12/06/2025
Jednym z wyznaczników dojrzałości emocjonalnej i zdrowia psychicznego jest umiejętność godzenia się i życia ze stratą.
Jesteśmy zalewani wszechobecną narracją optymalizacji, ulepszania, przyspieszania, wygładzania. To już taki kulturowy terror piękna, optymizmu, młodości.
To nasz sposób na głęboko zakorzeniony w nas lęk przed śmiercią, lęk przed stratą.
Zagonieni w pułapkę iluzji tej nieśmiertelności tracimy często kontakt z tym co realne.
Optymalizujemy nas samych i naszą rzeczywistość, często odcinając się od uczuć, sygnałów płynących z ciała, informacji z naszego otoczenia.
Zazwyczaj trwa to do momentu, gdy naprawdę doświadczymy jakiejś straty i wtedy bardzo cierpimy:
….Bo przecież nie tak miało być, bo przecież miało być na zawsze, bo przecież miałem/ am wszystko móc….
„ Kiedy zastanawiamy się nad stratą, mamy na myśli tę najważniejszą - którą niesie śmierć; utratę tych, których kochamy.
A przecież doświadczenie straty towarzyszy nam w życiu znacznie częściej.
Doznajemy jej nie tylko na skutek śmierci, ale także wtedy, gdy opuszczamy kogoś lub gdy ktoś opuszcza nas, gdy zmieniamy się, gdy rezygnujemy z czegoś, gdy idziemy dalej, zostawiając coś za sobą.
Straty obejmują nie tylko rozłąkę i rozstanie z tymi, których kochamy, lecz także świadomą lub nieświadomą utratę romantycznych marzeń, niemożliwych do spełnienia oczekiwań, złudzeń dotyczących własnej wolności i władzy, iluzji bezpieczeństwa, a także utratę własnego, dawniejszego „JA”, które sądziło, że zawsze będzie bez choćby jednej zmarszczki, odporne na wszystkie ciosy i nieśmiertelne.
Straty stanowią część życia - są powszechne i nieuniknione, nieubłagalne.
Są konieczne, gdyż tracąc coś, rezygnując z czegoś i zostawiając coś za sobą, wzrastamy.”