
27/07/2025
Ujęcie z wakacji. Nie ma słońca. Jest mokro, błoto, brak widoków i 16 stopni w pełni lata.
Ja bardzo lubię tę metaforę zmiany, w której używamy perspektywy wspinaczki górskiej w „rozwijaniu się jako specjalista”. A dziś mam ochotę przypomnieć, że na pewno nie wygląda ona tak, jak idealnie jak często wyobrażamy sobie taką wyprawę.
Rozwój, ten prawdziwy, dojrzały, to często droga przez utknięcia. Przez momenty, w których wszystko krzyczy: „nie ma już rozwiązania”. To nie jest proces przypominający wspinaczkę na górę, tylko raczej tułaczkę przez teren, w którym nie wiadomo czy idziesz w dobrą stronę. Gdzie każdy krok może być powrotem do punktu wyjścia.
To wiem także z własnego doświadczenia – jako człowiek, nie tylko specjalista. Bo moja droga również była pełna miejsc, w których myślałem: „to już ściana”. Miejsc, w których nie wiedziałem, czy cokolwiek jeszcze się zmieni. I wiesz co? To właśnie w tych momentach najczęściej rodził się nowy kawałek mnie. Ale nie od razu. Nie spektakularnie. Nie w blasku przebudzenia. Czasem po miesiącach, czasem po czyimś słowie, które akurat trafiło tam, gdzie trzeba.
W pracy z zaburzeniami odżywiania widzę to samo. Widzę ludzi, którzy czują, że już nic z tego nie będzie. Że próbowali wszystkiego. Że to ich ostatnia nadzieja. I nie próbuję ich wtedy przekonywać, że będzie „lepiej”. Raczej siedzę z nimi w tym utknięciu. W tym miejscu, gdzie wszystko w nich mówi „nie potrafię, nie dam rady, nie umiem”.
Bo czasem rozwój to nie wizja nowego życia. Czasem to moment, w którym ktoś mówi: „już nie chcę tak dalej” – i choć nie wie, co dalej, to już jest zmiana. Czasem to to jedno, że ktoś się jeszcze raz pojawił na sesji. Jeszcze raz spróbował.
Nie ma jednej drogi. I jeśli masz dziś wrażenie, że utknąłeś, że nic się nie zmienia, że to już koniec – wiedz, że może właśnie to jest część procesu. Niewygodna. Brudna. Prawdziwa.
I bardzo potrzebna.
Ja dziś też tak mam. Wypatruje słońca.