
12/08/2025
Czas wakacyjny sprzyja zatrzymaniu, refleksji…
To także moment, w którym wielu z nas wyrusza w podróż - rozumianą nie tylko jako zmianę miejsca, ale jako drogę ku spotkaniu z samym sobą i początkowi wewnętrznej przemiany.
Chcemy przypomnieć z tej okazji rozmowę Agnieszki Jucewicz z Bartłomiejem Dobroczyńskim z sierpnia 2017 r. która ukazała się w „Wysokich obcasach Extra” pt. „Podróż DO SIEBIE”.
Podróż jako…
Wezwanie do drogi
Czy podróż może leczyć? Bartłomiej Dobroczyński w rozmowie z Agnieszką Jucewicz przypomina, że nie chodzi tylko o pokonywanie kilometrów. Podróż może być wędrówką przez świat, ale też – a może przede wszystkim – wędrówką w głąb siebie. Czasem zaczyna się od kryzysu: poczucia pustki, wypalenia, duchowego znużenia. Pojawia się wtedy potrzeba wyrwania się z codzienności, zmiany perspektywy, odzyskania uważności.
Dawne lekarstwo
Dawniej podróż była remedium na melancholię. Pielgrzymki, pobyty na wsi, zmiana otoczenia – miały oddzielić człowieka od tego, co go przygniatało. W świecie przesyconym automatyzmem i multitaskingiem, gdzie łatwo przeżyć dzień „na autopilocie”, podróż może pełnić tę samą funkcję: obudzić, przywrócić kontakt z tym, co istotne.
Obudzenie wewnętrznego bohatera
W tradycjach duchowych podróż często pojawia się jako moment przebudzenia. Wymaga bycia „tu i teraz”: troski o siebie, reagowania na nieprzewidziane sytuacje, spotykania ludzi, którzy stają się wyzwaniem i nauczycielami. W ten sposób zewnętrzna droga odbija wewnętrzną przemianę.
Przekroczyć ego
Według Junga nerwica to odmowa ego przed zmianami. Im bardziej trzymamy się obrazu siebie, który już znamy, tym bardziej narażamy się na cierpienie. Podróż – jeśli jest świadoma – pomaga rozpuścić ten pancerz. Uczy, że jesteśmy częścią większej całości, że nasze cierpienie nie jest jedyne.
Podróż bez mapy
Nie zawsze musi to być podróż w sensie geograficznym. Czasem to zmiana sposobu patrzenia na życie: traktowanie każdego dnia jak nowej przestrzeni do odkrycia. Dobroczyński mówi o podróży jako „przeglądzie duszy” – chwili, gdy to, co spotykamy na zewnątrz, pomaga usłyszeć, co dzieje się w środku.
Otworzenie się
„Za każdym razem, kiedy będziesz chciał się opancerzyć, odgrodzić od świata – stracisz poczucie bezpieczeństwa. A kiedy pancerz zrzucisz, otworzysz się – będzie lepiej.” To zaproszenie, by potraktować podróż – zarówno tę w świecie, jak i tę wewnętrzną – jako narzędzie otwarcia, przemiany i spotkania z tym, co naprawdę ważne.
Podróż DO SIEBIE
psychologiem BARTLOMIEJEM DOBROCZYŃSKIM rozmawia AGNIESZKA JUCEWICZ - fragmenty dla zainteresowanych źródłowym tekstem
"AJ: Dlaczego ludzie w sytuacji kryzysowej wyruszają w samotną podróż? Przykładów nie brakuje – i w życiu, i w popkulturze.
BD: (…) dorosły może, w kryzysie, wrócić do swojego nomadycznego dziedzictwa i wtedy pragnie wyruszyć w drogę. (…)
AJ: Inny trop?
BD: Podróż jako sposób na budzenie uważności. (…)
Ruszenie w drogę do miejsc, w których wcześniej nie byliśmy, nowe sytuacje budzą refleksję, świadomość.
AJ: „Idę spotkać się z samym sobą"- mówią często ci, którzy w taką podróż wyruszają.
(…)
BD: W psychologii archetypowej (…) podróż jest czymś, co uruchamia uśpionego w nas bohatera. Za tym kryje się pewna wizja, która ma swoje źródło w platonizmie, a potem w neoplatonizmie. Mówi ona, w bardzo dużym uproszczeniu, że aby człowiek mógł zrealizować pełnię swojego człowieczeństwa, musi tego podróżującego bohatera obudzić.
I z tej perspektywy problemy psychiczne nie są traktowane jak choroba, coś, co w zmedykalizowanej wersji nazwano by na przykład melancholią, neurastenią, hipochondrią, tylko jako hasło z wnętrza, żeby coś ze sobą zrobić.
Jung uważał, że życie złożone jest z faz. Najważniejszy moment przychodzi wtedy, kiedy człowiek ma poczucie, że wyczerpał swoją rozprawę ze światem.
AJ: Co to znaczy?
BD: Wykształcił się, założył rodzinę, osiągnął względną stabilizację i narasta w nim poczucie, że to już nie wystarcza, że przystosowując się do świata, do innych, zaniedbał siebie. Serialowy Tony Soprano najlepiej to opisuje. Urodził się jako wrażliwy, delikatny chłopiec, ale świat wymagał od niego, żeby strzelał ludziom w głowy i tłukł ich młotkiem, więc on z tej swojej delikatnej, wrażliwej części musiał zrezygnować.
AJ: Mówimy o kryzysie wieku średniego?
BD: Raczej egzystencjalnym. On może się pojawić na różnych etapach życia, niekoniecznie w jego połowie.
Jung pisze o takich uczuciach, jak: pustka, wyjałowienie, poczucie relatywności. (...) Człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, jakie są jego możliwości, co dokładnie ma, ile to jest warte, ile może stracić. I zaczyna pragnąć czegoś innego, głębszego. Pojawia się wezwanie do „opus contra naturam", czyli do działania przeciw naturze, porzucenia tego, co się osiągnęło, po to żeby....
AJ: …dowiedzieć się, kim tak naprawdę się jest?
BD: Dokładnie. Różne rzeczy u różnych ludzi mogą ten proces uruchomić. U jednych wielka porażka, u innych wielki sukces. Ktoś na przykład dostanie Nagrodę Nobla i pomyśli sobie: "To mój koniec. Po ptakach". I wtedy pojawi się wezwanie, żeby ruszyć w drogę.
AJ: Dosłownie?
BD: Może być dosłownie. Ale taka podróż może mieć też charakter symboliczny. Realizować się w umyśle, w snach, w marzeniach, w twórczości. Nieprzypadkowo podróż stała się w licznych koncepcjach - duchowych, psychologicznych czy quasi-psychologicznych - modelem na przebudzenie. Bo ona naturalnie wymusza pewne postawy, zachowania, myśli, które temu przebudzeniu sprzyjają.
(…) Podróż może zaangażować nas znowu w życie, ale pod warunkiem, że ona będzie tak pomyślana – „potrzebuję wziąć urlop od życia, od siebie takiego, jakim byłem dotychczas, otworzyć się na nowe, zobaczyć, kim jestem" - a nie będzie leżeniem pod palmą na Bahamach czy wyjazdem nastawionym na chlanie i kopulację bez ograniczeń.
AJ: Znajomy w kryzysowym momencie wyruszył szlakiem pielgrzymów do Santiago de Compostela, choć jest niewierzący. Chciał wyleczyć złamane serce.
BD: I intuicyjnie wybrał podróż, w której rzeczywiście miał szansę to zrobić - pielgrzymkę, a nie na przykład wycieczkę do Disneylandu. Musiał się skupić na tym, że by zorganizować sobie nocleg, jedzenie, zadbać, żeby nie zmoknąć, a jak zmókł - o to, żeby się wysuszyć. Odtworzył sytuację człowieka pierwotnego, który nie może sobie pozwolić na żaden automatyzm. Musi być w tym, co tu i teraz, bo w przeciwnym razie mogłoby się to dla niego skończyć tragicznie.
Druga rzecz, która nadaje podróży charakter duchowy i budzi wewnętrznego bohatera - to spotkania z postaciami, sytuacjami, które stanowią wyzwanie. I na które musimy odpowiednio zareagować. W podróży tymi wyzwaniami są inni podróżnicy, lokalni mieszkańcy, nowe okoliczności.
AJ: Odpowiednio, czyli jak?
BD: Mówią o tym wszystkie mity, baśnie, legendy - żeby zdobyć koronę człowieczeństwa, trzeba odrzucić siebie, zanegować ego, pomóc słabszym. Znajdzie pani to we wszystkich religiach – „ oddaj ostatni płaszcz”, „nakarm głodnego", „zaopiekuj się chorym", a teraz potwierdza to jeszcze współczesna psychologia. Mnóstwo badań dowodzi, że ludzie szczęśliwi to ci, którzy dbają o relacje z innymi, którzy wolą dawać, niż brać.
Jung czy Hillman powiedzieliby, że podczas takiej podróży człowiek w rzeczywistości zewnętrznej modeluje swoją psychikę.
AJ: A prościej?
BD: Weźmy pani znajomego, który wyruszył do Santiago de Compostela. Miejsce, z którego wyruszam, to jestem ja, teraz. Santiago to jest to, kim mam się stać. Podróż fizyczna odbywa się równolegle do podróży psychicznej, w głąb siebie. Nawzajem się dopełniają i z siebie korzystają. To jest podstawa każdego systemu duchowego. W Oriencie mówi się: „Wszystko, co widzisz, to jest twój umysł. To, co się dzieje na zewnątrz, jest odbiciem tego, co się dzieje wewnątrz i vice versa. Chodzi o to, żeby te światy stały się kompatybilne. Ale żeby to się stało, potrzebna jest duchowa przemiana. I w dzisiejszym, postsekularnym świecie, w którym nie mamy już żadnych narzędzi do takiej przemiany, podróż, o jakiej teraz rozmawiamy, może pełnić funkcję tego narzędzia. Dzięki niej człowiek może dostrzec, że jest częścią większej całości.
(…)
AJ: Podróż może być takim sprzątaniem duszy?
BD: Raczej jej przeglądem, inspekcją. Jeśli poważnie potraktuję motyw, że wszystko, co widzę, to odzwierciedlenie mojego wnętrza, to kiedy wyruszę w podróż, będę się przyglądał temu, co się wydarza, i zorientuję się, co się we mnie tak naprawdę dzieje, Ludzie, jak wracają z takich podróży, mówią często: „I wtedy uświadomiłem sobie to i to”. „Nagle zrozumiałem, co jest dla mnie ważne”.
AJ: Mówią też ”Zobaczyłem, że wszyscy jesteśmy podobni. Znajomy, który poszedł do Santiago, powiedział: „Zorientowałem się, że inni też cierpią, też im się nie udaje. To mnie do nich zbliżyło.
BD: To są oczywiście wszystko spekulacje, ale jeżeli prawdą jest, że zaniedbujemy naszą duszę, a ona jest istotą czułą, wrażliwą, delikatną, rozumiejącą, jest czymś więcej, niż możemy sobie wyobrazić, to moment, w którym damy jej dojść do głosu, ujawni natychmiast jej naturę i zdolności.
AJ: Czyli co?
BD: To, że nagle zaczniemy patrzeć na innych ludzi, rośliny, zwierzęta tak, jak na to zasługują, a nie przez pryzmat interesów, użyteczności. Do czego współczesny świat, który jest przeciwko duszy, nas zmusza. Na przykład wiem, że jest jakiś człowiek, które mu powinienem pomóc, ale kalkuluję, że mnie na to nie stać energetycznie, bo zajmuję się już pięcioma innymi osobami i jak dorzucę szóstą, to umrę. W świecie duchowym takich kalkulacji nie ma. Tam, jak cię ktoś prosi o płaszcz, dajesz mu dwa. Powierzchnia mówi: „Lepiej jest dostać 1000 złotych, niż dać 1000 złotych". Głębia mówi: „Lepiej dać komuś 1000 złotych, niż dostać".
Uważna podróż uwrażliwia na innych. Jest okazją do transcendencji, do wyjścia siebie - ze swojej kuli, jaskini, norki. Tego chce i mistrz Eckhart, i Dalajlama, i szaman Amazonii. I to zobowiązuje. Bo, jak ktoś przychodzi do mnie, to ja mogę mu powiedzieć: „U mnie tak się nie robi", „Nie siadaj tu", „Roznosisz zarazki, idź stąd", ale kiedy ja przychodzę do kogoś, to nie mogę mu mówić, co ma robić, jaki ma być.
Religia, w swoim najmądrzejszym powiedzeniu, mówi: „Kto chce zyskać swe życie, straci je. Kto je straci, zyska". A inaczej: za każdym razem, kiedy będziesz chciał się opancerzyć, odgrodzić od świata, stracisz poczucie bezpieczeństwa, będzie gorzej, a kiedy pancerz zrzucisz, otworzysz się, będzie lepiej.
(…) Istotą takiej podróży jest zrozumienie tego, że ja nie jestem najważniejszy, że wszyscy jesteśmy częścią jednego, kosmicznego dramatu. To, co odkrył pani znajomy. Ja kocham, cierpię, męczę się, ale ty też kochasz, cierpisz, męczysz się". „Aha, czyli nie jestem w tym sam, i to moje cierpienie nie jest wcale takie wielkie". (…) Według Junga nerwica to odmowa ego przed zmianami. Im bardziej przywiązujesz się do ego, im bardziej chcesz się chronić i utrzymywać w niezmienionej postaci, tym bardziej skazujesz się na cierpienie. Dlatego chociażby warto to ego rozpuszczać. Bo nasze narcystyczno-egocentryczne zajęcie się sobą jest idealnym przepisem na klęskę, rozpacz i ból.
AJ: Ludzie wracają z takich podróży i czasem rewidują zupełnie swoje życie.
BD: Czasem tak, czasem nie. Ja, jak jadę na Roztocze, to jest mi wspaniale. Śpię po 12 godzin, oddycham czystym powietrzem, ptaki mi kląskają nad uchem. Wracam do Krakowa, jest dwa razy gorzej niż przed wyjazdem. Duszę się, telepie mnie, dopada mnie codzienność. Jaki z tego moral?
AJ: Lepiej nie wyjeżdżać?
BD: Przychodzi mi teraz do głowy taka odpowiedź, paradoksalna - ta zmiana, której doświadczam podczas podróży, może być trwała, pod warunkiem że ja z tej podróży nigdy nie wrócę.
AJ: Jak to rozumieć?
BD: Na przykład tak, że na co dzień zacznę traktować ludzi tak, jakbym był u nich, a nie u siebie. Edward Stachura zapytany kiedyś, co to znaczy, że jest źle psychicznie, odpowiedział: "Budzić się codziennie w tym samym dniu". Jeśli traktuję życie jak podróż, to każdy dzień będzie inny i będę go ciekaw. Bezduszna monotonia to zabójstwo. Budzisz się rano i jest rozpacz: po co mi to wszystko?
(...)"
📌 Źródło: „Wysokie Obcasy Extra”, sierpień 2017, „Podróż DO SIEBIE” – rozmowa Agnieszki Jucewicz z Bartłomiejem Dobroczyńskim