03/11/2023
- Czy para, która nie jest gotowa pójść na terapię, może dokonać na własną rękę refleksji: jak wyglądały relacje moich rodziców, jak wyglądały relacje rodziców mojego męża i o co my się naprawdę kłócimy, kiedy kłócimy się o deskę klozetową?
- To ma sens pod jednym warunkiem – że nie będą tego badać w małżeńskiej sali sądowej, tylko w sali wzajemnego zaciekawienia. Nie ma sensu takiej refleksji czynić, jeżeli ludzie mają do siebie pełno pretensji i są na siebie wściekli. Bo jeśli np. okaże się, że ojciec męża miał problem z agresją, a mąż też ma, to żona w sali sądowej powie: „No to pięknie, to już wszystko rozumiem, ojciec tyran i synek tyran, niedaleko pada jabłko od jabłoni!”. I oni się dalej nie posuną w rozumieniu siebie. A jeśli będzie w niej dobra wola i zaciekawienie, to może powiedzieć tak: „Teraz lepiej rozumiem, ty masz kłopoty z agresją, bo trudno ci się uwolnić od tego, co działo się w dzieciństwie”. Ale podkreślam, że nie tylko ten spadek decyduje o tym, co się dzieje w relacjach, ale też to, co jest tu i teraz, i często nasze różne zachowania są wynikiem tzw. sprzężeń zwrotnych.
- To sprzężenie polega na przykład na tym, że gdyby ona tak go nie naciskała, to on by tak jej nie lekceważył, i odwrotnie, gdyby on jej tak nie lekceważył, to ona by go tak nie naciskała?
- Tak, miałem pacjenta, który jeszcze nie wszedł do domu, a już się bał, że żona go zarzuci stekiem pretensji, więc wchodził do domu i od razu szedł do garażu naprawiać auto. Chował się tam. Ona była wściekła, że on naprawia, a on był wściekły, że ona nie dość, że będzie miała do niego te same pretensje to zwykle, to jeszcze będzie go o to naprawianie oskarżała. Problem polega na tym, że jeśli nawet oni się zdecydują, że już do tej klatki wzajemnego ranienia nie chcą wracać, to czasem jednak będą się w nią z powrotem ześlizgiwać.
- Jednak co na przykład z osobą, która była odrzucana, ignorowana w dzieciństwie, a teraz także jest odrzucana ignorowana przez partnera? Czy ona tak się tylko czuje, czy on naprawdę ją odrzuca, ignoruje?
- Ale ona, mając takie a nie inne doświadczenia, rzeczywiście może się zachowywać tak, że on będzie ją ignorował. Przy czym ona nie powie mu: „Kochanie, ignoruj mnie, bo ja tak miałam w dzieciństwie”, tylko będzie go do tego nieświadomie prowokować, a on będzie musiał na to odpowiedzieć i się na przykład wycofa. A ona będzie miała dowód.
- A co z tymi, którzy w pewnym momencie kłótni nagle się wycofują – przestają się odzywać, wychodzą? Czy to nie jest też przejaw agresji?
- Często tak. Taki „milczek” może w ten sposób demonstrować swoją wyższość moralną na tą „kłótliwą babą” czy „zrzędliwym dziadem”. Czasami ma to jednak sens ochronny. Ktoś wychodzi, żeby jakiś ciężki przedmiot nie trafił go w głowę. Albo słowo.
Oczywiście można wychodzić na różne sposoby. Policzenie do dziesięciu – takie wyjście na chwilę z relacji, by się wyciszyć, zintegrować, żebym mógł do tego dialogu wrócić, jest sensowne. Ale można też wyjść i nie wrócić przez tydzień, a wtedy ten tydzień jest stracony dla wspólnego życia. Zwykle jest jednak tak, że jedna ze stron zawsze pierwsza wyciąga rękę na zgodę i po ostrej awanturze potrafi na przykład wysłać esemesa: „Kiedy tylko będziesz mógł, to wróć, bo czekam”. Oczywiście wtedy narzuca się pytanie: co by się stało złego, gdyby ta druga osoba spłatała „naprawiaczowi” takiego figla, żeby dla odmiany ona pierwsza wyciągnęła rękę? Na czym polegała by trudność?
- I jakie są odpowiedzi?
- Mężczyźni często mówią, że czuliby się niemęscy. „Jak jakiś głupek”. Czasem słyszy się też: „Nie mogę tego zrobić, bo to on mnie zranił i teraz musi ponieść karę”.
- Czyli powrót do małżeńskiej sali sądowej?
- I próbujemy z niej wyjść, do skutku. Ten skutek, niestety, może być inny niż ten obiecywany na ślubnym kobiercu.
Kłótnia jest lepsza niż obojętność
Bogdan de Barbaro w rozmowie z Agnieszką Jucewicz
fot Etienne Boulanger