprost i wolą udawać, że wystarczą „kampanie edukacyjne” i ulotki o odpowiedzialnym piciu, które w praktyce nie zmieniają nic

- za tym stoi też pewne społeczne myślenie: alkohol jest traktowany jak normalny i naturalny element naszej codzienności i kultury, a także coś, do czego każdy ma prawo o każdej porze dnia i nocy. A bezpieczeństwo mieszkańców, czyli osób, które cierpią z powodu hałasu, agresji, pobić staje się drugorzędne wobec „świętej wolności kupienia sobie piwa o 2 w nocy”.

Słowem, jeśli spojrzeć na to głębiej, to władze miasta nie chcą konfrontować się z realnym problemem alkoholowym jaki w naszym społeczeństwie jest. Wolą półśrodki, bo te nie uderzają w ich wizerunek.

Więc zobaczmy co się dzieje w miastach, gdzie faktycznie odważono się na zakaz:
- Kraków: wprowadzono zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach nocą (od północy do 5 rano). Efekt? Według raportów straży miejskiej i policji liczba interwencji w nocy spadła nawet o kilkanaście procent, jest ,niej bójek i mniej zakłócania ciszy nocnej
- Wrocław: ograniczenie sprzedaży dotyczy wybranych osiedli a mieszkańcy mówią, ze jest ciszej, łatwiej zasnąć i mniej rozbitych butelek pod oknami
- Gdańsk: zakaz jest w określonych dzielnicach i znowu policja raportuje spadek nocnych interwencji, podobno również część sklepów przyznała, że finansowo wcale nie straciła, bo klienci i tak kupują wcześniej 😉

Te przykłady pokazują, że to naprawdę działa. Co prawda nie rozwiązuje całkowicie problemu, wiadomo, ale zmniejsza jego skalę w sposób odczuwalny dla nas, mieszkańców. I na tle tych miast Warszawa wygląda jakby się bała jakkolwiek ruszyć temat, a przecież to tutaj jest największe zagęszczenie klubów, sklepów 24h, no interwencji związanych z alkoholem. I w tym sensie decyzja o „pilotażu” w dwóch dzielnicach brzmi raczej jak unikanie odpowiedzialności.

Psychologicznie:
- ta decyzja radnych dotyka sedna naszej narodowej relacji z alkoholem. W Polsce picie nie jest traktowane jako okazjonalny rytuał czy element towarzyskiego spotkania, ale bardzo często jako domyślny sposób zabawy i regulowania emocji. Alkohol szybko koi napięcie, zagłusza lęk, chwilowo poprawia nastrój, zamiast uczyć się być z emocją, to uczymy się ją rozpuszczać w substancji
- to sprawia, że picie jest społecznie akceptowane, a wręcz oczekiwane: „napij się, będzie lepiej”, „na odwagę”, „na rozluźnienie”. I kiedy politycy mają podjąć decyzję o ograniczeniu alkoholu, w tle działa cała ta psychologiczna i kulturowa matryca. Dlatego wolą mówić o „kampaniach edukacyjnych”, które nie naruszają tego mitu, że każdy ma prawo bawić się i regulować jak chce.

Tylko że konsekwencje psychologiczne są poważne. Badania pokazują, że uzależnienia rozwijają się właśnie wtedy, gdy brakuje alternatywnych sposobów radzenia sobie z napięciem i emocjami. A w Polsce wciąż NIE uczymy dzieci i dorosłych, jak można inaczej sobie radzic, np poprzez rozmowę, kontakt z uczuciami, potrzebami, wsparcie społeczne. W efekcie to alkohol staje się „pierwszą pomocą psychiczną”. W tym jak można inaczej spędzać czas.

Z tej perspektywy decyzja warszawskich radnych nie jest tylko kwestią administracyjną, tylko komunikatem: „nie chcemy ruszać narodowego sposobu bycia i radzenia sobie”.
I cóż, w tym miejscu potrzeba odwagi, żeby powiedzieć: są inne sposoby na zabawę, radzenie sobie z tym co sie z nami dzieje.
Ale póki co mamy błędne kolo: hałas, agresja, uzależnienia i politycy, od których jesteśmy zależni, chowający głowę w piasek.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

- - - -
💌 Jeśli moje teksty są dla Was ważne i chcecie wesprzeć moją pracę, możecie zechcecie postawić mi kawę lub zostać moim Patronem?

https://buycoffee.to/dr.izajaderek
https://patronite.pl/drizajaderek

Doczytałam dziś w newsach, ze są plany, że od przyszłego roku ma być o ponad 1miliard pln mniej pieniędzy na psychiatrię...
17/09/2025

Doczytałam dziś w newsach, ze są plany, że od przyszłego roku ma być o ponad 1miliard pln mniej pieniędzy na psychiatrię. Czasem liczby brzmią jakby były oderwane od nas i nie miały z nami nic wspólnego i ze to wyłącznie tabelka w ministerstwie.

Nic bardziej mylnego.

Porozmawiajmy o faktach, bo nie chodzi wyłącznie o to, ze szkoda nam tych, którzy czekają w kolejce do psychiatry lub lekarzy i psychologów, którzy dziś są przeciążeni a będzie im zapewne jeszce gorzej.

Konsekwencje ciec budżetowych będą dotyczyć i Ciebie, i mnie, Twoich / moich bliskich, dzieci Twoich i moich przyajciół, Twojej starszej sąsiadki, lekarza, który Cie przyjmuje, psychologa, który oprócz Ciebie rozmawia jeszce tego samego dnia i czy tej samej godzinie z 15 innymi osobami.

Wymieniam w kolejności przypadkowej i pewnie nie wszystko.

1. Dłuższe kolejki: jeśli dziś na wizytę u psychiatry czeka się miesiącami, po cięciach ten czas się jeszcze wydłuży

2. Mniej miejsc dla dzieci i młodzieży: to oznacza, że rodzice, którzy szukają pomocy dla swojego dziecka w kryzysie, będą odbijać się od drzwi. Może być mniej programów profilaktycznych, mniej diagnostyki, terapii dla młodych.

3. Zwolnienia i wypalenie personelu: psychiatrzy, psychologowie, psychoterapeuci i pielęgniarki będą pracować jeszcze więcej za jeszcze mniej, co już dziś powoduje wypalenie, będą się zwalniać i pracować prywatnie (co już dziś się dzieje). Może być również znacznie mniej nowych etatów.

4. Gdy są cięcia, tnie się także formy leczenia: skracanie terapii, tańsze metody, mniejsza liczba możliwości, więcej recept w zamian

5. Możliwe zatrzymanie reformy psychiatrii środowiskowej: Centra Zdrowia Psychicznego będą miały mniej środków na działanie, mogą skracać godziny przyjęć, zatrudniać mniej specjalistów, ograniczać programy środowiskowe. Osoby, którzy się nie dostaną do CZP, będą odsyłani do szpitali psychiatrycznych (bo gdzie indziej?). W efekcie system faktycznie może zacząć przypominać dawny: „szpital albo nic”, nawet jeśli formalnie reforma nie zostaje odwołana.

6. Większe obciążenie rodzin: jeśli system nie pomaga, ciężar opieki nad osobą w kryzysie spada na najbliższych, którzy nie maja na to zasobów ani możliwości, ani kompetencji

7. Przepełnione oddziały szpitalne: jeśli ktoś nie dostanie pomocy szybko w poradni czy lokalnym centrum zdrowia psychicznego, jego stan często się pogarsza. Wtedy zamiast krótkiej interwencji trafia do szpitala w ostrym kryzysie. To oznacza przepełnione oddziały i cięższe leczenie, którego można by było uniknąć

8. Jeszcze większe nierówności w dostępie: ten, kto ma pieniądze, pójdzie prywatnie, a kto ich nie ma, zostanie sam - kolejki do prywatnych gabinetów juz teraz są na miesiące. Pacjenci dzwonią z pilna potrzebą pomocy i odbijają się od drzwi. te osoby, które juz teraz mają ograniczone możliwości (np. na wsiach, małych miastach) mogą zostać całkiem bez wsparcia.

9. Wzrost kosztów społecznych: problemy psychiczne rzutują na zdolność do pracy, na relacje bliskie i dalsze. To z kolei wpływa na brak obecności w pracy, zwolnienia, trudność w nauce i gorsze funkcjonowanie w szkołach, więcej rozpadających się rodzin.

10. Więcej problemów i kryzysów: brak pomocy w depresji, lęku czy ostrym kryzysie realnie zwiększa ryzyko samobójstw. Depresja, żałoba, zaburzenia lękowe nie czekają pół roku aż specjalista będzie dostępny, nasilają się (osoby nie pracują, nie wychodzą z domu, nie maja kontaktów społecznych, zwiększa się ryzyko samobojstw, kryzysów w rodzinie etc)

11. Frustracja pacjentów i lekarzy: pacjenci czuja się zostawieni sami sobie, specjaliści chcą pomagać, ale mają mniej środków. To wpływa wprost proporcjonalnie na wypelenie zawodowe, zwolnienia, a od pacjentów na brak zaufania, frustracje i odbijanie jej na specjalistach, a wiec realnie na relacje pacjent-specjalista

12. Utrata zaufania: jeśli psychiatria jest „bida-psychiatrią”, pacjenci tracą wiarę, ze ktokolwiek dba o ich zdrowie psychiczne. Niestety zwykle cała złość i rozczarowanie spada na lekarzy i psychologów/ psychoterapeutów, a to nie oni są winni. Dostają rykoszetem agresji i braku zaufania, mimo że sami pracują w coraz trudniejszych warunkach.

Możemy myśleć, że to nas nie dotyczy. Ale każdy z nas ma kogoś bliskiego, kto mierzył się z depresją, lękiem czy kryzysem. Każdy z nas może kiedyś potrzebować tej pomocy.
Zdrowie psychiczne jest wysoce demokratyczne: nie wybiera, nie patrzy na pieniądze, wiek, zawód ani poglądy. Dzięki niemu możemy pracować, uczyć się, być w relacjach i wychowywać dzieci, a jeśli zawodzi, to wtedy ten miliard i ich możliwe konsekwencje staja się życiem i konkretnej osoby, i świata tej osoby.

Wiecie co? W Światowy Dzień Uważności (której przecież jestem nauczycielką) mam do powiedzenia dziś tylko jedno: chrzani...
12/09/2025

Wiecie co? W Światowy Dzień Uważności (której przecież jestem nauczycielką) mam do powiedzenia dziś tylko jedno: chrzanić ją! (akurat dzisiaj) a generalnie: uważność to nie wszystko, nie da się być uważnym cały czas, nie ma zresztą po co i nie ma sensu, bo koncentracja uwagi na sobie i swoich przeżyciach choćby nie wiem jak wzniosłych, moze ograniczać.
I mam tym poglądzie również towarzyszy!! 🦦

Jest coś takiego jak obecność i uczestnictwo - które wyprowadzają nas poza siebie i pozwalają zanurzyć się i zostać objętym przez doświadczenie i W RELACJI do czegoś, i W RELACJI z kimś.

Marsha Linehan, twórczyni terapii DBT, pisała o czym? O pojęciu „participate”, czyli uczestniczenia całym / całą sobą, bez ciągłego monitorowania siebie. Mamy też koncepcję Csikszentmihalyiego (mogę nazwisko napisać, nie wymówię) i jego „flow”, czyli doświadczenie pełnego zanurzenia, w którym uwaga nie jest już podzielona na obserwowanie siebie i świata, tylko to MY STAJEMY SIĘ częścią działania.

Czujecie tę różnicę?

Możemy być bardzo uważni na swoje myśli, emocje czy sygnały z ciała, rejestrować co dana rozmowa nam robi i to nadal będzie świadomość skierowana do wewnątrz. I w tej samej chwili możemy być mniej obecni w samym doświadczeniu, bo nasza uwaga krąży wokół nas samych. Obecność to wejście w uczestnictwo, w którym nie badamy każdego doznania, tylko pozwalamy, by to ta sytuacja nas zwyczajnie pochłonęła. Jestesmy W RELACJI z tym czymś lub kimś, jesteśmy tam cała/calymsobą, a nie tylko świadomi, co ona w nas wywołuje. Uważność porządkuje i uczy, obecność pozwala uczestniczyć.
I jak tak sobie pozwolimy na zanurzenie, to czujemy, że naprawdę żyjemy, a nie tylko obserwujemy siebie w życiu.

Słowem, to raczej swobodny, obecny taniec niż analiza kroków 🪩

A jak jest u Was? Kiedy Was coś pochłonęło?

Bo ja, no patrzcie na to! Czy jest coś piękniejszego i obłędniejszwego dziś od zachodu słońca w Trójmiejscie? Wątpię! 😎

Wczorajszy Dzień zainspirował mnie, żeby przez najbliższy czas popisać dla Was trochę o zdrowiu i czym ono TAK NAPRAWDĘ ...
11/09/2025

Wczorajszy Dzień zainspirował mnie, żeby przez najbliższy czas popisać dla Was trochę o zdrowiu i czym ono TAK NAPRAWDĘ jest. I dlaczego jest ważne. Trochę z innej perspektywy 🙂 piszę o tym, bo uważam, że tak rzadko świat pełen brokatu i puchu zaprasza do tego, żeby zwracać uwagę na rzeczy „proste” a które tak naprawdę nas zasilają, a nie kolejne bluzka ze sklepu. I choć to rownjez temat, zakładam się, zupełnie nieviralowy 🦦

💌 Kiedy mówimy o zdrowiu, wciąż często myślimy o nim jak o czymś oczywistym i prostym, tzn że zdrowie to brak choroby. Skoro nie mamy gorączki, nic nas nie boli, wyniki badań są „w normie”, więc w domyśle myślimy, hurra, jesteśmy zdrowi. Tylko że takie rozumienie jest niepełne. W 1946 roku Światowa Organizacja Zdrowia zaproponowała coś, co nawet dzisiaj jest rewolucją: zdrowie to nie tylko brak choroby czy niepełnosprawności, ale „stan pełnego fizycznego, psychicznego i społecznego dobrostanu”.

I to jest piękne zdanie i jednocześnie takie, że nie wiadomo co znaczy, a na pewno łatwo można je wrzucić w slogan.
🧚 Czym jest właściwie „dobrostan”?

🍀 Dobrostan nie jest punktem docelowym, który raz na zawsze osiągamy, a potem możemy odhaczyć jak zdobyty certyfikat.
To raczej dynamiczny proces, próba zachowania równowagi w różnych okolicznościach zycia. I ta równowaga i proba jej zachowania wciąż się zmienia, bo zmienia się nasze życie.
Np. Martin Seligman pisał, że dobrostan składa się z kilku filarów: pozytywnych emocji, zaangażowania, poczucia sensu, dobrych relacji i poczucia osiągnięć.
Inni badacze podkreślają znaczenie odporności psychicznej, elastyczności czy zdolności do radzenia sobie ze stresem.
A jeszcze inni zwracają uwagę na ciało i na to czy dbamy o odpocznek i sen i aktywność fizyczna.
I jest to prawda, ale dobrostan to nie tylko radzenie sobie ze smutkiem. To także zdolność doświadczania takich stanów i uczuć jak radośc, spokoj, wdzięczność, przyjemność. I to tez obecność w naszym życiu chwil, które nas zasilają i odzywiają, a nie tylko brak tych, które nas obciążają.
Dobrostan to także pielęgnowanie relacji, które nas wspierają oraz dbanie o zdrowie seksualne, bo ono jest integralną częścią naszego zdrowia i to np. możliwość przeżywania intymności i przyjemności.

💎 🍀 Można powiedziec, że dobrostan to codzienna jakość naszego bycia w świecie i to zarówno w wymiarze osobistym, jak i relacyjnym. Czyli nawet jeśli mamy zdrowe serce i wątrobę, ale czujemy chroniczne napięcie, samotność, jeśli nie potrafimy odpocząć ani rozpoznać swoich granic, trudno mówić o zdrowiu w pełnym sensie.

🪩Bardzo ważne jest również to, ze dobrostan to pewna ZDOLNOŚĆ / UMIEJETNOŚĆ. Np. Zdolność i umiejetność odzyskiwania równowagi po różnych przykrych / bolesnych doświadczeniach. Uczymy się tego przez cale życie w zasadzie - możemy je rozwijać samodzielnie, podczas terapii i w relacjach. Innymi slowy, oznacza to, że dobrostan nie jest nam dany raz na zawsze, ale jest czymś, na co mamy realny wpływ i co możemy świadomie pielęgnować.

🎒🧳I tu pojawia się pojęcie „zasobów” - takie slowo, które jest w obiegu codziennie, a często nie wiadomo, co oznacza.
🦘Zasoby to nic innego jak wszystko to, co pozwala nam radzić sobie z wyzwaniami i podtrzymywać tę dynamiczną równowagę. To mogą być rzeczy bardzo różne: od wsparcia innych osób, przez sprawne/sprawniejsze ciało, po dostęp do wiedzy, pieniądze, czas, kreatywność czy zdolność do samoregulacji emocjonalnej. Niektórzy badacze badając stres, podkreślali, że to nie sama trudność niszczy człowieka, ale brak wystarczających zasobów, by się z nią zmierzyć.

💰Ważne tez jest to, ze zasoby są dynamiczne: mogą się wyczerpywać, ale też mogą się pomnażać. Mało tego, to co często jest „oczywiste” jak sprawne ciało, spokojny sen, obecność kogoś bliskiego, bywa przezroczyste, dopóki nie zostanie zachwiane.
I problem polega często na tym, że o zasobach przypominamy sobie zazwyczaj dopiero wtedy, gdy zaczyna ich brakować. Kiedy zdrowie psychiczne czy fizyczne się chwieje, gdy wypalenie sprawia, że nie mamy już siły wstać rano z łóżka, gdy relacje się rozpadają, bo zabrakło w nich troski, wzajemności i uwagi na druga osobę.

Jestem zdania, ze zasoby są jak rosliny, które możemy pielęgnować - podlewac, sprawdzac i kierować do światła ☀️🪴😊

🐳 Wiec: dobrostan to kierowanie uwagi i na siebie, i świat, w którym jesteśmy obecni (naszych przyjaciol, partnerów/ki). Dobrostan i zdrowie to świadomość, że jesteśmy istotami biologicznymi, emocjonalnymi i relacyjnymi jednocześnie. Że dbanie o sen, o relacje, o czas na regenerację, o ruch, o sens w pracy i intymność z drugą osobą - to wszystko jest naszym fundamentem zdrowia.

🧚💌 I może najważniejsze w czasie, kiedy chcemy, żeby wszystko szło lekko. Dobrostan nie oznacza życia pozbawionego trudności. One są naturalne i normalne.

Dobrostan oznacza, ze mamy wystarczająco dużo zasobów, by przez te trudności przechodzić, wystarczająco dużo dobrych doświadczeń, by czuć, że nasze życie jest warte przeżywania.

Dbajcie o siebie i siebie nawzajem ❤

Napiszcie jak Wam to ląduje i jak jest u Was 🙂

- - - - -
A jeśli czujesz, że to Cię wspiera, może chcesz wesprzeć mnie w tworzeniu dla Was dalej:

💌 https://buycoffee.to/dr.izajaderek
💌 https://patronite.pl/drizajaderek

Dziś obchodzimy Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom. I to dzien, który przypomina, że cierpienie psychiczne nie ma ...
10/09/2025

Dziś obchodzimy Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom.
I to dzien, który przypomina, że cierpienie psychiczne nie ma jednego oblicza i nie zawsze przychodzi w formie jakiej się spodziewamy lub ze w ogóle przychodzi i nagle orientujemy się, ze ne jesteśmy niezniszczalni, wszystkiego nie uniesiemy, nie jesteśmy robotami, a my sami i nasza psychika jest delikatna, krucha i właśnie w związku z tym niezwykle ważna i cenna.

To również data, kwota zaprasza do zatrzymania się przy temacie, o którym zazwyczaj nie chcemy myśleć, bo budzi lęk, poczucie bezradności i różne nasze mechanizmy odłączania się od tęgo doświadczenia.

Samobójstwo jest jednym z najtrudniejszych doświadczeń zarówno dla osób, które znalazły się w kryzysie, jak i dla ich bliskich. Wciąż jednak rozmawiamy o zdrowiu psychicznym zbyt rzadko a jeśli rozmawiamy to częściej w sposób, który „się dziwi”, aniżeli daje wsparcie i zrozumienie.

Kryzys samobójczy rzadko jest jednoznaczny i jasnoprzewidywalny. Nie da się go sprowadzić do prostego wyjaśnienia lub nazwać znanymi nam okresleniami, które i tak, niestety, banalizujemy: stres, depresja, samotność. Zwykle to splot wielu czynników, biologicznych, psychologicznych i społecznych, a idąc głębiej: doświadczenie poczucia braku wyjścia, pustki, utraty sensu, a nierzadko także ogromnego osamotnienia w cierpieniu. I dodatkowo zawstydzania się własnym bólem i cierpieniem - wiele osób wchodzi w błędne koło: czuję się gorzej, więc się wstydzę; wstydzę się, więc milknę; milknę, więc zostałam lub zostałem/am sam/az ciężarem, który się umacnia i rośnie. Poczucie z cos jest ze mną nie tak, zawstydzanie się, ze jest mi gorzej niż innym nie jest żadnym „dodatkiem” do bólu, ale mechanizmem, który skutecznie i konsekwentnie ten ból utrwala. Uczy unieważniania własnych sygnałów („to nic takiego”), uciekania od prośby o pomoc („nie przesadzaj”) i udawania sprawczości wtedy, gdy jej chwilowo brakuje. Pogrąża coraz głębiej i głębiej, a tam jest juz głównie bardzo ciemno i równie bardzo samotnie.

To błędne koło ma ogromny wymiar społeczny, który mówi coś o nas wszystkich. Dlaczego? Bo mamy zwykle trudność z uznaniem, że czyjś gorszy stan bywa dla nas „niewygodny” i nie mieści się w codziennym rytmie. Zamiast uznać ciężar, odruchowo naprawiamy („wyśpij się”), minimalizujemy („każdy tak ma”), racjonalizujemy („teraz taki sezon, przyjdzie wiosna będzie lepiej”). Ale też to nie wynika z naszej złej woli, tylko zwykle z naszej bezradności w kontakcie z czyjąś kruchością, z czyims cierpieniem, z czyjas pustką i poczuciem bezsensu, ale i również z tym, ze to przypomina nam o kruchości w nas samych, a przecież lepiej myśleć o sobie „ze ja sobie ze wszystkim poradzę”. To naturalne, ochronne i ludzkie.

I właśnie dlatego potrzebujemy uczenia się nowych nawyków, żeby stawać się "ludzkimi", ale czujniejszymi i bardziej obecnymi: uczuc się poważnego traktowania słów o pogorszeniu, zadawania pytań wprost, gotowości do wysłuchania odpowiedzi do końca, a potem do wsparcia czy pomocy w wykonaniu jakiegoś konkretnego kroku dla kogos - popytania o specjalistę, polecenie kogoś, sprawdzenia za dwa dni, jak poszło.
Nie chodzi tu, aby przejąć odpowiedzialność za czyjeś zdrowie, ale by nie zostawiać drugiej osoby z logistyką ogarniania siebie w momencie, gdy ma najmniej sił.

Paradoks polega na tym, że często dopiero własna lub kogoś bardzo bliskiego choroba czy załamanie pokazują, jak cienka bywa siatka podtrzymująca nas w codzienności. Kiedy to się wydarzy, widzimy wyraźnie, że osamotnienie rani równie mocno jak objawy. I że, znów, najcenniejsze okazują się „proste” gesty, które nadają rytm w odzyskiwaniu gruntu pod nogami: jedno poważnie potraktowane zdanie „widzę ze jest ci ciężko”, jedna konkretna pomoc „popytam o lekarza dla ciebie”, jedno dotrzymane „odezwę się jutro o dwudziestej”.

To serio nie jest problem abstrakcyjny i „innych gdzieś tam”, ale może dotknąć każdego z nas: w naszych rodzinach, wśród przyjaciół czy współpracownikow - w ostatnim czasie w moim otoczeniu pojawiła się strata w wyniku samobójstwa. I nie mam wątpliwości, że potrzebujemy uczyć się rozmawiać o zdrowiu psychicznym tak samo poważnie, jak rozmawiamy o chorobach ciała.

Dbajcie o siebie i zapytajcie bliskie Wam osoby jak się mają ❤️

- - - -
Jeśli Ty lub ktoś z Twoich bliskich jest w kryzysie, zadzwoń
- 116 111 Telefon Zaufania dla dzieci i młodzieży
- 116 123 Telefon Zaufania dla Dorosłych

Dzisiaj Światowy Dzień Zdrowia Seksualnego. To ja w ważnym temacie, czyli czym się różni owulacja od okresu i czy wypada...
04/09/2025

Dzisiaj Światowy Dzień Zdrowia Seksualnego.
To ja w ważnym temacie, czyli czym się różni owulacja od okresu i czy wypada zwracać politykom na to uwagę.

Gdzieś doczytałam, ze nie wypada. Zupełnie się z tym nie zgadzam i zaraz wyjaśnię dlaczego.
I to nie upokarzanie kogoś za brak wiedzy, tylko wobec osoby, ktora decyduje o prawie, zdrowiu, edukacji innych osób, a brakuje jej elementarnej wiedzy to ni mniej ni więcej tylko zaniedbanie, jest pokazaniem tego wprost. I jest formą społcznej odpowiedzialności, ze jeśli ktoś podejmuje decyzje w określonym temacie, to ma obowiązek wiedzieć o czym decyduje.

Zatem:
Po pierwsze primo: 1. Dla dziecka brak wiedzy to naturalny etap rozwoju. Dla dorosłego, który właśnie - decyduje o prawie i edukacji innych - jest poważnym brakiem w przygotowaniu. Upokorzenie jest atakiem na osobę, a nie na brak wiedzy - i pokazanie komuś, ze podejmując decyzje w określonym temacie nie wie czym jest okres a czym owulacja nie jest atakiem, tylko jest po prostu pokazaniem prawdy. Wstyd w zdrowym sensie w takim momencie mógłby mówic: „o, chyba nie odrobiłam koniecznej w tym przypadku pracy domowej, musze się przygotować”. I tak to właśnie działa - tak działa prawda: może zawsze kogoś zawstydzic, ale prawda nie ma na celu obrażania człowieka, pokazuje (w tym przypadku) brak kompetencji.

2. Polityk nie jest zwykłym obywatelem, który tak po prostu może mówić „nie wiem”. Jego słowa i decyzje mają konsekwencje dla milionów osob. Brak wiedzy w obszarze, nad którym głosuje, zupełne nie nie jest prywatną sprawą, tylko kwestią odpowiedzialności publicznej.

3. Bez takiego pokazania, również publicznego: „nie wiesz, wiec dlaczego o mnie decydujesz” przesuwamy granicę normy za każdym razem. Coraz łatwiej przyjmujemy, że osoby decydujące o naszym życiu mogą nie mieć elementarnej wiedzy, bo „przecież nie powinniśmy ich krytykować”. Naprawdę tak ma być? To prowadzi ni mniej, ni więcej do akceptacji ignorancji wśród polityków i z moich obserwacji ta ignorancja staje się dla nas co raz bardziej neutralna i „codzienna”.

W innych dziedzinach życia nikt nie ma wątpliwości, że osoba bez przygotowania nie powinna być zatrudniona i/lub podejmować decyzji. Stawiam stówę, że nie wyobrażamy sobie pilota, który mówi, że nie wie jak nas bezpiecznie „dolecieć” z Gdańska do Krakowa, bo w sumie nigdy się tego nie uczył. Czy wszyscy zostaliby wtedy w samolocie? Czy nie uruchomilibysmy wtedy dziennikarzy, że zatrudniono kogoś kto nie umie latać? Albo tez nie chcemy hydraulika, jeśli potrzebujemy kominiarza. Stawiamy również w rożnych zawodach zwykle na uczciwość -ze skoro się nie znam na czymś, to się doszkolę i uzupełnię wiedzę, albo odeślę Cię tam, gdzie wiem, ze ktos jest specjalistą w dziedzinie. A jednak w polityce przyjmujemy za normę, że dorosły nie dość, ze nie zna podstaw biologii (z podstawówki) - i wielu innych tematów o których decyduje, nie tylko fizjologii - to jeszcze (i to jest bardzo wazne) nie ma woli się jej nauczyć.

4. W całej tej sytuacji nie chodzi o to, żeby z kogoś kpić czy upokarzać, ale o to, żeby jasno pokazywać: jeśli nie masz wiedzy, nie zabieraj głosu. Jeśli nie jesteś przygotowana/y, nie podejmuj decyzji. I jestem zdania, ze to to minimum, które mamy prawo wymagać.

5. Dostęp do wiedzy dla polityka nie jest żadnym luksusem, jest powszechny i dostępny. Tym bardziej nie ma usprawiedliwienia dla kogoś, który zasiada w parlamencie i nie zada sobie trudu, by uzupełnić braki. Brak wiedzy na takim poziomie nie jest prywatnym deficytem, tylko zaniechaniem obowiązku wobec nas, obywateli.

6. Brak wiedzy w obszarze zdrowia seksualnego przekłada się na realne konsekwencje dla nas wsyztskich, np. na bezpieczeństwo, ochronę edukację dzieci, na zdrowie (psychiczne i fizyczne) kobiet, na profilaktykę infekcji / chorób. Polityk, który lekceważy te podstawy, w praktyce decyduje, że wszyscy będziemy płacić cenę jego ignorancji. I to już nie kwestia wstydu jednostki, ale odpowiedzialności zbiorowej.

Światowy Dzień Zdrowia Seksualnego to jak sądzę dobry moment, żeby zobaczyć i uznać, że zdrowie seksualne jest integralną częścią Twojego i mojego zdrowia i zdrowia młodzieży/ dzieci. To zdrowie obejmuje ciało, psychikę i relacje i nie jest wyłącznie kwestią braku choroby, ale dobrostanu w we wszystkich tych wymiarach. A o tym zdrowiu decydują w Polsce osoby, które nie nie potrafią rozróżnić owulacji od okresu.

I ja akurat uważam, ze to jest powód do wstydu.

Słyszałam, ze na początek roku mamy dokładnie tę samą sytuacje dotycząca burzy „wokół edukacji seksualnej” co zwykle, z ...
03/09/2025

Słyszałam, ze na początek roku mamy dokładnie tę samą sytuacje dotycząca burzy „wokół edukacji seksualnej” co zwykle, z tą tylko różnica, ze zamiast programu WDŻ, mamy program edukacji zdrowotnej, a w nim edukację seksualną.

Nie mniej, jak widzę w różnych medialnych nagłówkach, rodzice wypisują dzieci z zajęć, podobno w niektórych szkołach młodzież się samodzielnie wypisuje, a Kościół z ambon daje uczestnikom mszy deklaracje o rezygnacji i mówi i deprawacji i seksualizacji. Padają tez wielkie słowa o zagrożeniu wartości.

Tylko czy to jest cos nowego w naszym świecie? Czy to jest jakiś precedens?

Nie jest. Edukacja seksualna zawsze była u nas polem sporu, a dotąd i tak można się było wypisywać z WDŻ.
Różnica w programie jest teraz taka, że jest on szeroki i zdecydowanie bardziej rzetelny (treści oparte na wiedzy medycznej i psychologicznej, a nie na religii), przez co Kościół i P*S dostali pretekst do mobilizacji politycznej i moralnej paniki.

Chcę się odnieść do kilku ważnych spraw, również politycznych.

Edukacja seksualna w Polsce zawsze budziła opór, lęk czy wręcz gwałtowne reakcje i była traktowana jako zagrożenie przez tych, którzy chcieli ją widzieć nie jako przekaz neutralnej wiedzy, ale jako narzędzie wychowania w określonym światopoglądzie.

I to, co obserwujemy dziś, nie różni się szczególnie od wcześniejszych debat, zmienia się jedynie słownictwo i kanały przekazu. Sedno sporu pozostaje jednak to samo: czy szkoła ma uczyć o seksualności, tak jak w kontekście innych przedmiotów, w oparciu o wiedzę naukową, czy ma kształtować dzieci i młodzież w zgodzie z narracją religijną, w której seksualność należy wyłącznie do małżeństwa i rodziny i ma być kontrolowana, a nie traktowana jako cos co przynależy do nas z faktu naszego jestestwa.

Znowu mamy powtarzający się schemat, w którym jedni apelują o ochronę przed deprawacją, a inni przypominają, że dzieci i młodzież potrzebują rzetelnej wiedzy, by móc bezpiecznie rozwijać się i podejmować decyzje w dorosłym życiu.

Można więc zapytać: o co cała afera?

Wiec zobaczmy to na różnych poziomach:

1. Powtarzalność:
Co kilka lat wracamy do dokładnie tej samej dyskusji. Zmieniają się jedynie nazwy przedmiotów i partie u władzy, ale argumenty pozostają te same: deprawacja, zagrożenie rodziny, seksualizacji młodzieży. To trochę jak oglądanie spektaklu, którego finał znamy na pamięć, jedyna nowość to już wyłącznie świeża obsada.

2. Codzienność
To nie jest żaden precedens tylko powtórka z programu albo ta sama przerwa na reklamy. Jak kto woli. Nowa okładka, a w środku to samo „oburzenie” przed tym, że młode osoby dostaną dostęp do rzetelnej wiedzy. Dlaczego napisałam w cudzysłowie? Bo to wcale nie jest oburzenie, tylko walka władze, w której używa się dzieci, tworząc z nich zasłonę dymną do walki pomiędzy tym, czy będzie u nas państwo religijnie, czy będzie jednak rzetelnie i świecko. Cale to pieprzenie o dobru dzieci jest kłamstwem, bo nie chodzi o dzieci, tylko o to, kto będzie u władzy.

3. Polityka
Kiedy premier cytuje „Było sobie życie” jako odpowiedź na ataki, to trudno to traktować inaczej niż jako kpinę z powagi tematu. To raczej pokazuje skalę BRAKU powagi, z jaką rząd podchodzi do tej dyskusji. I jeśli w obliczu realnej walki o świecką, rzetelną edukację zdrowotną jedyną ripostą jest kreskówka z lat 80., to znaczy, że politycy wolą grać z nami w ironiczne żarty niż rozwiązywać problem. Panie Premierze, serio? Bo to jest wstyd.

Dodatkowo rząd zrobił ten przedmiot nieobowiązkowy właśnie po to, żeby nie kłócić się z Kościołem. I to pokazuje, że państwo wciąż boi się realnie oddzielić szkołę od religii, i generalnie nasze życie od religii, bo każdy krok w stronę obowiązkowej świeckiej edukacji kończy się cofnięciem i zgniłym „kompromisem”. W efekcie znów mamy sytuację, w której dzieci i młodzież płacą cenę tego, ze rząd nadal boi się kościoła.

4. Kontrola - znowu
Ten spór nigdy nie był tak naprawdę o wiedzę, tylko o władzę nad narracją. Chodzi o to, kto ma decydować, jak mówimy o seksualności: nauka, która opisuje zjawiska, czy religia, która narzuca jedne i szufladkowe normy. Ta walka o wiedze to po prostu walka, co KAZDY Z NAS może myśleć i czuć o sobie.

5. Praktyka
W moim gabinecie, ale nie tylko w moim (w gabinetach bliskich mi osób i dalszych, z dużych miast i małych), w badaniach naukowych, realnych doświadczeniach szkół (tych z którymi współpracuję i tych, o których słyszę), widać doskonale skutki wychowania w narracji wstydu i tabu.
Dorastamy przekonani, że nasze ciała i pragnienia są problemem. Potem latami odplątujemy się z tego obwiniania i strachu zanim w ogóle pomyślimy o przyjemności czy bliskości.

To jest realna cena tej walki o narrację: osobiste cierpienie, którego można by oszczędzić, gdybyśmy byli traktowani poważnie a nie jak ktoś, kogo można rzucać w imię tego, kto będzie u władzy.

Adres

Warsaw

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Dr Iza Jąderek umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Dr Iza Jąderek:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram