
22/08/2025
Przykro czyta się tak nieprofesjonalne wpisy, szczególnie, że widać znowu jakiś atak na środowiska związane z tym tematem.
Widać, że autor nie do końca zgłębił temat boreliozy, a przede wszystkim współinfekcji, które dają dokładnie te objawy:
> reumatologicznej (babeszjoza, chlamydioza),
> ortopedycznej (chlamydioza),
> psychicznej (dowolna infekcja zaburza równowagę neuroprzekaźnikową zabierając tyrozynę i tryptofan - naprawdę Pani zapomniała fizjologię? polecam przypominajkę lyme.love/nastroj)
> neurologicznej (bartonelloza).
"- o której pacjent nie miał pojęcia" 😃
Tak jakby jeden antybiotyczek, w postaci nieskutecznej klinicznie doksycykliny rozwiązał cały zestaw borelioza i wszystkich współinfekcji. Na żarty widać się wszystkim zbiera.
Zapomniała Pani jeszcze dopisać, że zdarzają się jeszcze zaburzenia widzenia w postaci nadwrażliwości na światło czy niedowidzenie w nocy - to też do okulisty czy może psychiatry?
Na pewno nie miał żadnej choroby wcześniej. Nie chorował, ugryzł go kleszcz i nagle odkrywa choroby idiopatyczne kompletnie nie związane z kleszczem, które zostały wymienione powyżej.
Dobrze, że zdarzają się lekarze od siedmiu boleści (fotka w komentarzu), wtedy problem jest rozwiązany w 100% objawowo 🙂
> PS1. Zioła i różne diety też nie mają udowodnionej skuteczności w leczeniu boreliozy i na tym też powstał niezły biznes.
Dobrze, że mam wiele wywiadów, gdzie nalewka ze stevii rozwiązała problem po nieskutecznie klinicznej doksycyklinie 🙂
https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC4681354/
"Streszczenie
Borelioza jest przenoszoną przez kleszcze chorobą wielosystemową wywoływaną przez Borrelia burgdorferi. Podstawową metodą leczenia tej choroby jest podawanie antybiotyków, jednak po przerwaniu antybiotykoterapii często dochodzi do nawrotu choroby. Przyczyna nawrotu pozostaje nieznana, ale ostatnie badania sugerują możliwość obecności opornych na antybiotyki komórek przetrwalnikowych Borrelia i biofilmów. W tym badaniu oceniliśmy skuteczność ekstraktu z całych liści stewii przeciwko krętkom B. burgdorferi, przetrwalnikom i formom biofilmu in vitro. Wrażliwość różnych form została oceniona za pomocą różnych technik ilościowych oraz różnych metod mikroskopowych. Skuteczność Stevia porównano z doksycykliną, cefoperazonem, daptomycyną i ich kombinacjami. Nasze wyniki wykazały, że Stevia miała znaczący wpływ na eliminację krętków i przetrwalników B. burgdorferi. Eksperymenty subkulturowe z komórkami leczonymi stewią i antybiotykami prowadzono przez 7 i 14 dni, uzyskując odpowiednio zero i 10% żywych komórek w porównaniu z wyżej wymienionymi antybiotykami i ich kombinacjami. Kiedy Stewia i trzy antybiotyki zostały przetestowane przeciwko dołączonym biofilmom, Stewia znacznie zmniejszyła liczbę form B. burgdorferi. Wyniki tego badania sugerują, że produkt naturalny, taki jak ekstrakt z liści stewii, może być uważany za skuteczny środek przeciwko B. burgdorferi."
O BORELIOZIE - JAK DŁUGO LECZYĆ?
Bardzo często spotykam pacjentów z rozpoznaniem boreliozy, którzy są przekonani, że tę chorobę należy leczyć antybiotykami wiele miesięcy, czy nawet lat. Takie przekonanie wynika z nierzetelnych informacji, które dostępne są w internecie, a które - niestety - rozpowszechniane są przez niektórych diagnostów czy lekarzy, należących do tzw. nurtu ILADS. Od razu powiem, że "prawdy objawione" szerzone przez pseudospecjalistów od ILADS nie są uznawane przez medycynę opartą na faktach (Evidence Based Medicine - EBM), czyli nie uznają ich żadne poważne towarzystwa naukowe lekarzy chorób zakaźnych na świecie (po napisaniu tego zdania już sobie wyobrażam pod moim postem hejt wylewający się od osób popierających ILADS...;). Od dawna optymalny czas leczenia boreliozy był przedmiotem badań i jednoznacznie ustalono, że wielomiesięczne stosowanie antybiotykoterapii w boreliozie nie przynosi żadnych dodatkowych korzyści w stosunku do leczenia maksymalnie 28-dniowego (czyli takiego, które zalecane jest wg "klasycznych" rekomendacji).
Oczywiście, zdarza się tak, że pacjent, który został poddany 28-dniowej (lub krótszej - w zależności od postaci) terapii prawidłowym antybiotykiem, nadal prezentuje objawy chorobowe (zazwyczaj jednak znacznie mniej nasilone niż wyjściowo). Ale czy to oznacza, że kontynuowanie antybiotykoterapii będzie dobrym rozwiązaniem? Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy sobie wyjaśnić, czym właściwie jest borelioza: to jest choroba bakteryjna, wywołana przez krętki Borrelia, która wiąże się z konkretnymi objawami dotyczącymi skóry, stawów, układu nerwowego lub serca. O ile wczesna postać skórna (rumień wędrujący) nie jest większym problemem klinicznym, to już postaci rozsiane narządowe (stawy, układ nerwowy, serce) wiążą się z poważnymi dolegliwościami. Wynika to z tego, że krętki, które namnażają się w tkankach wyżej wymienionych narządów, zazwyczaj prowadzą do ich uszkodzenia - przejściowego i odwracalnego (jeśli leczenie zostanie włączone w miarę szybko) lub - bardzo rzadko - trwałego (jeśli objawy utrzymują się długo, a leczenie nie zostanie zastosowane w momencie, gdy proces uszkodzenia tkanek jest jeszcze odwracalny).
Co nam daje antybiotykoterapia? Otóż prawidłowo wybrany antybiotyk będzie zabijał krętki Borrelli, bo to potrafi. Ale czy zawsze "wyleczy" uszkodzenia tkanek, których dokonały te bakterie? Nie zawsze i/lub nie od razu. Na przykład: jeśli wskutek boreliozy doszło do porażenia nerwu twarzowego, to zanim ten nerw (odpowiadający za ruchy mięśni twarzy) się zregeneruje i wyrehabilituje - czyli znowu będzie w stanie prawidłowo kontrolować napinanie mięśni twarzy - może minąć kilka miesięcy. Inny przykład: jeśli pacjent długo chorował na nierozpoznaną boreliozę stawową i niektóre struktury stawu zostały uszkodzone tak bardzo, że ich naprawa przekracza potencjał regeneracyjny organizmu - niestety zmiany i związany z nimi ból może pozostać.
Leczenie boreliozy można porównać do gaszenia pożaru - gdy ogień (bakterie) pojawi się tam, gdzie nie powinien, lejemy na niego wodę (antybiotyk). Ogień gaśnie, pozostają uszkodzone wskutek pożaru sprzęty. Czy żeby je naprawić będziemy je nadal polewać je wodą?...
Gdy po prawidłowym leczeniu boreliozy pozostają jakieś objawy chorobowe, zazwyczaj konieczne jest wdrożenie innych terapii: np. niesteroidowych leków przeciwzapalnych, fizjoterapii, treningu medycznego. Ale na pewno rozwiązaniem nie jest długotrwałe stosowanie antybiotyków, bo to nie tylko nic nie zmieni, ale może doprowadzić do poważnych powikłań.
Lekarzom chorób zakaźnych nie są obce przypadki uszkodzeń wątroby wskutek przewlekłego stosowania antybiotyków zalecanych przez "ILADS-owców", w skrajnych przypadkach kończące się nawet niewydolnością wątroby z koniecznością pilnego przeszczepienia tego narządu. Ale o tym "specjalista" ILADS już nie wspomni....
Na szczęście w ostatnich latach zaczęto robić porządek z lekarzami i diagnostami "uprawiającymi ILADS", niektórzy z nich nie mają już możliwości konsultowania pacjentów. Ale zanim ta cała dezinformacja się wyprostuje i moda na tę pseudometodę przeminie, to upłynie jeszcze dużo czasu. Zresztą pewnie sami się przekonamy o tym w jakiej kondycji jest ta "metoda", gdy pod moim postem pojawi się wspomniany wcześniej hejt ;) a może przekornie go nie będzie?...
W ciągu ostatnich lat konsultowałam wielu pacjentów, którzy "wpadli w szpony ILADS" (bo trudno nazwać to inaczej). Zazwyczaj były to osoby z przewlekłymi objawami chorobowymi, które "ILADSowcy" przypisywali boreliozie i konsekwetnie drenowali kieszenie tych pacjentów, naciągając na dziesiątki tysięcy złotych za długotrwałe "leczenie" i absurdalnie drogie niestandardowe "badania", które tak naprawdę nie mają wartości diagnostycznej. Najgorsze jest to, że u niektórych pacjentów okazuje się, że objawy, które przez lata przypisywano boreliozie, wynikają z zupełnie innej choroby - reumatologicznej, ortopedycznej, psychicznej czy neurologicznej - o której pacjent nie miał pojęcia, a która przez lata nie była prawidłowo leczona. Znane są w świecie medycznym przypadki zgonów z powodu nierozpoznanych poważnych chorób, które zostały mylnie zdiagnozowane jako borelioza. Ale o tym "specjalista" ILADS też nie wspomni...
Jeśli zatem zdarzy się komuś zachorować na boreliozę niech będzie przygotowany na to, że spotka się z dezinformacją na temat tej choroby. Miejmy jednak świadomość, że wiele z informacji, które do nas mogą dotrzeć z mediów czy nawet ust znajomych, jest fałszywych. Miejmy świadomość, że celem tej manipulacji jest wyhodowanie wiernych pacjentów "wyznawców ILADSu", bo "specjaliści ILADS" z boreliozy uczynili sobie maszynkę do zarabiania pieniędzy. Bo jeśli przekona się pacjenta, że leczenie boreliozy musi trwać lata, że co miesiąc trzeba przychodzić do gabinetu "specjalisty" do kontroli po receptę na kolejny antybiotyk (i płacić z to znacznie wyższe stawki niż za standardowe konsultacje zakaźników), że trzeba do tego robić badania za miliony monet w konkretnym "zaprzyjaźnionym" laboratorium, to wychodzi z tego naprawdę niezły biznes. A pacjent jest przekonany, że chodzi do "zbawcy", bo "zwykli zakaźnicy" nie znają się boreliozie. I płaci, płaci, płaci... Sprytne, prawda?..
PS1. Zioła i różne diety też nie mają udowodnionej skuteczności w leczeniu boreliozy i na tym też powstał niezły biznes.
PS2. Na zdjęciu typowy rumień wędrujący dla przyciągnięcia uwagi.
PS3. Wytyczne "klasyczne" dopuszczają jednorazowe powtórzenie terapii antybiotykowej - ale jest to zarezerwowane dla ciężkich przypadków boreliozy stawowej czy neuroboreliozy, które wyjściowo były leczone antybiotykami doustnymi. Powtórzenie terapii polega na przyjęciu do szpitala i stosowaniu antybiotykoterapii dożylnej (ceftriaxon) przez 3-4 tygodnie. Natomiast ma się to nijak do rozwiązań, które proponują "ILADSowcy".