14/07/2025
Dzisiaj zainspirowany rozmową z wczoraj, zdarzeniem, którego nie opiszę, gdyż jest zbyt osobiste przypominam o wdzięczności, jej rozwijaniu, czy to w oparciu o praktykę formalną, czy poza nią.
Dla tych z Was, którzy nie znają jeszcze opowieści o pastuszce, którą często przytaczam na zajęciach wprowadzając ludzi właśnie do praktyki wdzięczności, poniżej fragment z mojej książki "Mindfulness znaczy sati", gdzie opisuję spotkanie z pastuszką w Indiach. Natomiast samą krótką medytację wdzięczności, którą prowadzę, znajdziecie na YT, link podaję w komentarzu. A zdjęcie do postu zrobiłem w pobliżu miejsca, gdzie zdarzyło się opisywane spotkanie.
"Kilka lat temu odwiedziłem Ladakh. W tym przepięknym miejscu w Himalajach można spotkać społeczności nadal kultywujące tradycyjne wartości miejscowego buddyzmu. Świat, który runął po chińskiej inwazji w Tybecie, tu jeszcze trwa. Ladakh w wyniku sprzyjających okoliczności i położenia geograficznego znalazł się w granicach Indii, dzięki czemu jego kultura nie została poddana systematycznemu niszczeniu. Gdy chodziłem z plecakiem po tej części Himalajów, pewnego dnia zostałem zaproszony do kamiennego domostwa kobiety, która latem wypasała tu właśnie, na wysokości blisko 5000 metrów n.p.m., kozy i jaki. Razem ze mną, poza kilkoma przypadkowymi towarzyszami wędrówki, był miejscowy przewodnik, który postanowił pokazać nam, jak żyją ludzie na takiej wysokości. Wprowadził nas w świat całkowicie obcy, biedny, nieznany. Domem kobiety było coś na kształt ziemianki pokrytej prymitywnym dachem, z jednym maleńkim oknem, przez które wpatrywały się w nas, wciskając pojedynczo głowy, kozy, co powodowało, że w pomieszczeniu siedzieliśmy prawie w całkowitej ciemności. Elektryczności nie było, ogień w piecu się nie palił, głowy kóz zabierały więc większość dostępnego światła. Niewiele podstawowych sprzętów stanowiło całe wyposażenie tego miejsca. Kilka stołków, stół, garnki, czajnik, szklanki, coś jakby łóżko, a raczej legowisko. O ściąganiu kurtek czy butów nie było mowy. Było zbyt zimno. Gospodynią okazała się niska kobieta o szerokim uśmiechu, ciemnych, radosnych oczach, opatulona rzeczami szarymi od kurzu, który pokrywał także jej ogorzałą od słońca twarz. Miała może 30, może 40, może 50 lat. Nie znaliśmy jej języka, ona nie znała angielskiego. Dzięki przewodnikowi, który wszedł w rolę tłumacza, mogliśmy z nią porozmawiać. Jeden z moich przypadkowych towarzyszy, Hans, który okazał się menedżerem w niemieckiej korporacji, przyjechał w Himalaje, aby pomóc sobie odpowiedzieć na pytanie, jak być szczęśliwym. Odpowiedzi nie znalazł w bogatych Niemczech, nie przyniosły mu jej pieniądze, wykształcenie i sukces zawodowy. Bardzo chciał dopytać o szczęście zakurzoną, biedną, żyjącą w czymś, co wielu nazwałoby norą, himalajską pasterkę kóz i jaków. Gdy kobieta odpowiedziała na kilka pytań dotyczących stada, domu, pracy, Hans, z wysokości swoich ponad 190 centymetrów, skierował do niewiele ponad półtorametrowej pasterki grzeczne, bezpośrednie pytanie:
— Czy mogłabyś powiedzieć, czy jesteś szczęśliwa?
— Tak, jestem — odpowiedziała, cały czas uśmiechając się swoimi ciemnymi oczami.
— Czy możesz powiedzieć, jak to zrobić, jak być szczęśliwym? — kontynuował Hans, wciąż grzecznie, pokornie, jakby kuląc się, jakby czując w tej sytuacji niezręczność swojego wzrostu. A może kulenie się wynikało z desperacji?
— Tak — odparła pasterka w przeciwieństwie do Hansa wyprostowana, pewna siebie, rozluźniona i również pokorna, jednak pokorą zupełnie inną.
— Przede wszystkim bądź wdzięczny, zadowolony z tego, co masz — kontynuowała kobieta, intensywnie wpatrując się w błękitne oczy Hansa, jakby sprawdzając, czy rzeczywiście rozumie, co do niego mówi.
— Nie rań innych — dodała.
— I... kontroluj swój umysł — zamknęła nauczanie kobieta pasąca kozy i jaki.
Hans jakby przygasł. Uderzony siłą tego, co usłyszał? Prostotą? Głębią? Trzy zdania! A może refleksją: „Ona tu, nie mając prawie niczego, żyjąc w ziemiance, w zimnie, z kozami, szczęśliwa, a ja z pieniędzmi, wykształceniem, sukcesem — nie. Jak to? Ale właśnie tak jest!”. Może Hans tak pomyślał, może nie, jednak jego zmieszanie (?), smutek (?) zauważyła chyba również pasterka i odwzajemniła pytanie:
— A ty jesteś szczęśliwy?
— Tak... — po chwili milczenia odpowiedział smutno Hans. — Czasami... Tak. Ale czasami nie... — dorzucił jeszcze smutniej.
Jakby ratując, jakby chcąc wyciągnąć Hansa z jego niepotwierdzonego smutku, pasterka dodała:
— Ja też czasami nie jestem szczęśliwa. Parę tygodni temu mieliśmy wielką powódź. Największą od lat. Woda zniszczyła mi dom w dolinie, straciliśmy strasznie dużo. I wtedy też nie byłam szczęśliwa — pocieszała Hansa opowieścią o swoim nieszczęściu.
— Ale teraz znowu jestem — dodała z tym samym uśmiechem w oczach.
Tak więc pierwszym elementem prowadzącym do szczęścia według himalajskiej pasterki jest wdzięczność, zadowolenie z tego, co mamy. Czy rzeczywiście wdzięczność ma wpływ na nasz dobrostan, na szczęście? Jestem przekonany, że tak. Żyjąc w świecie koncentrującym naszą uwagę na braku, na tym, czego nie mamy, a co (według reklam i nie tylko) powinniśmy mieć, aby być szczęśliwymi, radosnymi, spełnionymi, nie dostrzegamy tego, co mamy, za co możemy być wdzięczni. I przepełnieni brakiem, nienasyceniem, cierpimy, konsumując coraz więcej.
Usłyszałem kiedyś buddyjską opowieść o świecie głodnych duchów, istot o olbrzymich żołądkach i wąskich przełykach ciągle cierpiących z powodu niezaspokojonego pragnienia jedzenia i picia. Czy nie czując wdzięczności, nie stajemy się takimi istotami? Ze wszelkimi konsekwencjami braku wdzięczności?
Wpływ wdzięczności na nasze życie poddawany jest także badaniom. Wiele z nich wskazuje, że wdzięczność powiązana jest z poczuciem większego szczęścia, satysfakcją w życiu, ogólnie rzecz ujmując, wzmacnia pozytywne uczucia i osłabia te trudne. Jedna z form badań nad wdzięcznością polega na tym, iż badani przez parę tygodni mają za zadanie każdego dnia zapisywać po kilka rzeczy, za które są wdzięczni. Okazuje się, że tak prosta praktyka notowania, a więc świadomego zauważania, za co można być wdzięcznym i za co w związku z tym wdzięcznym się jest, prowadzi do wzrostu satysfakcji pozytywnych uczuć w życiu osób badanych.
Praktykujmy wdzięczność i poprzez nią wzmacniajmy również spokój umysłu i mindfulness. W wyciszonym umyśle łatwiej dostrzec bieżące doświadczenia i relacje zachodzące między nimi. Mindfulness pozwala łatwiej zauważyć wpływ wdzięczności na nasze życie, jednocześnie w ten sposób ją rozwijając".