15/06/2025
Od wczoraj bardzo myślę o tym, jakie mogą być powody tego, że rodziny zastępcze rezygnują ze swojej funkcji.
Impulsem do tego były dwie sytuacje – pytanie na temat tego, ile dzieci "przewinęło się w" przez naszą rodzinę oraz wypowiedź koleżanki, która powiedziała że przyszła kwalifikacje oraz szkolenia na rodzinę zastępczą, ale nie zdobyła się na odwagę, żeby nią zostać.
Zacznę od końca, czyli od odwagi.
Nie nazwałabym tego odwagą, ale pewnego rodzaju szaleństwem 😆
Bo to jakieś boskie szaleństwo, by w dzisiejszych czasach porwać się na wychowywanie dzieci z ogromnymi problemami, najczęściej zarówno zdrowotnymi, jak i emocjonalnymi 🙈
Szaleństwo ze względu na brak dostępu do specjalistów, brak odpowiedniego finansowania dzieci w rodzinnej pieczy zastępczej, wysokie ceny wszystkiego.
Szaleństwo ze względu na postawę wielu, zbyt wielu rodziców biologicznych, którzy poza dotychczasowymi uprawnieniami do bezpłatnego prawnika, dostali jeszcze narzędzie w postaci pierdyliarda grup internetowych, na których doradzają sobie, jak udupić ludzi, zajmujących się na co dzień ich dziećmi.
Ci rodzice biologiczni nie rozumieją kompletnie, że ci ludzie, na których przelewają całą swoją frustrację, złość, cały żal i całą nienawiść, najczęściej wcale nie prosili to, by być rodzinami zastępczymi dla ich dzieci, ale to oni zostali o to poproszeni.
Zostali poproszeni na skutek nieodpowiedzialnego zachowania rodziców biologicznych.
Tylko znacznie łatwiej szukać przyczyny na zewnątrz, niż w sobie.
Znacznie łatwiej oskarżać innych o kradzież i bezprawne przetrzymywanie dzieci, niż uderzyć się w pierś i powiedzieć – dałem / dałam dupy jako rodzic.
To prawdziwe szaleństwo narażać się na nieustanne pretensje, roszczenia, plotki, skargi składane do OPZ, RPD, Prokuratury...
To szaleństwo także ze względu na niewłaściwe praktyki części organizatorów pieczy zastępczej, który zbyt często nie traktują rodzin zastępczych, jak partnerów, zupełnie nie rozumiejąc swojej roli pomocowej oraz wspierającej, nie przestrzegają zapisów ustawy.
To czyste szaleństwo przyjąć do swojej rodziny bardzo skrzywdzone dzieci z trudnych miejsc.
Dzieci, które przemeblują nam nie tylko przestrzeń domową, ale całe nasze życie.
Dlaczego w takim razie?
Bo warto. Po prostu.
Warto zrobić w swoim życiu coś naprawdę ważnego, warto uratować choć jedno życie.
Pytania egzystencjalne – po co tu jesteśmy, po co istniejemy, jaki cel ma nasze życie?
Może właśnie po to?
Tylko trzeba znaleźć swój własny sposób.
I tu miejsce na pierwsze z tych dwóch pytań – "ile dzieci przewinęło się przez waszą rodzinę?"
No więc u nas dzieci się nie przewijają.
Powodem jest na pewno stan Kluskersa.
Gdyby było to dziecko względnie zdrowe albo choćby samodzielna i mające szansę na opuszczenie naszej rodziny, by uczyć się, pracować, założyć własną rodzinę...
Na pewno wówczas nasze decyzje byłyby inne, nasze funkcjonowanie byłoby inne.
Ale stan naszej Córki nie pozwala na rotację dzieci w naszej rodzinie.
Stan naszej Córki wymaga ogromnej stabilizacji, natomiast rotacja to nieustanna zmiana dynamiki systemu rodzinnego.
My na taką zmianę nie możemy sobie pozwolić.
Nie jesteśmy więc rodziną zastępczą, o jakiej standardowo myślą ludzie, czyli taką, w której dzieci przychodzą i odchodzą.
Jesteśmy rodziną zastępczą, której nie przewiduje aktualna Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, choć moim zdaniem ta forma powinna być w Ustawę wpisana.
Jesteśmy rodziną długoterminową, w której jest tyle dzieci, iloma jesteśmy w stanie zaopiekować się, nie narażając się na wypalenie.
Nie wiemy, jaki będzie los Calineczki, choć wszystko wskazuje na to, że i ona zostanie z nami na długo.
Nie przyjmiemy więc kolejnych dzieci i nie będziemy mogli za 10 czy 15 lat pochwalić się, że opiekowaliśmy się dwadzieściorgiem czy trzydzieściorgiem.
Ale czy przez to nasza rodzina jest mniej wartościowa i mniej potrzebna?
Myślę, że zaopiekowanie się jednym bądź dwojgiem dzieci na długi czas, na całe ich dzieciństwo, jest dobrą drogą czy dla wielu osób.
Decydując się na funkcję rodziny zastępczej wcale nie trzeba być od razu rodziną wielodzietną, wcale nie trzeba rotować dzieci.
Zupełnie spokojnie można po prostu wychowywać jedno, dwoje czy troje dzieci w stałym systemie rodzinnym.
Można wychować te dzieci aż do ich usamodzielnienia. Bądź znalezienia innego rozwiązania.
Można to robić ze spokojem, bez szarpania się, bez porywania z motyką na słońce, bez nadwyrężania swoich sił, przekraczania granic wytrzymałości.
Są ludzie, którzy będą czuli się, jak ryby w wodzie wśród gromady dzieci.
A są tacy, dla których granicą jest jedno lub dwoje.
I to jest, moim zdaniem, kierunek, który powinny przyjąć powiaty - inwestowanie w rodziny, z uwzględnieniem ich różnorodności, bez naciskania na zwiększenie liczby przyjmowanych dzieci.
Ostatecznie nawet jako RZZ z dwójką dzieci nadal jesteśmy dla powiatu dwukrotnie tańsi, niż placówki 😉