Alicja Podolak-Herudzińska Psychoterapia i Psychodietetyka- Dbaj o Siebie

Alicja Podolak-Herudzińska Psychoterapia i Psychodietetyka- Dbaj o Siebie Wsparcie w obszarze psychoterapii, psychodietetyki. Oferuję Ci wsparcie w obszarze psychoterapii i psychodietetyki. Posiadam doświadczenie m. in.

Jestem psychoterapeutą TPP w trakcie certyfikacji. Wykształcenie zdobywam we Wrocławskim Instytucie Psychoterapii. Szkolenie organizowane jest przy współpracy z Akademią Psychoterapii w Wiesbaden. Jestem członkiem WAPP (World Association for Positive and Transcultural Psychotherapy). Ukończyłam studia magisterskie na kierunku Dietetyka i Żywienie Człowieka na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocław

iu, podyplomowe studia na kierunku Psychodietetyka na UP we Wrocławiu oraz uczestniczę w szkoleniach i konferencjach naukowych, na których poszerzam wiedzę i umiejętności z obszaru pracy psychoterapeutycznej i psychodietetycznej. Swoją pracę poddaję regularnej superwizji u certyfikowanych superwizorów. w pracy z osobami, które:
- pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych,
- cierpią na zaburzenia lękowe, zaburzenia depresyjne, zaburzenia odżywiania,
- odczuwają trudności w relacjach,
- doświadczyły traumy
- potrzebują wsparcia w obszarze odżywiania

Prowadzę sesje on-line. Pracuję z osobami dorosłymi oraz młodzieżą 16+

dbaj o Siebie!

03/03/2024

Leki to nie jest żadna magia, ale rozumiem, że przy tak poważnych objawach jakie występują w psychozie czy w depresji istnieje pokusa, żeby tak je traktować. Bardzo chcemy mieć amulet, który zapewni nam bezpieczeństwo, a tym współczesnym „naukowym" amuletem mogą być właśnie leki. Ciekawa w tym kontekście wydaje mi się różnica w stosunku do leków stosowanych w medycynie somatycznej. Nikt się nie dziwi, że pomimo przewlekłego stosowania leków kardiologicznych, ktoś miał skok ciśnienia, czy dostał zawału. Oczekiwania wobec leków psychiatrycznych mają jednak charakter magiczny. Może dlatego, że same te choroby są tak trudne do zrozumienia?

Pytanie, jaką mamy alternatywę? Do psychoterapii dostęp jest ograniczony, wiele osób na nią nie stać, a na państwową można się nie doczekać. Niektórzy chcą szybko poczuć się dobrze i wierzą, że leki im to zapewnią, a o konsekwencjach ich długoletniego zażywania właściwie się nie mówi.

- Problem jest systemowy. Próbowałam zwrócić na to uwagę w dyskusji wokół wypowiedzi Pawlikowskiej. Chodzi też o to, że w Polsce leki przeciwdepresyjne często stosowane są w stanach, które niekoniecznie tego wymagają. Nie mówię o zdiagnozowanych ciężkich depresjach leczonych na oddziałach. Mówię o tym, że dla osób, które mają zasadniczo inne rozpoznanie, na przykład zaburzenie osobowości, a które od czasu do czasu mają objawy lękowo – depresyjne, właściwszym leczeniem byłaby psychoterapia. To znaczy leki mogą być pomocne, ale na chwilę, w trudniejszych okresach. Na dłuższą metę - psychoterapia jest skuteczniejsza.

Na nią można się nie dostać.

- I czasami jest tak, że lekarz stosuje leki ze zwyczajnej bezradności. Wie, że byłoby znacznie lepiej, gdyby pacjent- na przykład psychotyczny- miał możliwość skorzystania z takiej interwencji jak w „otwartym dialogu", wtedy być może leki nie byłyby potrzebne, ale co zrobić, skoro w Polsce nie ma takiej możliwości? Albo wie, że gdyby pacjent od jutra rozpoczął psychoterapię, to być może skończyłoby się na przyjmowaniu jakiegoś leku uspokajającego przez tydzień i tyle.
Przyczyna, tak jak powiedziałam, tkwi w systemie. I książka Whitakera może zachwiać naszym dobrym samopoczuciem - nas lekarzy, ale i pacjentów, w ogóle społeczeństwa - że jest ok, mamy leki, leczymy nimi i jak tylko zapewnimy ludziom dobry dostęp do psychiatry, to będą zdrowieć. A to chodzi raczej o zmianę podejścia do leczenia. Zmiana ta polegałaby na pierwszeństwie psychoterapii wobec leczenia farmakologicznego. Obecnie łatwiej o taką alternatywę tym, którzy mają na to środki. Psychoterapia w Polsce jest kontraktowana i refundowana w niewystarczającym zakresie.

Katarzyna Prot-Klinger w rozmowie z Agnieszką Jucewicz, artykuł w komentarzu

19/01/2024

"Jeśli w trakcie sesji czujesz się znudzony lub zirytowany, zakłopotany, podniecony seksualnie albo odrzucony przez pacjenta – traktuj ten stan jako wartościową informację. Właśnie dlatego tak podkreślam wagę własnej terapii terapeuty. Jeśli będziesz dużo wiedział o sobie, wyeliminujesz większość swoich białych plam i będziesz mógł się oprzeć na własnym doświadczeniu bycia pacjentem, zaczniesz rozpoznawać, ile z tego znudzenia i zakłopotania należy do ciebie, a ile wywołuje pacjent. To ważne rozróżnienie, ponieważ jeśli to pacjent cię nudzi podczas sesji terapeutycznej, można z powodzeniem założyć, że w innych okolicznościach nudzi on innych ludzi.”

Irvin Yalom, Dar Terapii
fot Pinterest, Hiszpania (opisane jako "somatic therapy"

22/12/2023

Słowa na nadchodzący świątczeny czas 🎄❄

17/12/2023

"Często doradzam sobie i swoim pacjentom, żeby wyobrazili sobie swoje życia za rok albo za pięć lat i żeby pomyśleli o nowych żalach, które się nazbierają w tym czasie. A potem stawiam im pytanie, które jest chwytem na prawdę terapeutycznym: "Jak możesz zacząć żyć teraz, żeby nie tworzyć nowego żalu? Co musisz zrobić, żeby zmienić swoje życie?"

Irvin Yalom " Patrząc w słońce. Jak przezwyciężyć grozę śmierci."
fot Milan Popovic

13/12/2023

* Jasper Juul "Agresja- nowe tabu?"

01/12/2023

"Terapeuta nie powinien czuć się niczym sprytny detektyw, który rozpracowuje i przechytrza delikwenta jednym prostym manewrem. Zamiast takiej postawy, powinien obrać za cel swojego działania wzniecanie w pacjencie zainteresowania odkrywaniem (przez niego samego i dla niego samego), ukrytych znaczeń swoich zawiłych komunikatów. Poza tym, że technika taka jest formą okazywania szacunku pacjentowi, za jej stosowaniem przemawia jeszcze jedna przyczyna. Każda interpretacja, którą pacjent jest w stanie wydobyć sam dla siebie, wpływa na niego bardziej niż jakakolwiek interpretacja stworzona przez terapeutę. Następstwem takiej współpracy jest towarzyszenie pacjentowi w zdobywaniu poczucia wpływu na własne życie, zamiast tylko ulegania wpływom innych.
Jeżeli terapeuta uzna, że konieczne jest zinterpretowanie czegoś pacjentowi, powinien robić to w taki sposób aby owa interpretacja zapraszała do dalszej wspólnej eksploracji, a nie zamykała dyskusję".

Frida Fromm-Reichmann
fot Arun Clarke

25/11/2023

Skąd bierze się unikający wzorzec przywiązania? Wynika on z powtarzających się systematycznie doświadczeń, w których dziecko dostaje komunikat, że ze swoimi emocjami powinno poradzić sobie samo i nie zawracać nimi głowy innym.
Może on też jednak stanowić wypadkową indywidualności dziecka i opieki rodzica. Może się trafić dziecko, które ze względu na swoją wrażliwość od początku niechętnie przyjmuje pomoc w radzeniu sobie z emocjami, i jest to interpretowane jako samodzielność.
Czasem rodzice jeszcze dodatkowo „wspierają” ten kierunek poprzez komunikaty świadczące o tym, że woleliby, żeby dziecko radziło sobie z tym, co trudne, samo, że dziecko „podoba” im się tylko wtedy, gdy się „odpowiednio” zachowuje.
Piszę o tym wzorcu jako pierwszym dlatego, że jest on bardzo silnie ugruntowany w naszej kulturze. Takie „samodzielne” dzieci są chwalone i wskazywane jako wzór dobrego wychowania, są uznawane za grzeczne, silne, radzące sobie. Rodzice liczą też często na to, że z unikających dzieci wyrosną dobrze radzący sobie dorośli. Zwłaszcza chłopcy są często pchani w tym kierunku, bo wydaje się to właściwym, męskim schematem zachowania.
Przedstawiając ten styl przywiązania, wskazuję na metaforę żółwia, który jest twardy na zewnątrz, bo ma skorupę, ale tak naprawdę pod nią jest dość bezbronny. Skorupa chroni go, ale też izoluje i utrudnia mu relację z innymi i szukanie pomocy. Żółw także przeżywa emocje i stresuje się, ale zamiast rozumieć swoje emocje i być z nimi w przyjaźni, tłumi je, wypiera. Często nie potrafi nawet powiedzieć, co czuje, albo zamiast każdego uczucia czuje złość.
Uważa generalnie wszystkie emocje za złe i przynoszące kłopoty. Nie radzi sobie z trudnymi emocjami, ale także nie przeżywa w pełni tych miłych. Czasem tłumi bardzo mocno emocje, a w końcu nie wytrzymuje i wybucha, raniąc innych ludzi.

Agnieszka Stein - O przywiązaniu. Jak budować bezpieczną więź z dzieckiem
fot Melissa Keiser

19/11/2023

Szczęście stało się dziś obowiązkiem. Ludzie smutni czy melancholijni postrzegani są jako nieudacznicy. Tymczasem w życiu jednostki i w życiu zbiorowości dzieją się rzeczy bolesne, przerażające, okropne. I może warto się z nimi zmierzyć inaczej niż przez optymistyczne machnięcie ręką? Mamy prawo do rozpaczy. Rozpacz bywa sensowna. Jest przyznaniem, że życie nie jest sprawiedliwe i czasem musimy przegrać. A wtedy potrzebujemy innych ludzi, którzy z nami tę rozpacz podzielą.

Agnieszka Graff

„Podczas terapii odkrywamy, że uleczenie może nastąpić tylko poprzez relację. To logiczne – rany, które zadano nam w rel...
07/11/2023

„Podczas terapii odkrywamy, że uleczenie może nastąpić tylko poprzez relację. To logiczne – rany, które zadano nam w relacji, tylko relacja może zagoić."

„Podczas terapii odkrywamy, że uleczenie może nastąpić tylko poprzez relację. To logiczne – rany, które zadano nam w relacji, tylko relacja może zagoić. Musi to być relacja, w której terapeuta nie tyle mówi do nas, co z nami rozmawia. Taka, dzięki której możemy odkryć kim naprawdę jesteśmy pod pancerzem słów, przekonań i złudzeń. Taka, która postawi w centrum nasze uczucia, a nie deklaracje. Nic nam nie pomoże, jeśli usłyszymy, że mamy przestać marudzić i wziąć się w garść. Potrzebujemy przestrzeni akceptacji, okoliczności, w których wreszcie będziemy mogli przyznać się do własnych uczuć. Terapeuta ma nam pomóc przyjrzeć się temu, na co dotąd baliśmy się choćby zerknąć. Ma nas wspierać, kiedy będziemy zmagać się z ciężarem, który dotąd był dla nas nie do udźwignięcia.
Terapia nie jest czasem na pogaduszki o wszystkim i o niczym. To czas, kiedy z pomocą terapeuty mamy zajrzeć a nasz wewnętrzny świat, pozwolić dostrzec w sobie skłonności i pragnienia, których się wyparliśmy. Terapeuta pomoże nam zdać sobie sprawę ze strategii, które bezwiednie stosujemy, żeby ukrywać się przed światem i przed samymi sobą. A potem zachęci nas, żebyśmy wyszli z ukrycia.”

Jon Frederickson, „Kłamstwa, którymi żyjemy”
fot. Sarah Hongerloot

31/10/2023

DLACZEGO PŁACZ JEST TAK ZAGRAŻAJĄCY?

Płacz jest najpełniejszym aktem uznania i wyrażenia swojego bólu, bezsilności, czy też szczęścia. Żywym świadectwem człowieczeństwa, naszej kruchości i podatności na zranienie, jak i potężnej SIŁY NAPRAWCZEJ, która pozwala uczuciom osiąść, a układowi nerwowo-mięśniowemu przywrócić tonus spoczynkowy. Fizjologiczna reakcja organizmu dotknie w nas tego, co obudowane czy usztywnione. „Każe” to zobaczyć, odczuć i uznać. Jeśli jesteśmy w połączeniu ze sobą, pozwolimy sobie wtedy zapłakać. Jeśli nie, łykniemy, zepchniemy do środka i przykryjemy napięciem. Kiedy uznaję swoje uczucia, zgadzam się na ich przepływ. Staję otwarcie i odważnie, wobec tego, co we mnie. Otaczam się czułym ramieniem własnego zrozumienia oraz troski i płaczę. W ten sposób okazuję sobie miłość, gdy właśnie wokół jej zabrakło.

Kojarzymy płacz ze słabością i wstydem. Blokujemy go, by nie narazić się na ponowne upokorzenia, tym samym odmawiając sobie wsparcia, kiedy najbardziej go potrzebujemy. Wstrzymując go, rezygnujemy z łączności ze sobą i czucia siebie w pełni. A to właśnie przyjęcie siebie w całości umożliwia objęcie naszych cieni, doznanych krzywd i zawstydzeń. Dlatego tak ważne jest, by obejmować dzieci, kiedy płaczą. By ich szlochające, rozedrgane ciałka miały doświadczenie oparcia w przyjmujących, bezpiecznych ramionach.

W trakcie prowadzenia grup ćwiczeniowych obserwuję stale pojawiającą się potrzebę rozmawiania o płaczu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie oczekiwanie, że omówienie go przyniesie taki sam rezultat, jak samo poszlochanie. W mniejszym stopniu potrzeba ta dotyczy również innych form wyrażania siebie, ale płacz jest tym stanem, któremu towarzyszy największa chęć podyskutowania, a nie doświadczania. Podczas gdy mówienie o złości bywa wyrażaniem (można mówić, będąc odłączonym od czucia), opowiadanie o płaczu nie jest kanałem ekspresji dla niego. O ile złoszczenie się budzi wyjściowo dużo oporu, to w trakcie ćwiczeń obawy topnieją, pojawia się przepływ i możliwość swobodnego jej wyrażania. Po zakończonej praktyce zostaje żywa chęć, by wrócić do tego doświadczenia. Z płaczem jest zupełnie inaczej. Opór wyjściowy utrzymuje się często na wysokim poziomie przez większość doświadczania, skutecznie hamując falę przepływających uczuć.

Kiedy człowiek pozwolił sobie w końcu poszlochać, nie oznacza to wcale, że przy kolejnej możliwości będzie chciał wrócić do tego stanu, nawet czując się bardzo dobrze zaraz po nim. Płacz jest chroniony wysoko zorganizowanymi zasiekami, z którymi zwykle nie jesteśmy w kontakcie. Co więcej, myślimy, że są one naturalne i niezbędne do funkcjonowania. Mam tu między innymi na myśli:
- zaciskanie ust,
- przełykanie śliny,
- wciskanie palców w kąciki oczu,
- nieoddychanie,
- przepraszanie otoczenia,
- zezłoszczenie się na siebie,
- tłumaczenie się,
- ocenianie się.
i całe spektrum uruchamianych przekonań.

Wszystkie te sposoby służą jednemu: nie rozpłakać się. I wcale nie chodzi tu o niesprzyjające okoliczności, jak przebywanie akurat w pracy czy w metrze. Stwierdzenia: „nie płaczę od dzieciństwa” czy „nie pamiętam, kiedy miało to ostatnio miejsce”, są powszechne. Często tym zdaniom towarzyszy duma i poczucie dobrze wykonanego zadania. Dopiero z czasem pojawia się niejasne poczucie straty. Bywa, że stajemy się umęczeni własną kontrolą i ograniczeniami z niej płynącymi. Zwykle też dość dokładnie pamiętamy moment decyzji, kiedy postanawiamy więcej nie płakać. I można by zapytać: no i co z tego? Czy szloch jest po coś potrzebny? I komu?!

Każde uczucie ma swój kanał ekspresji. Głównym kanałem dla smutku jest płacz. Bez niego smucenie się (zwłaszcza długoterminowe) staje się aktem TŁUMIENIA, prowadzącym do ROZPACZY i beznadziei. Jak każda emocja, również smutek wymaga ekspresji. Mam wrażenie, że coraz częściej jest on omawiany, a nie przeżywany. Stał się posępnym, permanentnym stanem obciążającym nas. A smutek tak, jak i każde inne uczucie, ma swoją dynamikę, przepływ i bardzo ważną cechę: PRZEMIJALNOŚĆ. Obserwujemy ją u dzieci, które ani nie smucą się bez końca, ani ciągle się nie złoszczą, ani nie są stale radosne. Są w PRZEPŁYWIE uczuć, pozwalając na tę zmienność i poddając się jej. Stało się tak, że smucenie się przestało być kojarzone z płakaniem. A jeśli już sobie na nie pozwolimy, mamy na myśli kilka niemych łez płynących po policzkach. Jest bardzo ograniczone w stosunku do potrzeb, ale i możliwości naszego organizmu. Kiedy nadchodzi burza, jest szaro i błyska, a na koniec spada tylko kilka kropli deszczu, świat dalej zostaje ciężki i duszny.
Pełny płacz to SZLOCH, przy którym brzuch się rusza, z gardła płyną dźwięki, łkamy, broda i ręce się trzęsą, twarz jest mokra od łez, a z nosa cieknie. Zwykle trwa 5−10 minut (mam na myśli osoby, które regularnie pozwalają sobie płakać), przebiega falami, które nas ponownie wzbudzają, aż dochodzi do uspokojenia, wyciszenia i odpoczynku. Po płaczu oddychamy głęboko (spontanicznie, bez udziału woli), twarz jest miękka, gardło rozluźnione, całe ciało delikatnie pulsuje. Pojawia się coś, co nazwałabym wewnętrzną słodyczą: połączenie smutku z ulgą i ukojeniem. Głowa staje się przyjemnie ciężka, myśli spokojnie płyną.

Można by się zastanowić, dlaczego, skoro tak dobrze czujemy się po płaczu, unikamy go jak ognia? Mam wrażenie, że o ile kontakt ze złością daje nam poczucie siły i sprawczości, to przeżywanie smutku oznacza poddanie się uczuciom, które czynią nas bezbronnymi, przypominając o naszej kruchości i podatności na zranienie. Kiedy płaczemy, uznajemy słabość i zależność od innych. Czujemy się odkryci. Jeśli do tego dołączymy przekazy:
- i co się mażesz...
- nie ma co płakać!
- tylko słabeusze płaczą...
- płakanie ci nie pomoże...
- chłopaki nie płaczą!
- zaraz dam ci powód do płaczu!
- przestań buczeć, bo aż uszy bolą

I doświadczenia:
- kiedy w trakcie płaczu byliśmy upokorzeni,
- gdy widzieliśmy innych ciągle rozpaczających, a bezmiar ich uczuć przykrywał wszystko inne, w tym nas i nasze potrzeby,
- gdy byliśmy karani za płacz,
- gdy nie mogliśmy zatrzymać płaczu i narażało nas to na dalsze cierpienia,
- gdy płakaliśmy w samotności i nie było „do kogo płakać”.
Nic dziwnego, że płacz stał się tak zagrażający. Myślę, że jest jeszcze jeden ważny powód. Przeczuwamy, że może on połączyć nas z głęboko skrywaną, często zaprzeczoną rozpaczą. O ile czujemy, że nad smutkiem możemy zapanować, tłumiąc go, to pozwalając sobie na głębokie zapłakanie obawiamy się, że dotkniemy rozpaczy, otwierając bezdenną studnię zalewających emocji. Wierzymy, że kiedy je spychamy, one przestają istnieć. Niestety chroniąc się przed odczuwaniem jednych uczuć, ograniczamy możliwość przeżywania innych, również tych pozytywnych, takich jak radość czy przyjemność. Pozwolenie sobie na płacz jest aktem potwierdzającym prawo do przeżywania swoich emocji. Z jednej strony zbliża on nas do bolesnych odczuć, z drugiej pozwala je akceptować, a z czasem, coraz lepiej przyjmować. Wpływa to na zwiększenie możliwości doświadczania przyjemności.

Lowen zestawia zdolność do głębokiego płaczu z doznawaniem rozkoszy, a dostęp do złoszczenia się z przeżywaniem radości. Tłumienie uczuć nie jest operacją selektywną. Gdy hamujemy przeżywanie jednych emocji, ograniczamy możliwość doświadczania innych. Kiedy spłycamy oddech i zaciskamy usta, by się nie rozpłakać, nie tylko blokujemy kontakt ze smutkiem, ale wpływamy na całą naszą psychofizjologię: począwszy od nastroju, skończywszy na objawach fizycznych. TŁUMIENIE USZTYWNIA CIAŁO. Powstaje zorganizowany pancerz mięśniowy, który przez lata traktujemy jako swoje najlepsze uposażenie. ZBROJA MIĘŚNIOWA, która kiedyś miała chronić, z czasem staje się ciężarem noszonym każdego dnia, którego sztywność ogranicza oddech, zabiera spontaniczność, a w końcu niszczy żywotność.

Właśnie dlatego płakanie jest tak silnie ustawione w konflikcie do obron ego. Ego pamięta, z jakiego powodu powstała zbroja i przed czym miała obronić, więc „każe się trzymać”. Pozwolenie na płacz oznacza zagrożenie dla sztywności, która kiedyś ratowała przed nadmiernym bólem. Kiedy pojawia się szloch, a wraz z nim łkanie, przepona porusza się, głębiej oddychamy i wydobywają się dźwięki. Wszystko to sprawi, że poczujemy nasze emocje – te z dziś, a jeśli dotąd były wypierane, również te z kiedyś.
Lowen opisuje smutek jako pierwotną utratę obiektu miłości. Coś, co było źródłem szczęścia i przyjemności, zostaje utracone, stąd pojawia się ból. Równocześnie jednak towarzyszy temu wspomnienie ciepłych, napełniających uczuć, związanych z doświadczaniem wzajemności, przepływu i bliskości. Wyróżnił on:
- Smutek, kiedy wspomnienie dobrych uczuć przeważa nad cierpieniem.
- Żal, kiedy ból utraty przeważa nad dobrymi przeżyciami, które trudno jest mieć w kontakcie, wspominać czy tęsknić.
- Rozpacz, kiedy ból dominuje, zabierając całkowicie przyjemność, nawet tę wspominaną. To stan, w którym brakuje nadziei, że aktualna sytuacja może minąć i przyjdzie coś dobrego, pojawi się nowy, „dobry obiekt”.

Każdemu z tych uczuć należy się uznanie. Każde potrzebuje czasu i miejsca na wybrzmienie. I każde potrzebuje płaczu, a właściwie to my go potrzebujemy, by pozostać żywymi, czującymi, po prostu ludzkimi wobec naszych doświadczeń i historii.

Marzena Barszcz

Rozdział pochodzi z książki „Psychoterapia przez ciało”: https://instytut-analizy-bioenergetycznej.salescrm.pl/shop

21/10/2023

„[…] badacze więzi wykazali, że nasi pierwsi opiekunowie nie tylko karmią nas, ubierają i pocieszają, gdy jesteśmy zdenerwowani; oni kształtują sposób, w jaki nasz szybko rozwijający się mózg postrzega rzeczywistość: na kim możemy polegać, a kto nas zawiedzie, co musimy zrobić, by zaspokojono nasze potrzeby. Te informacje są wplecione w sieć obwodów mózgowych i tworzą wzorzec tego, jak myślimy o sobie i o świecie wokół nas. Te wewnętrzne mapy są zadziwiająco stabilne w czasie. Nie oznacza to jednak, że doświadczenia nie mogą ich zmienić. Doświadczenie prawdziwej miłości, szczególnie w okresie dojrzewania, gdy mózg po raz kolejny przechodzi okres dramatycznych zmian, może nas naprawdę odmienić. Podobnie jak urodzenie dziecka, bo dzieci często uczą nas jak kochać. Dorośli, którzy w dzieciństwie byli maltretowani lub zaniedbywani, wciąż mogą poznać piękno intymności i wzajemnego zaufania albo przeżyć głębokie doświadczenie duchowe, które otworzy ich na większy świat.”

Bessel Van Der Kolk „Strach ucieleśniony”, s. 169
fot fot Claudio Schwarz

Pacjent narcystyczny"To, co w terapeucie może wyzwalać szczególną reakcję przeciwprzeniesieniową, to brak autentycznego ...
20/10/2023

Pacjent narcystyczny

"To, co w terapeucie może wyzwalać szczególną reakcję przeciwprzeniesieniową, to brak autentycznego zaangażowania pacjenta w proces terapii, choć pacjent jest zdyscyplinowany, stara się dotrzymać kontraktu, dużo mówi od siebie, ale wszystko to są tylko pozory współpracy i zaangażowania. W gruncie rzeczy ciężar odpowiedzialnosci za przebieg i rezultaty terapii przerzuca na terapeutę. Analityk łatwo może ulec tym manupulacjom. Pacjent nakręca spiralę żądań, a terapeuta, tłumiąc agresję kompulsywnie je spełnia i w ten sposób obaj poruszają się zgodnie z obronami pacjenta na poziomie fałszywego "ja". Żeby ustrzec się przed tymi konsekwencjami i zrozumieć przyczyny braku zaangażowania pacjenta w terapii, należy dokładnie zrozumieć jego motywy zgłoszenia się na terapię. Nie jest to pragnienie rzeczywistych zmian, bo tych się szczególnie obawia, ale umocnienie wiary w swoje nieograniczone możliwości. Stąd też wymagania stawia analitykowi, a nie sobie. Jeśli uda nam się odkryć w pacjencie zależności między brakiem zaangażowania a lękiem- poczujemy się uwolnieni od destrukcyjnych myśli i emocji przeciwprzeniesieniowych."

M. Jasiński, Wyleczyć znaczy zrozumieć, "Dialogi- zeszyty IPP"

Adres

Wroclaw

Telefon

+48662213965

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Alicja Podolak-Herudzińska Psychoterapia i Psychodietetyka- Dbaj o Siebie umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Alicja Podolak-Herudzińska Psychoterapia i Psychodietetyka- Dbaj o Siebie:

Udostępnij