12/05/2025
Jak zwykle w punkt, konkretnie, rzeczowo i z humorem :)
Ponieważ "sezon kleszczowy" w pełni, parę słów o tym co robić, a czego nie robić po ukłuciu kleszcza.
CO ROBIĆ GDY UKŁUJE CIĘ KLESZCZ?
- usunąć jak najszybciej - nie czekać z usuwaniem, aż zrobi to ktoś wykwalifikowany (kiedyś miałam pacjenta, który czekał na wizytę 4 dni z kleszczem wbitym w udo, bo chciał, żebym go "umiejętnie" wyjęła, aż kleszcz się w końcu najadł i sam odpadł - tak nie należy robić). Im szybciej usuniemy kleszcza, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że "wstrzyknie" nam jakiś patogen;
- usunąć jak się potrafi - jak się nie posiada specjalnych przyrządów do usuwania kleszczy i nie ma szans na ich szybkie zdobycie, to można użyć pęsety (zwłaszcza dla najmniejszych kleszczy w stadium nimfy), czasami nawet wystarczą palce - ja palcami wyciągam kleszcze z moich zwierząt i czasami nawet z siebie, jeśli kleszcz jest na tyle duży, że da się go odpowiednio uchwycić nie ryzykując zgniecenia odwłoku (ale mam krótko obcięte paznokcie, więc mam odpowiednie wyczucie). Nawet jak kleszcz się "urwie" i zostanie główka kleszcza w skórze, to nie ma tragedii - sama wyjdzie za jakiś czas (jak każde ciało obce płytko wbite w skórę).
- przed usunięciem niczym kleszcza nie pryskać, natomiast jak już się go wyjmie, to spryskać miejsce ukłucia Octeniseptem (albo innym preparatem do dezynfekcji ran)
- po usunięciu kleszcza obserwować miejsce po ukłuciu - nie trzeba tego robić bez przerwy, wystarczy jak się na nie popatrzy raz na 2-3 dni (chyba, że się coś dzieje).
- pomyśleć o szczepieniu przeciw kleszczowemu zapaleniu mózgu - jak dotąd to jedyna choroba przenoszona przez kleszcze, przeciw której dostępne jest szczepienie. Zaszczepić można się w dowolnym czasie - niezależnie od tego czy i kiedy doszło do ukłucia kleszcza. To nas uchroni na przyszłość przed chociaż tą jedną chorobą.
CZEGO NIE ROBIĆ GDY UKŁUJE CIĘ KLESZCZ?
- NIE WYSYŁAĆ KLESZCZA DO LABORATORIUM na badania w kierunku różnych patogenów, którymi kleszcz może być "zarażony". Sprawa jest prosta - cokolwiek by w kleszczu nie było, nie ma to żadnego wpływu na postępowanie wobec pacjenta. Jeśli osoba ukłuta nie prezentuje żadnych objawów chorobowych - nic się nie robi. Dopiero jeśli pojawią się (konkretne) objawy choroby odkleszczowej to należy zacząć działać (czyli skonsultować się z lekarzem). Badanie kleszcza jest więc wyrzucaniem pieniędzy w błoto.
- NIE ROBIĆ SOBIE BADAŃ W KIERUNKU BORELIOZY - jeśli pojawił się rumień w miejscu ukłucia, który spełnia kryteria rozpoznania rumienia wędrującego (czyli jednej z postaci wczesnej boreliozy) i tak nie trzeba robić badań i wdraża się leczenie na podstawie obrazu kllinicznego. Jeśli pojawią się inne objawy, które mogą mieć związek z potencjalną boreliozą - to być może LEKARZ ZALECI wykonanie badań w jej kierunku. Natomiast wykonywanie badań w kierunku boreliozy u osoby, która nie ma żadnych objawów chorobowych, nie ma sensu - bo borelioza to CHOROBA, która musi mieć swoje objawy, żeby ją rozpoznać. Jeśli pacjent nie prezentuje objawów chorobowych - nie robi mu się badań (nawet jeśli ich wyniki byłyby dodatnie, to nie wdraża się leczenia u pacjenta, który nie prezentuje objawów boreliozy - bo choć mogło dojść do styczności z krętkiem borrelii, to ta bakteria po prostu nie namnożyła się wystarczająco, żeby wywołać chorobę i pacjent nie wymaga żadnego postępowania).
- NIE DOMAGAĆ SIĘ od lekarza czy farmaceuty ANTYBIOTYKOTERAPII profilaktycznej po ukłuciu przez kleszcza (wyjątkiem jest sytuacja mnogiego pokłucia przez kleszcze w rejonie, w którym borelioza występuje często; zwłaszcza jeśli żerowanie było długotrwałe, czyli znajdziemy bardzo "opitego" kleszcza)
- jeśli już lekarz zaleci wykonanie badań w kierunku boreliozy, to NIE WYKONYWAĆ JAKO PIERWSZEGO TESTU WESTERN BLOT (WB), czyli testu potwierdzenia. Szokujące jest, że pacjenci bywają namawiani w niektórych laboratoriach do pominięcia badania metodą ELISA (test przesiewowy) i zrobienia od razu testu WesternBlot lub Immunoblot - słyszałam takie relacje wielokrotnie od pacjentów. Wykonywanie od razu WB nie ma absolutnie sensu, bo nie można interpretować testu WB (testu jakościowego) bez wykonania testu ELISA (testu ilościowego). Te dwa testy się uzupełniają, ale samodzielnie o niczym nie przesądzają.
- przede wszystkim NIE PANIKOWAĆ. Kleszcze to pasożyty, które były z nami od setek lat. Owszem, ostatnio jest ich więcej - bo klimat się ociepla. Gdy ponad 20 lat temu uczyłam się do egzaminu z chorób zakaźnych na studiach, określało się "sezon kleszczowy" jako czas od kwietnia do października - bo w pozostałym czasie kleszcze były nieaktywne i nie widziano chorób przez nie przenoszonych. A w tym roku było tak, że ostatnią boreliozę wczesną z "sezonu" 2024 rozpoznałam w styczniu 2025, a pierwszą z "sezonu" 2025 ropoznałam pod koniec lutego (bo luty już był bardzo ciepły). Ale jakoś nie widać wokół nas w ostatnich latach masowych zgonów z powodu boreliozy, prawda? Bo to jest choroba w znakomitej większości przypadków całkowicie uleczalna i dobrze rokująca - jak większość chorób bakteryjnych w dobie antybiotykoterapii (tak, wiem że zupełnie co innego piszą w "Internetach" - zaraz wyjaśnię...).
- i na koniec (chyba) najważniejsze - jeśli pojawił się rosnący na obwód rumień w okolicy ukłucia kleszcza, czyli rumień wędrujący (wczesna zlokalizowana postać boreliozy), to idź do lekarza, ale NIE CZYTAJ "INTERNETÓW". Musimy mieć świadomość, że wokół kleszczy i chorób przez nie przenoszonych zrobił się bardzo duży szum medialny. Zdecydowanie za duży, nieadekwatny do prawdziwego zagrożenia. W zakamarkach sieci można znaleźć informacje o tym, że boreliozy nie da się wyleczyć, że jest to choroba dożywotnia, że potrzeba wiele terapii antybiotykowych podawanych przez wiele lat, że trzeba się umawiać na biorezonanse, że trzeba pić specjalne zioła, jeść specjalną dietę, robić różne badania (i to nie te, które oferują zwykłe laboratoria, tylko pojechać do SPECJALNYCH laboratoriów specjalizujących się w boreliozie i pójść do PRAWDZIWEGO specjalisty od boreliozy, bo zwykli zakaźnicy się nie znają) i ogólnie - jeśli masz boreliozę, to najlepiej się owiń w całun i zacznij czołgać do nabliższego cmentarza.
Prawda jest taka, że na boreliozie (i innych chorobach odkleszczowych) wyrósł biznes, na którym wiele osób (w tym niestety również niektórzy lekarze czy diagności) nieuczciwie zarabia. Na wielu forach można znaleźć sugestie, że prawie każdy objaw chorobowy można przypisać boreliozie, co jest doskonałą pułapką na przepracowanych, zmęczonych ludzi, siedzących całymi dniami za biurkiem, którzy nagle pragną dowiedzieć się, dlaczego czują się teraz gorzej niż jeszcze 10 lat temu, a plecy bolą, a przecież kiedyś nie bolały. Zdarza się, że pacjent czy nawet lekarz nadmiarowo rozpoznaje boreliozę i "spoczywa na laurach", przestaje diagnozować pacjenta w kierunku innych możliwych przyczyn dolegliwości, co może skończyć się tragicznie jeśli za objawy odpowiada zupełnie inna poważna choroba..
Owszem borelioza może spowodować poważne powikłania, ale zdarza się to relatywnie rzadko.
Zapytam przewrotnie - czy tak samo jak boreliozy boimy się anginy czy szkarlatyny? Większość osób powie "Skąd, przecież to zwykłe choroby, nic się po nich nie dzieje". A prawda jest taka, że po anginie paciorkowcowej czy jej "siostrze" - szkarlatynie - mogą wystąpić poważne powikłania, nawet gorsze i poważniejsze niż w boreliozie. Ale nikt o nich nie myśli - bo dostajemy antybiotyk, objawy anginy/szkarlatyny mijają i zapominamy o tym, że chorowaliśmy. Bo angina czy szkarlatyna jest oswojona, znana, każdy choć raz miał te choroby lub zna kogoś kto na nie chorował.
Pora zatem, żeby oswoić boreliozę - zwłaszcza w postaci wczesnej zlokalizowanej - czyli rumienia wędrującego, który leczy się doskonale antybiotykami. A nawet jeśli przeoczy się postać zlokalizowaną i dojdzie do rozwoju postaci rozsianej boreliozy, to w większości przypadków daje się ją wyleczyć bez trwałych następstw. Natomiast wskutek dezinformacji sianej w internecie u wielu pacjentów po leczeniu rumienia wędrującego nadal pozostaje lęk. Wpadają w poczucie przewlekłej, nieuleczalnej choroby, choć rumienia już dawno nie widać, a inne objawy się nie pojawiły. Niektórzy pacjenci dostają się w ręce tych nieuczciwych diagnostów czy lekarzy, którzy proponują kilka lat comiesięcznych wizyt za miliony monet oraz niesprawdzone i nieuzasadnione kosztowne terapie.
Potraktujmy więc kleszcze jako element krajobrazu i się do nich przyzwyczajmy. Są i będą nam towarzyszyć w środowisku, które zajmujemy - czy tego chcemy czy nie.
A przenoszonymi przez nie chorobami zacznijmy się przejmować wtedy, kiedy zobaczymy u siebie konkretne objawy choroby, a nie wtedy, gdy czujemy się całkiem zdrowi (wyjątkiem jest kleszczowe zapalenie mózgu, przeciw któremu się zaszczepmy, bo w przeciwieństwie do boreliozy na KZM nie ma leku - i czasem ta choroba jest naprawdę tragiczna).
Dziękuję za przeczytanie tekstu do końca,
dr n.med. Agnieszka Matkowska-Kocjan
specjalista chorób zakaźnych, specjalista pediatrii
Ilustracyjnie: nimfa kleszcza żerująca na mojej osobistej dłoni.