04/08/2025
Będzie długo, ale prosimy - przeczytaj do końca. To ważne.
Nie możemy milczeć.
W ostatnich dniach obserwujemy obrzydliwą nagonkę na środowisko lekarzy weterynarii, a przede wszystkim — na konkretną klinikę i jej personel, który ze wszystkich sił próbował ratować życie ciężko chorego psa. Mimo pełnego zaangażowania, ogromnych starań i wiedzy, nie udało się go uratować. Zespół, który zrobił wszystko co w jego mocy, stał się celem internetowego linczu.
Dlaczego?
Bo opiekunka psa – celebrytka i "dziennikarka" – uznała, że skoro pies umarł, to nie powinna za jego leczenie płacić. W sieci pojawiły się oskarżenia, manipulacje, udostępnione zostały dane osobowe pracowników, nazwa kliniki. Rozpoczęło się szczucie, które z każdym dniem nabiera tempa i przybiera coraz obrzydliwsze i bardziej absurdalne formy.
Śmierć zwierzęcia to ogromna tragedia — ale obowiązkiem opiekuna jest nie tylko miłość, ale również odpowiedzialność. Także ta finansowa. Opieka nad zwierzęciem to przywilej — ale też zobowiązanie.
Zarzuty o brak empatii ze strony osób, które zaraz po śmierci swojego zwierzęcia rozpoczynają kampanię nienawiści w internecie, są groteskowe. Lekarze, których codzienność to walka o zdrowie i życie istot całkowicie zależnych od człowieka - zostali nazwani „szajką”, „lobby”, oskarżeni o brak moralności, przedstawieni jako zimne automaty „nastawione tylko na kasę”.
To nie tylko kłamstwo.
To brutalne odczłowieczenie całej grupy zawodowej.
Następnie w niemal godzinnej rozmowie, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego, padły słowa, które są absolutnie nieakceptowalne.
* Zrównywanie zawodu lekarza weterynarii ze sprzedawcą AGD.
* Negowanie wiedzy specjalistów, choć samemu nie ma się najmniejszego pojęcia o medycynie.
* Kwestionowanie wynagrodzeń za ciężką, odpowiedzialną i emocjonalnie wyniszczającą pracę.
❗️Oraz – co najgorsze – deprecjonowanie realnego problemu kryzysów psychicznych i samobójstw wśród lekarzy weterynarii.
„Nie powinnismy o tym rozmawiać”, „wszyscy teraz popełniają samobójstwa”, „piloci i marketingowcy też piją”, „samobójstwa lekarzy weterynarii to manipulacja” – to słowa, które nigdy nie powinny paść. Ale padły.
Z ust osoby opiniotwórczej. Publicznie.
NIE MA NA TO NASZEJ ZGODY.
Lekarze weterynarii należą do jednej z najbardziej obciążonych psychicznie grup zawodowych. Mają kilkukrotnie wyższe wskaźniki depresji i samobójstw niż średnia populacji. I nie są w tym osamotnieni — dotyczy to także innych zawodów pomocowych.
❗️Jeśli pozwalamy sobie bagatelizować ten problem wobec jednej grupy, dajemy przyzwolenie na to, by lekceważyć go wobec każdej.
To nie jest tylko sprawa środowiska weterynaryjnego.
To jest sprawa człowieczeństwa. Granic. Empatii. Odpowiedzialności za słowa.
Nie godzimy się na szczucie w internecie.
Nie godzimy się na niszczenie ludzi, którzy poświęcili życie pomaganiu innym.
Nie godzimy się na wykorzystywanie cierpienia własnego pupila jako narzędzia do budowania zasięgów i wyładowywania frustracji.
Jako gabinet weterynaryjny, który również nie raz padł ofiarą bezpodstawnych ataków, wiemy, jak bardzo boli, gdy cały wysiłek i dobre intencje są deptane publicznie.
Wiemy, jak trudno jest pracować w atmosferze ciągłego napięcia, presji, hejtu.
Dlatego stoimy murem za oczernianą kliniką i jej personelem. Stoimy murem za wszystkimi lekarzami i technikami weterynarii, którzy każdego dnia podejmują się tej trudnej, często niewdzięcznej, ale jakże potrzebnej pracy.
A przede wszystkim - stanowczo sprzeciwiamy się bagatelizowaniu problemu kryzysu zdrowia psychicznego. Niezależnie od tego, kim jest osoba, której dotyka.
Na koniec — chcemy z całego serca podziękować wszystkim opiekunom, którzy rozumieją, czym naprawdę jest troska o zwierzęta.
Dziękujemy tym, którzy szanują naszą pracę, rozumieją jej ciężar i nie oczekują cudów, lecz wiedzy, zaangażowania i serca — które dajemy w każdej sytuacji.
To dzięki Wam wierzymy, że ta praca ma sens.
I mimo wszystkiego — nie przestaniemy pomagać.