15/10/2024
Pojechałam po makaron do rosołu. Wróciłam i urodziłam.
W trzeciej ciąży już kilka razy miałam mocne skurcze przepowiadające. Te, które pojawiły się w środę rano (38+3) są znacznie lżejsze, niewiele więc sobie z nich robię. Nastawiam rosół i o 11:00 jadę ścinać lawendę na ogród do mojego 90-letniego Dziadka Henia. Dwóch synów (6 i 3 lata) zostawiam w domu pod opieką męża i kochanej teściowej. Coś tam mi się dzieje lekko, jakby na miesiączkę, ale tnę tą lawendę, przecież porodu nie przegapię, a za chwilę mam zaplanowaną wizytę kontrolną u lekarza to sprawdzimy co jest grane. O 12:30 siadam u położnej na KTG, czytam książkę. „Wie Pani co, mam takie skurcze, w trakcie których nie mogę dalej czytać, muszę zamykać oczy”. Położna podbiega do aparatu, zerka na wydruk „łeeee Pani kochana, do porodu to tu jeszcze daleko”. Nie wiemy kto dokładnie jest w brzuchu, wiemy że zdrowe i tyle nam wystarczy. Celowo nie sprawdzaliśmy płci bo mając dwóch synów zewsząd była presja na dziewczynkę. A my nie chcieliśmy mierzyć się z cudzymi pragnieniami. Wchodzę do ginekologa na wizytę. „Na KTG piszą się lekkie skurcze, ale do porodu to jeszcze daleko. Ma Pani jakieś 4cm rozwarcia, ale szyjka jeszcze trzyma. Moooooże to się dzisiaj rozkręci.”
No to jadę szybko do Aldiego po makaron do rosołu. Płacę w kasie - jest 14:00. Jadę jeszcze raz do Dziadka, zabieram lawendę z rana i owoce, których mi Dziadek w międzyczasie nazbierał. Pakuję wszystko do bagażnika i wracam do domu - jest 14:20. Teściowa nastawia przywieziony makaron, a ja idę pod prysznic, jest sierpniowy upał. Tam łapią mnie mocniejsze skurcze, takie które zginają w kolanach. Wołam męża, żeby mi nalał wodę do wanny bo chyba rozkręca się poród. Założyłam bikini. Skurcz. Jeszcze pomaluję sobie usta. Skurcz.
⁃ „Kochanie czegoś jeszcze potrzebujesz?”
⁃ „Tak. Łap dziecko.”
Mąż stoi i się na mnie gapi. Nie wierzy. Ja z resztą też nie, no ale przecież czuję… Zdejmuję szybko dół bikini i sprawdzam dłonią. Trach, pęka pęcherz płodowy, przez palce przelatuje płyn, a ja czuję główkę pokrytą bujną czupryną. Mąż kucnął
⁃ „Widzę uszy!”
Na kolejnym skurczu wyszedł cały malutki człowiek. Wspólnie złapaliśmy dziecko i mąż podał mi go na klatkę piersiową.
⁃ Kochanie, to jest chłopiec!
Trzeci syn. Adam Henryk 🥰
Stojąc tak z nim na rękach o 14:55 mówię do męża „Wiedziałam, że jestem w tym dobra. Ale nie wiedziałam, że aż tak” 🤭
Przenosimy się na łóżko, przytulam synka, a Bartek okrywa nas czerwonym ręcznikiem. Otwiera drzwi,
„Kochani, chodźcie na rosół!” - woła Krysia.
„Kochani, chodźcie kogoś zobaczyć!” - krzyczy Bartek. Zbiegają się wszyscy. Mina mojej teściowej bezcenna.
„Nie gadaj, że Ty urodziłaś! Jak Ty to zrobiłaś?”
„Szybko Mamo, szybko” ☺️